Dzień dobry się z Państwem...
I co ja mam powiedzieć? Tak jakoś nie mogę się zabrać za pisanie... Tak mnie odrzuca nawet nie lekko od internetu, a z drugiej strony, to moje narzędzie pracy... Z kolejnej zaś ( ile tych stron jest???) chciałabym tyle napisać, opowiedzieć... O chociażby o spotkani zaraz po Nowym Roku z LUCY - wirtualna znajomość miała swój finał w realu. Powiem Wam w sekrecie, że Lucy jest jeszcze piękniejsza niż na zdjęciach... Może w realu używa "fotoszopa"?
Ostatnio moją prawdziwą radością, której mam jednak mało, to leżenie pod kocykiem z grzańcem lub herbatą imbirową i oglądanie fajnych filmów, seriali ulubionych ( "Teoria wielkiego podrywu" rulez!) lub po prostu czytanie...
Wzięło mnie na lekką literaturę i "nurzam się" w tzw. babskich powieściach. Pożyczyłam sobie m.in. powieści Moniki Szwai. Takie nieskomplikowane, bardzo schematyczne, do przewidzenia fabuły... No właśnie... po trzeciej powieści miałam jednak dość. Szczególnie, gdy posiadający problemy finansowe bohaterowie, za każdym razem trafiali na hojnych kupców, klientów, pensjonariuszy. Kurczę! Skąd autorka powieści wytrzasnęła takich chętnych do płacenia i to aż nadto ludzi? Przecież w Polsce się chce dobrze i TANIO! Widzę to szczególnie na różnych rękodzielniczych stronach, gdzie oferuje się swoje usługi, produkty, a po drugiej stronie słychać: za drogo. W Lidlu można kupić o połowę taniej... I Lidl bynajmniej nie jest pseudonimem jakiegoś rękodzielnika...
"Przerzuciłam się" zatem na Małgorzatę Kalicińską. Dawno temu czytałam jej wszystkie "rozlewiska". Potrzebowałam tego typu powieści, by odpłynąć w świat marzeń o własnym domku gdzieś w zielonych okolicznościach przyrody...Bo ja często chwytam za książki, które pozwolą uciec mi w świat marzeń, fantazji o takim własnym Edenie...Niekoniecznie potrzebuję czytać lektury filozoficzno - intelektualne, po których nastąpi w mej głowie roztrząsanie logiki pozoru oraz rozważanie nad tendencjami czystego intelektu do popadania w konflikt z samym sobą... Ja tegoż konfliktu unikam...
Zaczęłam zatem spotkanie z Kalicińską od "Ireny", którą napisała razem z córką. Miło się czytało. Nie było schematycznych, zbyt mocno do przewidzenia wątków. Fajne spojrzenie na życie, postrzeganie siebie nawzajem, zwłaszcza, gdy dzielą nas pokolenia.
Tytułowa Irena wyrażała moją tęsknotę do... takich XIX-wiecznych wielkich wielopokoleniowych domów. Gdzie wujciowie i dziadkowie grają partyjki, babcia haftuje, a młodzież czyta książki przy kominku.... Śmieszne... bo z drugiej strony ja nie wyobrażam sobie obecnie mieszkać z kilkoma pokoleniami w jednym domu... Ale to wynika z tego, że teraz jest pęd życia, nerwowość i... telewizor, który rujnuje wiele relacji. Ludzie tak naprawdę podporządkowują się programom w TV. Spotkamy się w sobotę o 17? Nie, nie mogę, bo zaczyna się "taniec na kłodzie". Albo impreza rozkręca się, nagle rodzina wstaje. Szybko za 15 minut będą skoki, siatkówka i boks! Na żywo! Albo przez pół imprezy opowiada się o Hance, Rysiu i tej wrednej... kurczę, nie oglądam seriali to nawet nie wiem, kto jest wredny...
Gdzieś widziałam takie słowa, że lepiej przeczytać jedną wartościową książkę, niż 52 bez refleksji... Tylko że książka powinna nie tylko być intelektualnym wyzwaniem, ale przede wszystkim przyjemnością przebywania ze słowem pisanym. Nie trzeba pocić się nad przeintelektualizowanymi pozycjami, zastanawiać, co poeta miał na myśli, po siedem razy czytać to samo zdanie, by je zrozumieć i uczuciem ulgi odłożyć przeczytaną na półkę...
Druga zaś sprawa... Do pewnych utworów literackich trzeba po prostu dojrzeć... są tacy, który nigdy do nich nie dorastają... Dla mnie ważne, by czytać raz lekkie babskie powieści, by potem zapragnąć Choromańskiego czy Dostojewskiego...
Wreszcie się chwalę od Gosi z FABRYKI OCZEK moim osobistym królisiem...
oraz szalem od Lucy... Miała być aranżacja z Paryża, ale było tak zimno...
Dzisiaj z W. obchodzimy 19. rocznicę trzymania się za rączkę, a P. Danuta Szaflarska setne urodziny...
A! Photo Kids będą... jak zwykle w sobotę lub niedzielę :P
Do widzenia się z Państwem,
jagodzianka.
Buahahaha, mój szal w Paryżewie? Ależ go poniosło.
OdpowiedzUsuńResztę dyplomatycznie przemilczam :)
Twoje dyplomatyczne przemilczenie sprawy mnie niepokoi...
Usuńnie, no spoko, też kiedyś przeczytałam trzy pozycje szwai :)
Usuńuwielbiam sagi, lubię się wciągnąć w relacje i wydarzenia, może znasz coś ciekawego?
Wiesz co? ciężko mi tak wskazać... "Krystyna, córka Lavransa" pewnie czytałaś...Albo "Rodzina Thibault"? Chyba sobie odświeżę te powieści, bo czytałam bardzo dawno temu... Teraz głównie oprócz babskich czytadeł, sięgam po biograficzne, autobiograficzne.
UsuńPs. Dziewiętnasta rocznica.... fiu, fiu, fiuuu
OdpowiedzUsuńWiem ,wiem...kazirodztwo :P
UsuńGratulacje z okazji rocznicy :))
OdpowiedzUsuńZ tymi książkami, to się z Tobą w zupełności zgadzam, poza tym, że .... lubię Monikę Szwaję :)
Ja nie mówię, ze jej nie lubię. Ale trzy książki pod rząd to za dużo.
UsuńGratuluję rocznicy :):
OdpowiedzUsuńCo do książek to u mnie jest tak: mam miesiące "molowego czytania" i wówczas do biblioteki biegam (mam kilkaset metrów) praktycznie 3-4 razy w tygodniu i czytam i czytam nawet gotując...potem przychodzi "zastój" i od czytania mnie odrzuca- teraz jest ten moment :)
Co do Kalicińskiej - czytam tylko jedną ksiażkę o Adeli z "Życie ma smak" i jakoś mnie nie zafascynowała, więc więcej po jej książki niesięgałam
Nie czytałam o Adeli, więc porównania nie mam. Ja obecnie szał mam na czytanie... Pewnie przez tę okropną pogodę.
Usuń