środa, 2 czerwca 2010

Daję głos...

Witam Was wszystkich!
Dziękuję, że do mnie zaglądacie i zostawiacie od czasu do czasu komentarze. To bardzo miłe i podnoszące na duchu, że mimo nieobecności pamiętacie o malutkiej Jagodziance;)
W tej chwili mój dostęp do internetu jest jedynie w pracy, a że w pracy się pracuje, to... pracuję :D Postanowiłam jednak oderwać się na chwilę od obowiązków służbowych i szybciutko napisać parę słów, co u mnie się dzieje. 
Maj jest dla mnie ważnym miesiącem, bo między innymi wtedy obchodzę urodziny i imieniny. Miałam śmiałe plany zatem zorganizować u siebie na tę okoliczność candy z dużą ilością słodyczy, ale sytuacja, w jakiej teraz jestem, sprawiła, że nici z cukierasów. Jak to mówią: co się odwlecze... No właśnie! Niedługo czeka mnie przerowadzka do wyczekiwanego mieszkanka, więc parapetówa będzie okazją, by Was obdarować upominkami. A jak już jestem przy temacie nowego gniazdka...
Wczoraj do pierwszej w nocy (czyli do dziś;) chi, chi) malowałam łazienkę i toaletę. Ciekawam bardzo Waszych opini, szczególnie jeśli chodzi o toaletę, bo troszkę zaszalałam. Małe pomieszczenia są trudne do zaaranżowania, bo można przesadzić i doprowadzić do przeładowania, optycznego zmniejszenia i tak małej powierzchni, dlatego też kafli szukałam dość długo, ponieważ wciąż mi coś nie pasiło: a to kolor, a to motyw. W końcu jednak znalazłam rozwiązanie. Szczegóły fotograficzne, jak posiądę własny internet!
Kuchnia w kolorze bananowym sprawia wrażenie niezwykle słonecznej. Czekam jedynie na mebelki, które przyjadą w przyszłym tygodniu. Nie będą dla mnie one nowością, bo zamówiłam u kolegi te same, które miałam w poprzednim mieszkaniu. Mało oryginalnie? Może, ale ja po prostu znalazłam te jedne jedyne meble, zaprojektowałam ich system  i nie chcę żadnych innych :D 
W długi weekend zamierzam pomalować córeczce pokoik i następnie zaczniemy robić sypialnię. Miałam jej wizję dawno temu, ale weszliśmy do sklepu z panelami i ...wizję szlag trafił. Wciąż rozmyślam nad kolorami ścian, bo - jak wspomniałam - panele wybrałam bynajmniej nie klasyczne - a to zobowiązuje. Zmieniam co chwilę koncepcję, no i z tego powodu rozwodzę się z mężem średnio co 15 minut ;) Wiecie, jakie są kobiety...
Ja: Woj, musimy wybrać kolor farby do salonu.
On: - Kochanie, kwestie koloru ścian we wszystkich pomieszczeniach zostawiam tobie.
Ja: Nie, mój drogi, to nasze mieszkanie, więc decyzje podejmujemy wspólnie.
On: No dobra, to wybieram ten zielony.
Ja: Czyś ty oszalał! Już gorszego koloru nie mogłeś wybrać!!!
On: Przecież pytałaś mnie o zdanie, to je wypowiedziałem.
Ja: No tak, ale musisz wybierać kolory sensownie. I znowu wszystko na mojej głowie...
Po czym zupełnie przypadkowo trafiłam na taki odcień zieleni, że właśnie to ten kolor bedzie w naszym salonie...

Jak widzicie, działam intensywnie, a moje życie płynie na trasie Wrocław - Siechnice - Wrocław. Wracam do domu padnięta, zmęczona i mająca ochotę jedynie spać, albo położyć się pod cieplutkim kocykiem. Dodatkowo pogoda nie nastraja mnie optymizmem. Żyję jednak nadzieją, że to już ostatnie dni, kiedy będzie królowało  łzawiące szare  niebo. Aby jednak  zapobiec podsiadaniu w duszy lekkiej nutki dekadencji, kupuję sobie kwiaty (jak i je otrzymuję ;)), zaczytuję się w nowej powieści Marka Krajewskiego  (bynajmniej nie komedii;)) i słucham najnowszej płyty Ani "Movie" (nostalgicznej jak cholera) i  czekam z niecierpliwością na słońce, przeprowadzkę i możliwość dłubania!!!

Słońca i jeszcze raz słońca Wam życzę!