piątek, 30 maja 2014

PIĄTEK POD WYZWANIEM: DZIEŃ MATKI Z DZIECKIEM W TLE

Bonjour.
Dzisiaj krótko i informacyjnie, bo zdjęcia do the 52 Project będzie albo w niedzielę, albo - i to bardziej prawdopodobne w następny piątek razy dwa. teraz moje dzieci się "paryżują";)
Chciałabym Was zachęcić do udziału w wyzwaniu CRAFT SZAFY. Niby z okazji Dnia Matki, ale sami wiecie - matką się jest wtedy, gdy ma dzieci...
Nie mogę się powstrzymać, by znowu jednak zacytować S. Bareję:
– Ożenię się z tobą.
– Jak to, ożenisz się ze mną?
– To oczywiste, że z tobą. Dziecko jest dziecko. Słuchaj, to jest przyszły obywatel!
– Aha. No, ale przecież byliśmy u tego lekarza...
– No, bo chciałem mieć pewność, że się nie mylisz, że rzeczywiście. No i rzeczywiście! Dziecko musi mieć matkę.
– No przecież matkę ma...
– Matkę i ojca. A ojciec jest tak samo ważny jak matka. Jak matka gdzieś wyjedzie, to nawet ważniejszy. Dlatego uważam, że powinienem się z tobą ożenić.
– Ale przecież ty jesteś żonaty.
– Żonaty, żonaty! Żona cię bardzo polubi.

Moja inspiracja.






czwartek, 29 maja 2014

{z cyklu} NATCHNIONY CZWARTEK: TEST TESTERKI CZYLI MŁA

Bonjour.
Kiedy na blogu sklepu FIFI RIFI ogłoszono poszukiwanie testerek produktów do prac szeroko rozumianych jako rękodzielnicze, pomyślałam : łaj not. Wielu nowości czy też mediów i dodatków nie kupuję, bo wszystko kosztuje, a też nie wiem, czy warto wydać kolejne pieniądze na coś nowego. A tak, mogę przede wszystkim poznać coś nowego i ocenić, czy warte jest tego, by mieć  u siebie. Takie testowanie poszerza też horyzonty twórcze, możliwości...
Powiem szczerze, że miała ogromny stres, czy jako testerka zdam egzamin, czy umiem "obcykać: produkt z każdej strony: dostrzec jego możliwości. Sami zresztą wiecie, że często jakieś preparaty uzyskują drugie życie czy też funkcję dzięki naszym własnym próbom, eksperymentom czy potrzebom.
Nawet nie wiecie, jak mnie zamurowało, gdy okazało się, że FIFI RIFI jest zachwycone moimi testami. I znowu urosłam do 170 cm. W. chciał nawet powiększyć drzwi wejściowe ;)

Dzisiaj podzielę się z Wami moimi eksperymentami...


Kiedy na blogu FIFI RIFI ogłoszono drugi test konsumencki PASTELE, postanowiłam spróbować szczęścia. Zostałam wybrana i w ten oto sposób dzisiaj zadebiutuję podwójnie: po raz pierwszy wypróbuję produktu PAN PASTEL oraz po raz pierwszy będę testerką...

Pan Pastel wygląda jak cień do oczu: jest delikatny, pudrowy, ale nie sypie się, ani też nie jest twardy jak kamień. Co ważne - jest bezzapachowy.
Z uwagi na fakt, że nie posiadam specjalnych pędzelków i gąbeczek, udałam się do drogerii, by zakupić gąbeczki do nakładania fluidu oraz pacynki do nakładania cieni i zaczęłam moją nową zabawę;)

Zwróćcie uwagę, proszę, jak za pierwszym razem pięknie została pokryta kolorem kartka. To efekt tego, że w tym produkcie jest o 40% więcej pigmentu niż w tradycyjnych tego typu.



TEST 1
Na pierwszy ogień poszło przestestowanie PAN PASTEL z użyciem masek ( CRAFTfun). Już po jednym pociągnięciu gąbeczką powierzchnia została pokryta pożądanym deseniem.


Wszelkie zabrudzenia, jakieś pomyłki, niedociągnięcia można usunąć za pomocą zwykłej gumki.


TEST 2
To było dla mnie ekscytujące doświadczenie i ogromnie się cieszę, że się powiodło. Mam białe kartonowe listki, które bardzo chciałam zabarwić. Do tej pory eksperymenty z malowaniem ich kredkami akwarelowymi zakończyły się fiaskiem. Leżały zatem i czekały na lepsze czasy... Postanowiłam więc sprawdzić, czy PAN PASTEL da im radę...
  • Najpierw przy użyciu gąbeczki zabarwiłam pastelem listki.

  • Delikatnie zwilżyłam wodą.

