piątek, 4 listopada 2016

BZDURKI SPOD KLAWIATURKI: BOO!

Dzień dobry się z Państwem.
Moje podejście do Halloween przedstawiłam nieraz. Oczywiście, idąc tropem naszej słowiańskiej tradycji, mogłam kultywować Dziady. Mówiąc jednak szczerze cały ten metafizyczny świat wolę poznawać w II cz. dramatu romantycznego A. Mickiewicza, który zresztą uwielbiam czytać. Sobotni wieczór miał być po prostu pretekstem do spotkania około halołinowego. Dla mnie, przy okazji, do wyżycia się kreatywnego ,że tak powiem.  Byłam tak skupiona na dekoracjach, że własne przebranie stworzyłam w 5 minut: sukienka robiona na szydełku przez moją Babcię... właśnie uzmysłowiłam sobie, ze ta suknia była robiona dla mojej mamy i ma gdzieś ok 40 lat! Pożyczyłam od Jagny kapelusz. Znalazłam szminkę w kolorze bordo, którą w pierwszej młodości używałam namiętnie, cyrkonie i viola! Straszna ze mnie wiedźma. albo ja w swym prawdziwym antruażu ;)


Starałam się zadbać o detale, by wszystko jakoś tam było i śmiszno, i straszno, bo...
po pierwsze były z nami dzieci a po drugie ja nie mam potrzeby oblewania się krwią i przytulania do trupów. Ostatnio do sprzatania właczyłam sobie Michaela Jacksona i jego "thriller" nadal działa na mnie  niesamowicie, mimo wielkich teatralnych oczu głównej bohaterki ;) 










Zadbałam także o menu nawiązujące do strrrasznych klimatów. Myślę, ze obrus dla wielu z Was może stać się inspiracją... zwłaszcza dla domów, gdzie dzieci uczą się dopiero jeść ;)









Każdy z Gości przyniósł coś własnego. Asia przepyszną sałatkę, Magda ciekawa rybę, a Kasia - dziękuję Jej za próby dogodzenia moich gustów kulinarnych sushi nawet z awokado mym ulubionym... I naprawdę spróbowałam... Jeśli ktoś jeszcze pamięta me opowieści z próby zmierzenia się z mare menu oraz paryskimi ślimakami, to może się domyślić, że sushi wpada do tej samej grupy... pokarmów niejadalnych...



Ale clue naszego wieczoru był już w zeszłym roku wypróbowany ( nie zdążyłam pokazać ;)) poncz z dymiącej dyni... Dzieci oraz dorośli byli pod wrażeniem A i my byliśmy naprawdę zadowoleni, że nam się udało zrealizować pomysł...   W środku był poncz... wyborny...



A jak minął wieczór? Na śmiechu i zabawie przede wszystkim i naszej ulubionej grze "Tabu" bez żadnych składanych ofiar, wywoływania duchów, wzywania dusz i co tam jeszcze... 
Jako ciekawostkę Dropsa powiem że Franek sam z kartonu stworzył strój robota...
Feta dzielnie zniosła ilość ludzi i hałas...
Jagna zaczytana w "Harrym Potterze" nie zauważyła, ze w domu jest inaczej...
Hasło w grze "telefon 0700" testem na wierność mężów... Zdali, bo nie zgadli ;)
Żółw  Ziutek nie miał przebrania i nikogo nie ugryzł, choć miał okazję ;)
Niedługo Andrzejki...
Do widzenia się z Państwem...

5 komentarzy:

  1. Ja lubię okazje do zabawy :) Klimat iście czarodziejski. Tak sobie pomyślałam że skoro na halloween dekoruje się dom pajęczynami to może po prostu nie sprzątać chaty w ramach przygotowań :D (nie wierzę że to napisałam)Zdradź sekret czarodziejskiej misy z ponczem

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie przyozdobiłaś dom, najbardziej podobają mi się trujące mikstury no i dymiąca dynia - super :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do sushi... Ja z kolei jestem na jego punkcie totalnie zwariowana i dałabym teraz wszystko za możliwość włożenia dłoni w monitor i wyciągnięcie tych smakowitych rolek z Twojego wpisu :D To nie była miłość od pierwszego wejrzenia i może dlatego Tobie też potrzeba czasu na to, byś się w sushi zakochała :) Choć zdaję sobie sprawę, że to może być danie wywołujące różne emocje i że nie każdemu jest w stanie przypaść do gustu :) Nie wiem skąd jesteś, ale jeśli z Warszawy to może wybierz się kiedyś do Sushiberry - zapewniam, że tam podadzą Ci rolki, które są w stanie zawładnąć sercem każdego :D No a co do dekoracji - genialna! Urzekły mnie te pojemniki w łazience z "krwistymi" etykietkami, kwiatki z oczami i pajączki na jajkach :D Albo te "buźki: wydrążone w plasterkach ogórka :D To się dopiero nazywa dbałość o szczegóły w każdym calu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Qué bonito todo!!!.
    Besos desde España

    OdpowiedzUsuń