środa, 7 września 2016

BZDURKI SPOD KLAWIATURKI: Wielki powrót drożdżówki

Dzień dobry się z Państwem.
Mój powrót do blogowania nie jest spektakularny jak w przypadku drożdżówek, które wróciły do szkół, ale nadal będę się starała... Mimo trudności czasowych.
No właśnie. Kiedy usłyszałam w radiu informację, że od września sklepiki szkolne będą zaopatrzone w te bułki i rodzice się cieszą z faktu owego wręcz płaczą ze szczęścia, że koszmar zdrowego jedzenia w szkolnych sklepikach się skończył, zaczęłam się głowić nad tym zagadnieniem. Rodzice radują się, że ich pociecha będzie mogła znowu spożywać bułkę z ciasta stworzonego z mąki pszennej i jakże doskonale zapychającego żyły tłuszczu utwardzonego. No i z dodatkiem dwóch szklanek cukru ;)  Ach, jakaż radość, że dziecko nie będzie miało przerwy w dostarczaniu tejże substancji do organizmu. Bo jakże? Czyż można wytrzymać 5 godzin bez cukru? Mission impassible.  Wszak "cukier krzepi". I co tam, że właśnie dostarczanie mąki z cukrem zakwasza organizm, czego konsekwencją tego jest m.in. brak koncentracji, nadpobudliwość? Oj tam, oj tam. Jak to jeden z tatusiów powiedział: I dobrze, że wracają drożdżówki.  BEZ PRZESADY". No bez...
Co ciekawsze, w tym samym serwisie jako ostatnią wiadomość podali radosne obwieszczenie, że oto rząd chce wspaniałomyślnie wzmocnić pomoc stomatologiczną w szkołach, gdyż albowiem, ponieważ CO DRUGI trzylatek ma próchnicę. CO DRUGI! No to, żeby ta pomoc stomatologiczna miała sens, powrót drożdżówek na pewno tylko wzmocni ów szlachetny projekt...
Nie, nie chodzi mi o to, by kogokolwiek nauczać, pouczać i karcić w temacie karmienia drożdżówkami. Daleka jestem od tego. W końcu jak to wszędzie słyszę: RODZIC WIE NAJLEPIEJ CO DLA JEGO DZIECKA JEST DOBRE.  Dlatego też polemizować w tym temacie nie będę. Tylko... tylko niby szkoła ma uczyć, wychowywać - takie jest w każdym razie założenie, ale i oczekiwanie społeczne. To w takim razie, jak ma szkoła np. prezentować zdrowy sposób odżywania, a przypomnę, że JEDZENIE JEST JEDNA Z NAJWAŻNIEJSZYCH ŻYCIOWYCH FUNKCJI CZŁOWIEKA. Zaraz po  oddychaniu ( wdech, wydech). I piciu ( no to jeszcze po jednym... Upsss. Nie to picie :P ). Jak ma przekazywać zatem jakiekolwiek pozytywne wzorce, skoro sami rodzice wymuszają, by swoje złe nawyki żywieniowe, jakie wprowadzili - umówmy się często dla wygody - do swoich domów, kontynuować w placówce oświatowej? I w ramach protestu, potajemnie podają dzieciom  batony? 
Jeszcze jedną myśl mi nasunęła owa wiadomość w radiu o "kombaku banów". Wręcz z ogromną niecierpliwością czekałam,  aż pojawi się - jakże pięknie uzupełniająca cały ten program "zacukrzania młodych organizmów"- reklama pewnego preparatu na A. W tejże reklamie mama ze smutkiem mówi - do tego o Franku (! ) - że synuś jeść nie chce. Takim niejadkiem jest. Wyłączając, oczywiście, SŁODYCZE I CHIPSY. No, ale podała ów cudowny lek i dziecię teraz wchłania brokuła z kalafiorem jedną dziurką od nosa. Szczęście zapanowało w rodzinie! Chipsy i słodycze można zatem nadal wchłaniać każdym porem... i bynajmniej nie mam tu na myśli warzywa... gdy jest preparat na A.
W kilka dni później po usłyszeniu tego radiowego serwisu informacyjnego, natknęłam się na post umieszczony na pewnym portalu społecznościowym ;) wyrażający sprzeciw wobec szczepionek. Głoszony był protest przeciwko narażaniu zdrowia i życia dzieci poprzez podawanie szczepionek. I jedna z osób komentujących napisała, że to jest po prostu w interesie koncernów farmaceutycznych, by zarabiać na zdrowiu człowieka - lub raczej psuciu tegoż zdrowia.
I ja wtedy sobie pomyślałam, że nie zgadzam się z tym. Nie na obowiązkowych szczepionkach koncerny zarabiają, ale na... ludzkiej głupocie. Ot, po prostu. Ale może ta głupota bierze się właśnie z nadmiaru cukru?  Wg badań naukowców z USA nadmiar cukru w diecie dziecka obniża jego poziom inteligencji! No, ale jeśli cukier obniża koncentrację, wzmaga zaś nadpobudliwość, to wiadomo, że takiemu dziecku trudno się skupić w szkole czy podczas odrabiania lekcji, a co za tym idzie - ma gorsze wyniki w nauce, gorzej "przyswaja wiedzę".
Ale jeszcze raz spójrzcie  na cały mój powyższy wywód i powiązanie z farmaceutyką. Cóż można rzec? Skoro nasze dzieci karminy od właściwie narodzin kaszkami z cukrem, bułeczkami ze spulchniaczami, napojami słodzonymi syropami, to potem musimy: kupować preparat na A, by dziecko przełknęło coś innego niż chipsy i słodycze, wydajemy pieniądze na dentystę i preparaty, które "przystopują" próchnicę, będziemy następnie leczyć dzieci w przyszłości z cukrzycy, miażdżycy, otyłości, ADHD ( dzięki różnym ulepszaczom), alergii ( na konserwanty, gluten), depresji (nadmiar cukru może do tego prowadzić). A gdy nad pobudliwością, brakiem koncentracji u dzieci nie będziemy potrafili sobie poradzić, skorzystamy z usług nie tylko psychologów, psychoterapeutów, ale i pewnie medykamentów na uspokojenie czy wyciszenie pociechy.. 
I wiecie co jest najgorsze? Że tak jak w przypadku obowiązkowych szczepień mamy to narzucone odgórnie i dlatego, myślę, wzbudza sprzeciw w nas fakt ingerowania w nasze/naszych dzieci ciało i zdrowie, to w kwestii żywienia... sami trujemy nasze latorośle. Z własnej woli...

