środa, 28 września 2011

37# WYZWANIE SZUFLADY...

Mówiłam, ze szaleję?
Oto ciąg dalszy moje dziergania w papierkach.
Gdy zobaczyłam ten szablon w WYZWANIU SZUFLADY, od razu miałam wizję kartki. Uwielbiam takie motywy, taki styl, więc chętnie działam na tym polu. Wczoraj wreszcie mogłam przysiąść do roboty. I oto, co stworzyłam i zgłaszam chęć udziału w zabawie!


 Pozdrawiam, Jagodzianka.


wtorek, 27 września 2011

A co tam! Szaleję nadal!

Najpierw pokażę pracę, którą zrobiłam na wyzwanie wrześniowe, oczywiście ogłoszone na  OTWARTYM FORUM. Temat? Rocznice ślubu. Dla utrudnienia nie można było użyć ani nazwy, ani liczby...
Wygrała cudowna kartka Kasi G. z DEKUFERKA. Nic dziwnego, prawda?
Ja tym chętniej przystąpiłam do zabawy, bo właśnie niedawno obchodziłam ósmą, brązową rocznicę. Połączyłam zatem przyjemne z pożytecznym ;0

A we WRZEŚNIOWYM SCRAPOWANIU tematem jest bożonarodzeniowa kartka... Tak, tak, moi mili, czas pomyśleć o świętach ;)


Dla tych jednak, którzy wciąż żyją latem i wspomnieniami ciepłych dni, zapraszam na FOTO WYZWANIE, które okraszone jest muzycznymi inspiracjami. Swojej propozycji jeszcze pokazać nie mogę (bo to TOP SECRET :)), ale odrobinę lata wspomnieć...dlaczego nie?

Pozdrawiam serdecznie,
Jagodzianka.

poniedziałek, 26 września 2011

PORTRET

Szaleję! Czuję w sobie dużo energii. Skąd ją mam? nie wiem... Mam ochotę brać udział teraz we wszystkich (no, prawie we wszystkich) wyzwaniach, by móc się zmierzyć z jakąś gamą kolorów czy też motywem.

Tym razem jednak chcę zgłosić  portret Jagódki do wyzwania ART PIASKOWNICY. FotoGRA polega na tym, że zdjęcie ma ukazywać portret zwierzątka, dzieci, dorosłych, kobiet albo mężczyzn Trzeba jednak trzymać się jednej zasady, aby było to zdjęcie samej twarzy.

niedziela, 25 września 2011

Frywolnie, prezentowo i smakowicie zdrowo!

No muszę, no muszę wam pokazać, jakie cudo wisi u mnie w sypialni... Prezent od Kajki mnie zupełnie zaskoczył,  ale i wielce uradował! Jeszcze raz, wielkie dzięki, kochana! (Przy okazji zajrzyjcie do Niej na blog - rozdaje pyszności!)

Na OTWARTYM FORUM wiele się dzieje. Właśnie powoli chwalimy się prezentami otrzymanymi z okazji OBDAROWANEK. tym razem robiłyśmy sobie nawzajem prezenty, dzięki którym łatwiej będzie znieść szare i smutne długie jesienne wieczory. Tym razem nie tylko ja miałam szczęście, ponieważ FIMO zrobiła coś również dla moich dzieciaków...
Dla Jagi:

Dla Frania..

Reszta dla mnie;)

Mając tyle przydasie nie można nic nie robić! Dziękuję serdecznie za te piękne prezenty.
Szczerze mówiąc, to nie koniec podarków, jakie otrzymałam ostatnio, ale o tym w następnym poście (fotki muszę porobić ;)).

Dużo się u mnie dzieje i jestem całkowicie zarobiona: a to spotkania, a to wizyty u znajomych lub znajomych u mnie, a to dłubanie w drewienkach lub papierkach, a to wycieczki...A! Pierwsze przetwory zrobiliśmy z Mężem - nie tylko w tym roku, ale i w życiu! Nie mam zatem czasu ani ochoty martwić się tym, co przyniesie jesień...
Jako że zaczął się rok szkolny, postanowiłam Jagódce (i jej psiapsiółce Mai) piec muffinki, które będą tzw. zdrowe. Jak zwykle nie zawiodłam się na  blogu MOJE WYPIEKI . Tam znalazłam świetny przepis, który sobie przerobiłam na swoje potrzeby ;)