  • Następnie ułożyłam listek na czymś miękkim (filc) i dłutkiem okrężnymi ruchami kształtowałam ostateczny wygląd listka. Efekt przewyższył moje najśmielsze oczekiwania!

TEST 3
Postanowiłam sprawdzić, jak PAN PASTEL barwi tekturowe ozdoby. Za pomocą gąbki pokryłam cał powierzchnię motywu, zaś korzystając z pacynki, cieniowałam brzegi listków.


Każdą pracę zabezpieczałam... zwykłym lakierem do włosów, choć można użyć profesjonalnych primerów do utrwalania.

TEST 4
Nie byłabym Jagodzianką, gdybym nie przetestowała PAN PASTEL na... pracach drewnianych. Oto efekty:


Spróbowałam także na surowym drewnie, niepomalowanym uprzednio farbą. Po nałożeniu PAN PASTEL zabezpieczyłam pracę lakierem do włosów, a następnie prawie suchym pędzlem, lekko jedynie zamoczonym w lakierze, ponownie zabezpieczyłam deseczkę. Troszeczkę się rozmazało, ale efekt końcowy i tak mnie zaskoczył i zadowolił, bo byłam przekonana, ze wszystko isę rozmaże..


A oto kartki, które wykonałam z użyciem elementów zabarwionych PAN PASTEL:








Mimo że sobie "poużywałam" PAN PASTEL, to nie widać, by go dużo ubyło. Jest bardzo wydajny, co jest ogromnym atutem tego produktu. Szkoda, że nie miałam możliwości przetestowania z innymi kolorami, bo chciałabym przekonać się na własne oczy, jak kolory wzajemnie się przenikają, łączą, tworząc zapewne niesamowite cieniowania oraz przejścia kolorystyczne - bo po zobaczeniu konsystencji i zachowania się PAN PASTEL jestem przekonana, że właśnie taki fantastyczny efekt będzie w połączeniu z innymi kolorami.
No nic, pozostaje mi przeznaczyć "kieszonkowe";) na inne kolory PAN PASTEL (można kupić w gotowym zestawie po 5 kolorów i cena jest wtedy o wiele niższa), bo jest naprawdę wart zainteresowania i tych pieniędzy.

Jeszcze raz dziękuję FIFI RIFI za danie mi możliwości przetestowania tego produktu. To było ciekawe doświadczenie. Mam jednocześnie nadzieję, że swoimi eksperymentami z użyciem PAN PASTEL na różnych nie tylko rodzajach papieru, ale i materiałach, zachęciłam Was do spróbowania tego produktu.

Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

środa, 28 maja 2014

BZDURKI SPOD KLAWIATURKI {z cyklu SPY DAY}: MAJ/MAY

Bonjour.
Co prawda Ciotka Lucy zrobiła sobie wagary od spajdeja, ale nie ja! mam nadzieję, że wyjdzie mi on jakoś sensownie i dotrwam do końca, bo pracy przy tym poście będzie dużo...

DNI MAJA
Nie ukrywam, że to miesiąc dla mnie szczególny, bom majowa panienka, ale zanim dojdę do TEGO dnia, powiem, iż me dziecię starsze komunistką zostało. Sam okres przygotowań był dla nas trudnym czasem, bo me dziecię oprócz tego, że do dwóch szkół uczęszcza, musiało zaliczyć ok. 20 modlitw i nauczyć się odpowiedzi na 52 pytania...
Ale było tego dnia pod górkę z innej strony, ponieważ Franio od 4.oo nad ranem zaczął puszczać pawie (bynajmniej nie ptaki): namiętnie i nie raz, i nie dwa. Był blady i bez siły.
 Finał tych bardzo nerwowych godzin był rozbrajający. Wcześniej poprosiłam moją Mamę o ugotowanie ulubionej zupy mojej Córki - rosołu, gdyż, albowiem, bodajże nie gotuję wywaru z martwej kury. I gdy przygotowywaliśmy stół do uroczystego obiadu, mój blady Synio rzekł że jest "głodna". Dostał tegoż rosołu: jadł w skupieniu, u bez słów, wiosłując łyżką, po czym rzekł dokonawszy spustoszenia w talerzu: "mamuś, to jeśt pyśne" To były Jego pierwsze słowa w tym dniu. A potem wciąż jadł i jadł, zaś po porannych pawich historiach zostało tylko wspomnienie... 
Ale to był i dla mnie ważny moment troszkę z innego powodu, ponieważ debiutowałam jako osoba fotografująca uroczystość i to w tak specyficznym miejscu ( wysoki sufit, słabo oświetlone wnętrze). Dałam radę i z tego jestem dumna.



Następny dzień z serii DNI MAJA, to... dzień moich urodzin. Kolejnych, pewnie niewartych wspomnienia, ale dla mnie wzruszających, zaskakujących... Dziękuję Pani K. za poniedziałek;)
Na tę okoliczność przygotowałam dla najbliższych cup cakes - tiramisu wg przepisu  KWESTIA SMAKU. Nie przetrwały dwóch dni...

