Wróciłam i mam nadzieję, że już ostatecznie. Komputer jest zainstalowany, internet również i to... w nowym mieszkanku, które zamieszkuję od 3 tygodni! Domyślacie się zatem, że przez jakiś czas będę monotematyczna...
Przeczytałam ostatnio pewien artykuł, w którym refleksja jednej z mam zdumiała mnie do głębi. Otóż uznała ona za swój największy sukces wychowawczy fakt, że jej córka... nie lubi koloru różowego! Chciałam czym prędzej poznać ten cudowny sekret zwycięstwa matki nad różem. Zaczęłam zatem główkować, jak można przekonać dziecko do tego, że taki kolor jest błe i doszłam do następujących wniosków:
- można wmówić dziecku, że taki kolor w ogóle nie istnieje i w związku z tym namówić do ignorowania przedmiotów, które twierdzą, że są właśnie w tym kolorze;
- postraszyć, że jak się będzie ten kolor lubiło, to zacznie się śmiać jak Doda;
- no i wersja hardcore: w przypadku uwielbienia dla tej barwy, będzie się wyglądało jak Jolanta R. i będzie się spało całe życie z pluszowym jednorożcem.
Z ową szczęśliwą mamą się nie skontaktowałam, nie wiem zatem, czy którakolwiek z moich propozycji była właśnie tą metodą zakończoną sukcesem. Podążając jednakże tropem myślenia tejże mamusi, muszę przyznać się do jednego... poniosłam porażkę wychowawczą na całej linii! Moje dziecko oprócz twierdzenia, że jest duża, równie głośno manifestuje, że jej ulubionym kolorem jest różowy!
W poprzednim pokoiku Jagódka pozwoliła mi na własną fantazję i wyglądał on mniej więcej tak. Jak widać, różowego ze świecą szukać ;)
Ale tym razem moja cztero -i pół- latka postanowiła sama zadecydować, w jakich barwach chce przebywać. Padło na różowy. Stwierdziłam, że jej pokój, jej sprawa. Zmieni się jej gust, przemaluje się ściany. W każdym razie Jolą R. nie zamierzałam dziecka straszyć, bo jeszcze okaże się, że osiągnę cel odwrotny. Tfu!
Obecnie nowy pokój córci wygląda no, no jest pink... Postanowiłam jednak zmienić jej kolor mebelków, by dopasować do łóżka. Ten pomysł był iście szaleńczy, bo zanim to wszystko zeszlifowałam, to narobiłam się jak więzień w kamieniołomach, ale za to jakie mam mięśnie! Wiem, że jest lekki misz-masz tematyczny, bo z jednej strony wróżko - elfy a z drugiej koty, ale nie popadajmy w monotematyczność. Ponadto to się wszystko dopiero tworzy.
W łóżku zmieniłam jedynie uchwyty. Wcześniej były zwykłe srebrne kołki, nieporęczne zresztą przy wysuwaniu szuflad.
Bieliźniarkę cała zeszlifowałam a potem pomalowałam lakierobejcą w kolorze "milan". Zmieniłam również uchwyty, które są spójne z łóżkiem.Na szufladach i drzwiach jest naklejka tematycznie nawiązująca do fototapety.
Tak zwaną ramę do plastikowych koszy rodem z IKEI również zeszlifowałam a potem potraktowałam lakierobejcą. Oczywiście, muszę tam wykonać kilka poprawek, ale błagam o cierpliwość!
No i fototapeta... Kupowana na moją odpowiedzialność. Bardzo spodobał się mi colage: zdjęcie plus rysunek. na szczęście, moja córcia pokochała ja od razu!
A na koniec Wam dosłodzę. Różowość różowatości. Lukrowany lukier i co tam chcecie...
Wiecie co? Przemyślałam tę sprawę i doszłam do wniosku, że ja też osiągnęłam duży sukces wychowawczy. Nie narzyucam swojemu dziecku własnych gustów ani poglądów.Liczę się z Jej zdaniem i szanuję wybory nawet jeśli są... rózowe.
Pozdrawiam serdecznie!