Franczesław mój osobisty uwielbia osobliwe desery... Bynajmniej nie stosuję u niego preparatu na A ;) i wiecie, co mnie teraz zastanowiło? 
Kiedy na wakacjach moje dzieci same biegały codziennie do knajpki po warzywne zupy, były obiektem "szoku i niedowierzania": ale że jak? Tak bez bicia i klęczenia na grochu jedzą warzywa? :O Dla nikogo zaś  niczym dziwnym nie były pojawiające się dzieciątka wagi XL z hot dogami, kebabami, lub frytkami w jednej pulchnej rączce i colą w drugiej... 


Oczywiście, cukier też jest potrzebny. Sama uwielbiam galaretki w czekoladzie i je wciągam, jak tylko na nie trafię w ilościach nieprzyzwoitych, ale ... używajmy głowy. We wszystkim. Zastanówmy się, czego właściwie wymagamy od siebie, czego oczekujemy od instytucji wspierających edukację naszych dzieci. Ale tak przede wszystkim, czego pragniemy dla naszych pociech? Jeśli chcemy, by były silne, zdrowie i  mądre... to tuczenie ich słodkim, tłustym nie pomoże. Jeśli oczekujemy, że będą grzecznymi i kulturalnymi osobami, przestrzegającymi zasad i mającymi SZACUNEK DLA DOROSŁYCH, to dając przykład wsadzania do plecaka, mimo zakazu w szkole słodkości,czy komentowania głośnego w ich obecności, że ten nauczyciel jest głupi, ów polityk zaś stuknięty, natomiast diabetolog to konował, to raczej tego nie osiągniemy...

Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

4 komentarze:

  1. Juz się bałam ze matka dwojga pociech nigdy nie napisze TAKICH słów, nic dodać nic ująć, po prostu idealne podsumowanie:umiar i rozsądek, a przecież czasem nawet gluten można wciągnąć i cukrem posłodzić życie a za moment zagryźć ogórkiem kiszonym na odkwaszanie i życie będzie idealne!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ściskam serdecznie za ten komentarz i częstuję glutenem z kruszonką :D Bo nawet trzeba zjeść czasem coś zakazanego, by życie było idealne :D

      Usuń
  2. Och jak mi brakowało twojego pisania. Z tym czasem chyba wszyscy mamy problem. Z tymi drożdżówkami nie jestem trochę w temacie, ale jestem przeciw. Moje dziewczyny dostają surową marchewkę, rzodkiewkę czy gotowanego brokuła jako przekąskę.
    Mina Frania pocieszna 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudowny komentarz. Cieszę się, że jesteś ze mną, mimo takiej przerwy. Ale mam w głowie dużo tekstów, przemyśleń i mam nadzieję, że znowu będę miała czas i natchnienie, by to wszystko pisać.
      Za marchewkę i brokuła mój Frank da się pokroić :D Rzodkowiekę - jeśli nie "kłuje" ;)

      Usuń