Dzień dobry się z Państwem.
M. zadzwoniła do mnie, że Jej K. znalazł tani przelot do Paryża i co myślimy o wspólnym wyjeździe do stolicy Francji na 3 dni. Jedyne, co mogliśmy powiedzieć, to: "łi! łi!". Szybki telefon do instytucji pt. Babcia i mieliśmy zapewniony romantico wyjazd do romantico Paris;)
I tak zeszły tydzień spędziliśmy daleko stąd...
I tak zeszły tydzień spędziliśmy daleko stąd...
To był nie tylko pierwszy raz wyjazd bez dzieci. To był też mój pierwszy raz lot samolotem...
Myślałam, że będzie gorzej, że będę płakała, szlochała, złamię rękę W. podczas kurczowego trzymania albo chociaż dokonam brak dopływu krwi do palców. Ale nie - byłam dzielna i to bez żadnych "rozluźniających płynów";)
Podczas lotu rozbawiły mnie akcje załogi promujące pyszne przekąski, zdrapki, promocyjne ceny innych produktów, a szczególnie steward, który szedł z wózkiem pełnym kosmetyków i wołał:"perfumy i coś tam, coś tam" .
Paryż... Cóż mogę napisać? Niesamowity klimat, cudowne jedzenie... Tylko wiało...Aura nie była także łaskawa dla zdjęć. Może to i dobrze, bo nie latałam z kadrem/obłędem w oczach?
Witaj Paryżu!
Mieszkaliśmy przy Montmartre, więc pierwszej nocy chadzaliśmy właśnie po tej dzielnicy. Pierwsze kroki skierowaliśmy oczywiście do knajpki, w której pracowała filmowa Amelia...
A potem...
A wieczór spędziliśmy także w Jazz Klubie, do którego weszliśmy przez przypadek...
Zobaczyliśmy napis JAZZ KLUB i zaczęliśmy rozważać, czy zajrzeć do tego miejsca. Na zewnątrz stała para i paliła papierosy. Usłyszałam, jak dziewczyna po francusku mówi, że jesteśmy Polakami, a za chwilę łamaną polszczyzną zwróciła się do nas: " Tu jest dobry lokal. Warto wejść". Tośmy weszli. Miała rację. Wychodząc, pożegnała się z nami: "Dobry wieczór!".
Poranek spędziliśmy w kafejce obok hotelu. Bagietka, kawa... Czegóż więcej nam trzeba?
A potem - punkt obowiązkowy - wieża Eiffla, bo na drugim piętrze są lizaki w jej kształcie, a obiecałam dzieciom. Nigdzie indziej ich nie widziałam...
widok - styczeń 2015
dla porównania - widok - maj 2014
Kulinarny pierwszy raz... I niestety, jak w przypadku krewetek, ślimakom też powiedziałam NIE. Wyplułam. Nie uwierzyłam... znaczy uwierzyłam W., M. i K., że są pyszne, dlatego włożyłam do ust jednego ślimaka - po jakichś 10 minutach oswajania się z myślą, ale potem wyplułam... Przecież to zapewne polskie winniczki były. To mam krajan zjadać? Patriotką jestem wszak!
W. i nasi Przyjaciele zapowiadają następnym razem napad na żabie udka... Już wiem, jaki będzie wynik mojego eksperymentu w tej materii... Jednak co sałata, to sałata... :P
Leniwie spędziliśmy czas w tej knajpce i wcale nam się ruszać nie chciało. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, miło żartowaliśmy z naszym kelnerem, który na wieść, żeśmy z Polski, z ożywieniem odparł: "Dziękuję".
A potem Paryż nocą...
Dnia następnego było już cieplej, słonce wyjrzało zza chmur.
Wiadomo, styczeń to czas wyprzedaży, zatem butiki słynnych francuskich projektantów kusiły swymi promocjami ;)
Ktoś mówił, że w styczniu jest zimno?
A potem Père-Lachaise... To pełne ciszy, zadumy miejsce pasowało do naszych nastrojów...
A potem spacerek i brunch w cudownej knajpce...
Napis nas rozbawił: "Kąpiel i wędkowanie zabronione!"
Podróż ta była dla nas niesamowita: bez dzieci, bez pośpiechu, bez potrzeby gnania tu, tam, siam i z Przyjaciółmi...
No dobra... Łzę uroniłam... I to niejedną... Tęsknię... Naprawdę tęsknię...
Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.
Krewetki? PYCHOTKA! :)
OdpowiedzUsuńBleee ;)
UsuńUwielbiam Paryż, chciałabym kiedyś się tak wybrać :) Piękne fotografie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, http://juliet-monroe.blogspot.com/KLIK :))
Bardzo dziękuję, choć światło nie sprzyjało zdjęciom, jak i zimno... Ciężko było wyciągnąć ręce z rękawiczek ;)
UsuńWspaniała fotorelacja !
OdpowiedzUsuńAch, zazdroszczę...
Dzięki.
Usuńfajny wypad zateskniłam za Paryżem ;)
OdpowiedzUsuńJa juz też tęsknię..
UsuńOj zatęskniłam i ja, byłam kiedyś w Paryżu przez tydzień i baardzo ale to bardzo mi się podobało, klimatyczne miasto.... dla romantyków takich jak ja :)
OdpowiedzUsuńTak, ja w ogóle lubię Francję... klimat, zieleń, jedzenie... tęsknię bardzo...
UsuńO jeja, ale Wam zazdroszczę, byłam we Francji, kiedyś wakacje w Saint Tropez, ale o Paryżu ciągle marzę.
OdpowiedzUsuńPozdrówka ciepłe!
A ja marzę o St Tropez ;)
UsuńAle fantastyczna wyprawa! Zazdroszczę. Paryż planujemy od lat i jeszcze nigdy się nie udało. A że tęsknisz, to ja wiem i na prawdę rozumiem... Buziaki!
OdpowiedzUsuńMhm, a ja mam tak blisko... Też mi się marzy. Super relacja i pozdrawiam Panią. :)
OdpowiedzUsuńToż jedź, jak masz blisko!
UsuńToż jedź, jak masz blisko!
Usuń