sobota, 22 października 2016

Szach mat!

Dzień dobry się z Państwem.
Znowu miałam przerwę w pisaniu... to raczej wynik zmęczenia materiału oraz  jesiennej depresji - niemocy, która zaatakowała znienacka... Nie uwierzycie, ale nic się mi nie chce, nie mam siły, zmuszam się do malowania, cięcia papieru, do wstania z łóżka... Mogłabym tylko leżeć, spać i pić herbatę imbirową... nawet na czytanie nie mam nastroju... Coś okropnego...
Ale jutro X Kongres Szachowy im J. Zukertorta.
Tworzę zatem, by nie przyjść z pustymi rękami z wyprzedzeniem okolicznościowym kartki i parę właściwie już prac zaprzeszłych, ale jeszcze na blogu nie pokazanych.



















Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.



poniedziałek, 10 października 2016

DŁUBANKI JAGODZIANKI: Zestaw ślubny AMBRE RUSTIC

Dzień dobry się z Państwem.
Wraz ze złotą polską jesienią, czas na propozycje jesienne. AMBRE RUSTIC to kolekcja, która cieszy się ogromną popularnością i zainteresowaniem. I ja uwielbiam malować ten ornament, wymalowywać Wasze imiona, daty, sentencje... 












Wszystkie produkty są dostępne na zamówienie w moim sklepie! Zapraszam!

Pozdrawiam i dowiedzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

piątek, 7 października 2016

SCRAPKI SPOD MOJEJ ŁAPKI: Albumy dla rodzców w podziękowaniu.

Dzień dobry się z Państwem.
Dzisiaj pokażę albumy, które są formą podziękowania rodzicom. Już po uroczystości, gdy będą gotowe zdjęcia, zostaną one wklejone do albumu i staną się pamiątka na lata.

















Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.



niedziela, 2 października 2016

BZDURKI SPOD KLAWIATURKI: Z fetą witamy Fetę!

Dzień dobry wieczór się z Państwem.
To dla nas wielki dzień...
Podejmowanie decyzji o posiadaniu jakiegokolwiek zwierzęcia to ogromna odpowiedzialność. Myślę sobie też, że to egzamin z naszego człowieczeństwa... A jako "człowieki" wypadamy fatalnie...