Uwierzcie, że te marcepanowe różyczki to dzieło Jagody? Zaś ślimaczki to praca dwojga: duży Jagny, mały tworzony pod okiem Siostrzyczki - Frania.




A tu uchylam jedynie fragment prezentu... Cudowna niespodzianka. Radość wielka tym bardziej, że kompletnie nie spodziewałam się czegokolwiek... Reszta prezentu czeka na specjalną sesję zdjęciową... ( jeszcze ra dzięki Ciotki: H. i M.).

We Francji Dzień Matki obchodzony jest w ostatnią niedzielę maja. W tym roku przypadało zatem na 25.. Miałam nadzieję, że w związku z powyższym i 26 świętować mi się będzie należało... Nie należało... Musiałam ugotować obiad, zrobić pranie... A laurka, którą dostałam od Jagny, na okładce była napisana po francusku a w środku po polsku - 2 w 1. W doniczce zaś - właśnoręcznie pomalowanej przez Jagódkę - wyrośnie dla mnie kwiat...



Kolejny DZIEŃ MAJA odbędzie się jutro... ale o tym na końcu posta...

MOMENTY MAJA
To chwile wyłowione w tym miesiącu... Muszę przyznać, że znowu maj mnie tu rozczarował. Marzec i kwiecień były cudowne, ciepluśkie, radosne, a maj: albo padało, albo wiało... Nawet rzadko łapałam za aparat...
Z wisterii nic mądrego nie zostało... Zdjęcie kiepskie, ale robione na szybko, gdy padało.

Ale dzwonki  nadal przepięknie kwitną...


W moim ogrodzie...



AAA! Franczesław kocha, uwielbia  niezmiennie" tlaktoly" i pociągi... Udało się mi - znowu na aukcji - wygrać dodatkowe "toly i zwlotnice" o połowę taniej...

A kulinaria?
Szparagi rulez!



...albo naleśniki!



I teraz ważna chwila dla mnie...
Ja: W. Z jakiej okazji kupiłeś szampana i  to prawdziwego? ( obliczam, jest już po moich urodzinach, po Dniu Matki również - zresztą nie jestem matką  W.;), imieniny dopiero będą)...
W; No ,bo się kochamy, no nie?
Tak, to idealny powód, by napić się szampana...

No ,a jak nie ma szampana pod ręką, to równie pyszna jest kawa zaparzona przez mojego Synka z jakże gustownego czajniczka ;)

A będąc jeszcze przy żarełku! Pisałam ostatnio w WĘDROWNIKU, że w Montreux nie mogliśmy znaleźć sensownej knajpki i w końcu wylądowaliśmy w... tak, tak... wstyd się przyznać... trudno my coming out... w McDonalds...
To był pierwszy raz Frania ;)

Zamówiłam napój mojito, bo ładnie wyglądał na zdjęciu ;). Pani przygotowuje na moich oczach - wsypuje lodu, syrop. Podchodzi do niej szef, coś tam mówi, zwraca uwagę. Pani zawartość kubka wywala i robi od nowa, dodając kawałki limonki i czegoś tam jeszcze. A ja bym nawet się nie zorientowała, ze mam "wybrakowane" picie. Zresztą, takie sobie... Szału nie ma, ręki nie urywało ;)  Ja jak zwykle zamówiłam sałatkę - wiem, że jest to coś, co zjem. 



  To zdjęcie powinno być właściwie na początku - bo to plan dnia mojego dziecka. Ale może lepiej umieścić właśnie tego tutaj. Proszę zwrócić uwagę na ten zapis o 20.30 - umyć się - NIE ŚCIANY oraz IŚĆ SPAĆ, SPAĆ - NIE BAWIĆ! To bardzo ważne punkty w naszym domowym i rodzinnym życiu. Szczególnie ten pierwszy. Co prawda po wyjściu Jagody z łazienki bywało,ze kabina prysznicowa lśniła czystością, ale dziecko już niekoniecznie... Jak mawiają: coś za coś ;)
Zapis "łórzko i sjeść" są wyrazem zamiłowania mego dziecka do poetów - futurystów międzywojnia ;)


A to nie koniec!
 Jak pisałam Wam wcześniej, na końcu zamieszczę notkę o jutrzejszym dniu. W. z okazji imienin sprawił mi niespodziankę... Jedziemy TAM na 4 dni:

Nie będzie mnie zatem do niedzieli. Mamy zamiar leniwie wdrapać się na wieżę Eiflla i połazić to tu, to tam. Aha, ale mam dla Was przygotowane posty na jutro i piątek, a potem będzie urlop na blogu;)

Trzymajcie kciuki za pogodę i do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.