ZDROWE MUFFINKI DLA KAŻDEJ DZIEWCZYNKI (i chłopczyka ;)).
  • 275 g mąki orkiszowej razowej;
  • 50 g płatków owsianych
  • 100 g brązowego cukru
  • 3 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 2 łyżeczki przyprawy korzennej do piernika
  • 175 g odpestkowanych śliwek kalifornijskich, posiekanych
  • garść rodzynek, żurawiny
  • garść orzechów laskowych
  • 1 jabłko, obrane i starte na tarce z dużymi oczkami
  • 250 ml maślanki
  • 50 g masła, roztopionego
  • 2 duże jajka
W  naczyniu wymieszać składniki mokre: maślankę, masło, roztrzepane jajko. Następnie dodać do tego wymieszane  mąkę, płatki, cukier, proszek, sodę, przyprawę korzenną. Następnie wszystko wymieszać i dodać bakalie oraz starte jabłko i krótko wymieszać. (Jeżeli chodzi o bakalie można dać to, co się ma pod ręką i w ilościach, jakie kto lubi. Ja ostatnio robiłam bez śliwek, ponieważ się mi skończyły).
Formę do muffinek wyłożyć papilotkami, do nich wyłożyć ciasto, które nie wyrośnie za wysokie i piec w temperaturze 200ºC przez około 20 - 25 minut. Są przepyszne i w sam raz na drugie śniadanie!


 Słonecznego poniedziałku Wam życzę,
Jagodzianka.

P.S. Pietro, pamiętam o mydełku, pamiętam. W końcu je zrobiłam i dostaniesz z odsetkami ;)

środa, 21 września 2011

Może już i jesień nadchodzi wielkimi krokami, ale u mnie wciąż kwiatowo!

A co tam! Zaszalałam i postanowiłam wziąć udział (po raz pierwszy) w KWIATOWYM WYZWANIU SZUFLADY .
Pracę tę wykonałam jakiś czas temu, ale do tej pory jej nie pokazałam, bo jakoś nie było okazji. Śmieszne, że najpierw powstało tło i niebieskie wieczko. Motywu nie miałam, aż do momentu, gdy zobaczyłam ten papier ryżowy u Dess. Zakochałam się w nim od razu! Wcześniej wykorzystałam go na wydmuszkach a największe kwiaty umieściłam na tym pudełeczku...Może się spodoba? ;)


Uciekam do dziergania w papierze... Nakupiłam sobie nowych papierków, więc mogę się wyżyć -że tak powiem - artystycznie ;)
Przy okazji przypominam, że jeszcze można zapisywać się na moje candy . Zapewniam, że te nowe papierki ozdobią jeden cukieras ;)

Pozdrawiam niezwykle serdecznie,
Jagodzianka.