Kiedy przygotowałam kilkadziesiąt kartek dla Fundacji WESTY DO ADOPCJI nie pomyślałabym w życiu, że kilka miesięcy później będziemy przygotowani na przyjęcie pieska pod nasz dach. To  były wielogodzinne rozmowy, rozmyślania, rozważania za i przeciw. I pewnego dnia po prostu wypełniliśmy ankietę adopcyjną i czekaliśmy na "naszą bidulę". 
Bo właśnie tego jednego byliśmy pewni: nie chcemy słodkiego szczeniaczka z hodowli, kupować pieska rasy, która jest teraz "modna". Chcieliśmy dać dom zwierzakowi, który dostał nie kość, ale w kość od swojego poprzedniego właściciela. Chcieliśmy jakoś obronić honor naszego ludzkiego gatunku i udowodnić, że nie wszyscy ludzie  ( dzieci!) zrzucają pieski ze schodów dla zabawy do tego stopnia, że piesek przestaje chodzić. Nie wszyscy ludzie nie podają psu wody. Nie wszyscy ludzie przywiązują do łańcucha np. maltańczyki! Nie wszyscy ludzie traktują psa tylko do reprodukcji i wykorzystują wszystkie sunie jedynie do rozmnażania, a ta, jak już nie może rodzić, wyrzucić z domu. Nie wszyscy. 
Oczywiście, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że dom, w którym są dzieci wymaga jednak specjalnego doboru, jeśli chodzi o pieska. Nie każdy pies po swoich przejściach będzie tulił się do małego człowieka. Ale wiedzieliśmy jedno - CUDOWNE OSOBY, które pracują w tej Fundacji bardzo skrupulatnie sprawdzają czworonoga pod tym względem. Rodzinę też. Zależy im przeogromnie, by obie strony były szczęśliwe i - że tak powiem - połówkami tego samego jabłka. Bardzo też są szczere w przedstawieniu stanu zdrowia pieska.
Miał być WESTIE. Czekaliśmy na niego, czekaliśmy, aż dostaliśmy propozycję adopcji Maltańczyka, a raczej Maltanki. Jagna na początku nie była przekonana, bo  pragnęła Westa; czytała o tej rasie dużo. Nie chciała do czasu, aż zobaczyła Ją na zdjęciu... Nam - mnie i W - nie było istotne, jaka to  rasa, ale tylko to psie serce... Wiedzieliśmy jednak, że naszej Córy głos jest ważny. Na szczęście i nasze dziecię, po zobaczeniu wtedy Lori - a dziś FETY - stwierdziło: "a co tam, że nie Westie. Ona jest przepiękna!" Każdy dzień czekania na Nią był dla nas za długi... Przemierzyliśmy 400 km, by Ją odebrać.
Gdy przyjechaliśmy do hoteliku, w którym była, obległy nas wszystkie psiaki. Frank się trochę bał, szczególnie psów skaczących na Niego. I tego też się obawiał w stosunku do Fety. Że będzie po nim skakała. A ona? A ona bidulka, z przestraszonymi oczętami leżała przy ścianie. Serce i gardło miałam ściśnięte. Delikatnie ją wzięliśmy na ręce... Była bardzo spięta.
W samochodzie widać było, że czuje się całkiem bezpiecznie. Nawet oczka Jej inaczej świeciły. W domu ochoczo chodziła po wszystkich pomieszczeniach. wtedy zauważyliśmy, że ma... ogon, bo do tej pory cały czas był podkulony.
Jeszcze jest wystraszona. Wiele przeszła. Zły dom, schronisko, niedawno sterylizację. Była bardzo zaniedbana, ma okropny kamień na zębach, który przeszkadza Jej w jedzeniu, ale ten problem już lada dzień rozwiążemy. Miała przytkane kanaliki łzowe, ale kropelkami już leczymy. I dajemy wszyscy dużo serca. Frank szczęśliwy, że po Nim nie skacze. Jagoda szczęśliwa i wciąż powtarza: "Mamo, ja nie mogę uwierzyć, że ją NAPRAWDĘ mamy". Ja wzruszona. W zaaferowany...
Panie, Panowie!
Nasza FETA!



Kochani... nie mogę tego przemilczeć i dlatego na zakończenie tak spuentuję... 
Cudownie mieć WYBÓR. W jakiejkolwiek sprawie. Cudownie móc podjąć WŁASNĄ decyzję, biorąc pod uwagę swoje możliwości, umiejętności, stan duszy, ciała... Cudownie mieć prawo wyboru. Takiego wyboru, który sprawi, że uszczęśliwimy siebie, kogoś... Miłości, szczęścia nie da się narzucić. Szantażem, wyrzutami nie sprawi się, że będziemy potrafili komuś dać miłość. Komuś. Czemuś...
Nasz wybór - wierzymy głęboko - uszczęśliwi Fetę. Nas JUŻ uszczęśliwił. I tą miłością - niewymuszoną - będziemy się nawzajem obdarowywać.
I o tę możliwość wyboru do własnego szczęścia, do decydowaniu o sobie i swoim życiu, ale i dzielenia się tym szczęściem jutro... trochę powalczę...

Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

EDIT. Muszę to dopisać, bo myślę, że to ważne. Zdając sobie sprawę, jak bardzo odpowiedzialną decyzją  jest przyjęcie pod dach psiaka, dokonaliśmy umowy z Jagodą. Do czasu, aż znajdzie isę nasz psiak, Jej obowiązkiem było wychodzenie przed szkołą " z potencjalnym psem". codziennie rano (było parę wyjątków ;) przez 2 miesiące nasza córka szła po chleb niby z psem... a jak zakup chleba nie był konieczny, chodziła wokół domu. Jutro, po raz pierwszy, będzie to wyjście NAPRAWDĘ Z PSEM... Nie będzie ono łatwe, bo nasza "osiołkowata Feta" dzisiaj stawiała opór przed chodzeniem na własnych łapkach...