wtorek, 20 września 2011

"W kinie...", ale nie w Lublinie... część druga i pół

O tym, że uwielbiam twórczość Woody'ego Allen'a i to nie tylko filmową, ale również literacką, już pisałam wielokrotnie. Nic zatem dziwnego, że nie wyobrażałam sobie tego, by nie pójść na Jego najnowszy film "O północy w Paryżu". Problem był jedynie w postaci... Franka. Zastanawiałam się, jak dziecko przyjmie dwugodzinną rozłąkę, bo pamiętałam historię z Jagą.
Miała ona pół roku, jak postanowiłam zaszaleć i spotkać się z koleżankami. Nakarmiłam dziewczę i poszłam na babski wieczór, informując jednocześnie Męża, że jeżeli nie da sobie rady z płaczącym dzieckiem, to ma do mnie natychmiast zadzwonić. Szczerze mówiąc, nie zakładaliśmy oboje jakiegoś problemu, ponieważ Woj często zajmował się córą...a tu "surprise". Po kilku godzinach, Mąż dzwoni do mnie i obwieszcza, że wymięka, bo Jagienka płacze i  płacze, a wręcz ryczy i ryczy. Przyjechałam zatem czym prędzej do domu, przytuliłam, przystawiłam do piersi i w trzy sekundy zażegnałam awarię ;) Do koleżanek jednak już nie wróciłam...
Stwierdziłam jednak, że tym razem tak być nie musi, a ponadto - kto nie ryzykuje, ten nic nie ma. Mimo wszystko z drżącym sercem, postanowiliśmy pójśc na tę KASOWĄ komedię...
No właśnie wytłumaczcie mi proszę, bo ja tego nie rozumiem! Czytam coś takiego: Najbardziej kasowy film Woodyego Allena "O północy w Paryżu" również w polskich kinach odnotował rekordowy wynik otwarcia. W premierowy weekend najnowszą komedię Allena obejrzało 104 510 widzów.(źródło: http://londynek.net/). Wytłumaczcie mi, proszę, co to za walor artystyczny, że film jest kasowy? Co to znaczy? Że reżyser wydał najwięcej pieniędzy na film? I co, dzięki temu, owa produkcja jest lepsza, od tych starszych? Na pewno nie, bo kto zna wcześniejsze filmy Allen'a sam wie najlepiej, że tu nie o efekty specjalne chodzi ale o pomysł, fabułę! A może to oznacza, że film najwięcej zarobił do tej pory w karierze Allen'a? Czyli co? Ludzie przeczytali tę reklamę i powiedzieli sobie: o! Muszę iść wydać kasę na ten film, skoro tylu ludzi kupiło bilet, to chyba warto?
 Ok. może się i czepiam, ale Allen jest moim guru filmu: uwielbiam klimat oraz humor, który tworzy w swoich produkcjach a także poruszaną damsko-męską problematykę i dlatego takie płaskie hasło reklamowe jest -wg mnie - obrazą Mistrza... No dobra...Dosyć tego pitu-pitu. Pewnie jesteście ciekawi (kto jeszcze na tym filmie nie był), czy warto wydać KASĘ na niego ;)?
Otóż...warto! Oczywiście, że warto! 
Film rozpoczyna się pięknymi zdjęciami Paryża za dnia, w nocy, w słońcu i podczas deszczu. Widok ten sprawił, że uśmiech miałam od ucha do ucha (dobrze, że mam uszy, bo miałabym go dookoła głowy;):):)). Film zachwycił mnie nie tylko scenerią Paryża, ale i błyskotliwym poczuciem humoru. Mimo że epizodyczna, ale wpadła mi w pamięć, rola Adrien'a Brody'ego, grającego Salvadora Dali. 
Zapewne znajomość nazwisk wielkich twórców pióra czy pędzla (a nawet filmu) pozwoli lepiej zrozumieć film, ale i tak główny bohater dosłownie, kawa na ławę wyłuszcza główne przesłanie filmu. Szkoda, bo to troszkę upraszcza film, ale...skoro ktoś przyszedł na film jedynie z tego powodu, że jest on kasowy, to niech chociaż zrozumie sens tegoż ;););)
Obecne filmy Allen'a są tworzone bardziej dla szerszej publiczności, wcześniejsze natomiast operowały absurdem,"odjechanymi" pomysłami Woody'ego. A do tego, kiedy sam Mistrz brał udział w swoich produkcjach, to już w ogóle oglądanie takiego filmu stawało się prawdziwą ucztą dla duszy i umysłu oraz oka ;)
Paryż... Woddy powiedział, że to jest miejsce, w którym mógłby zamieszać, ale w tym wieku to się mu już nie chce przeprowadzać... Trzy lata temu zaś mój Mąż zabrał mnie do tego miasta z okazji piątej rocznicy ślubu... Niezapomniane chwile, cudnowne wspomnienia...
A dziś dokładnie mija nasza ósma rocznica... Nie w Paryżu, ale może będzie równie romantyczna?;)

Biegnę zatem do Męża uczcić kolejny rok spędzony razem a Wam życzę miłego wieczoru...a o północy... może w Paryżu?;)

Jagodzianka.

P.S. Franek jednak wziął przykład z siostry i przez 40 minut głośno artykułował swój żal i protest przeciwko oddaleniu się mleczarni. Na chwilę zasnął ze zmęczenia, bo po 15 minutach zacząć od nowa koncert. Na szczęście już niedługo potem mama przyszła, wzięła na ręce i ...już było wszystko tak, jak być powinno ;)

piątek, 16 września 2011

"W kinie, w Lublinie..." część druga

Dnia następnego na kilka godzin odwiedziliśmy Kazimierz Dolny. O matulu! Jakiż on piękny! mogłabym tam zamieszkać!  Te knajpeczki, te domki, galeryjki - wszystko w klimacie, jaki lubię najbardziej.
Fotek nie mam dużo, ale to znak, że muszę tam wrócić ;)


***
Dziewczynki bawią się w restaurację. Jagódka jest kucharką, Zosia kelnerką Nr1 a Julka Nr2. Jesteśmy zobligowani do dokonania zamówienia.  Za chwilę otrzymujemy "dania".
Woj: Ile płacę?
Kelnerka Nr1: Nie wiem. Muszę zapytać kucharkę.
Po chwili wraca.
Kelnerka Nr 1: 0 złotych.
Woj: O! To chyba jakaś promocja. Proszę - daje wyimaginowane pieniądze.
Kelnerka Nr 1: Dziękuję - i odchodzi.
Kelnerka Nr 2: Proszę, a tu dla pana RESZTA!
***

W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Warszawę, a właściwie miejscowość obok niej, by spotkać się z rodzinką. Spędziliśmy tam jedynie kilka godzin, niestety. Było miło, serdecznie i niezwykle gorrąco! Dla Michalinki, która właśnie będzie obchodziła urodzinki, zrobiłam taki oto kuferek:

Miłego weekendu Wam życzę, dziękuję za tyle pięknych i miłych komentarzy.
Jagodzianka.