poniedziałek, 20 sierpnia 2012

NIE ZA DUŻO, NIE ZA MAŁO, LECZ W SAM RAZ.

Wykorzystuję sposobność podzielenia się z Wami moją refleksją po przeczytaniu w "Wysokich Obcasach" 30(865) artykułu o minimalistach. Zaczęłam lekturę z wielkim zainteresowaniem, bo pomyślałam sobie, że temat jest mi odległy jak Mont Everest. Pomyślałam sobie, że idea pozbywania się przedmiotów na pewno jest ważnym dostrzeżeniem problemu, ze za dużo gromadzimy rzeczy, tworząc przez to wysypiska śmieci, uzależniając się od tego, co nie jest tego warte. Chęć zdobywania nowych gadżetów skupia uwagę nie na to, co jest istotne w naszym życiu, ale...
No właśnie jest i druga strona tego medalu.
Leo Babauta, autor książki "The Power of Less", posiada tylko czterdzieści dwa przedmioty: klucze, dowód osobisty, obrączkę, dwa notatniki, rower, kask, buty do biegania, japonki, martensy, sandały, po trzy pary dżinsów, innych spodni, koszulek z długimi rękawami oraz trzynaście koszul, pięć T-shirtów, pasek, golarkę, szczoteczkę do zębów i krem do golenia. Twierdzi jednocześnie, że jest bardzo szczęśliwy. I ja mu wierzę. Znalazł wielu naśladowców i entuzjastów takiego życia.  
Historię kolejnych osób zaczęły wzbudzać we mnie wątpliwości. Choćby historia pani Marzeny, która z wielkim bólem pozbyła się - w myśl idei minimalizmu - pudła z listami pisanymi lata temu, bo i tak stwierdziła, ze nie jest pewna, czy je jeszcze kiedykolwiek przeczyta. 
Ja przechowuję listy nawet sprzed dwudziestu lat. I też ich nie czytałam do tej pory. Ale w ostatni poniedziałek spotkałam się z przyjaciółką na babskim wieczorze i wyciągnęłam je, by powspominać. To był dla nas ważny wieczór, bo był też swoistym oczyszczeniem, wspomnieniem a jednocześnie powiedzeniem sobie tego, czego nie potrafiłyśmy zrobić piętnaście czy też dwadzieścia lat temu: bo byłyśmy za młode, nie potrafiłyśmy, wstydziłyśmy się. Tych listów się nigdy nie pozbędę, bo są dla mnie świadectwem przyjaźni, więzi łączącymi mnie z innymi ludźmi. Ludzie odchodzą , czasami na zawsze, pozostają po nich często tylko listy...
Historia pani Ady, która od miesiąca zastanawiała się, czy kupić sobie talerzyk ( bo chciała mieć coś własnego - choć summa summarum ten powód nie okazał się wystarczający, by ów talerzyk kupić) wbiła mnie w fotel. Ja wiem, że mam "odchył" w drugą stronę, ponieważ lubię kupować do domu przedmioty mniej lub w ogóle nieprzydatne, ale zdobiące mieszkanie. Dla mnie atmosferę, klimat czterech kątów oprócz ludzi wyrażają także właśnie wnętrza. Próbowałam przez chwilę mieć w domu styl skandynawski - tak właśnie oszczędnie z "durnostojkami". Nie wytrzymałam i powyciągałam różne moje ulubione przedmioty z powrotem. Lubię na nie patrzeć, lubię wspominać, skąd je mam od kogo, jaka wiąże się z nimi historia.
Ada jeszcze stwierdza, że stresuje się, kiedy musi kupić coś nowego i wtedy pomyślałam, że -wg mnie - Ada stała się niewolnicą idei.
Pomyślałam sobie także, że idea powinna dopasować się do naszego życia a nie my do niej. To znaczy, że nie powinnam działać tak, by cały czas realizować jej zamierzenia i by one stały się głównym celem w moim życiu.
Jeżeli kupienie jakiegokolwiek przedmiotu ma być tematem moich rozmyślań przez miesiąc, to wolę od razu ów kupić.
Na pewno minimalizm ma jedną zaletę, która bije wszystko: mając w domu regał, łóżko i wieszak - sprząta się mieszkanie w dwie minuty. Bezcenne!
A' propos talerzyków. Zastanawiałam się jeszcze nad jedna kwestią. Tak zwane "domówki" są w tym momencie niemożliwe, chyba że każdy przyjdzie ze swoim talerzem, szklanką, sztućcami.
Na pewno warto zastanowić się, zanim kupi się kolejny przedmiot, gdy w domu ma się kilka podobnych. Warto też pomyśleć o mądrym wykorzystywaniu przedmiotów, kupowaniu ubrań z tzw. drugiej ręki, szczególnie dla dzieci, które szybko wyrastają z nich i nawet nie zdążą zniszczyć. Nie jestem jednak zwolennikiem takiemu podporządkowaniu się jakimkolwiek stylom życia, by moje myśli krążyły wokół tego, czy czynię zgodnie z ich założeniami.
Ale, ale... Ten tydzień jest dla mnie bardzo pracowity, ponieważ - jeszcze zanim przeczytałam te artykuł - postanowiłam podczas pakowania dokonać całkowitej segregacji przedmiotów i ubrań. Wziąć to, co najpotrzebniejsze, a ubrania, zabawki, które stwierdzę, za zbędne, dać potrzebującym. 
Na pierwszy ogień poszedł Jagody pokój. Zgodziła się ona na to, bym sama zadecydowała, co mam oddać innym dzieciom. Jak się zrobiło u mego dziecka przestrzennie!Fakt, że większość zabawek była schowana, ale teraz owe schowki są puste!

A to wszystko do oddania.

Do tego doszedł wielki wór ubrań Franka i Jagny
Dziś "pod nóż" idą moje ubrania. To dopiero będzie wyzwanie! Drżyjcie szafy!

Z maksymalistyczno - serdecznym pozdrowieniem,
Jagodzianka.


16 komentarzy:

  1. bardzo ciekawy artykuł i rozważania... gdybym miała równoległe życie pewnie rownież pozbyłabym się wszystkich zbędnych przedmiotów... czy Pan Leo Babauta ma rodzinę? czasem idee typu minimalizm czy bycie eco przedstawiają osoby nieposiadajęce dzieci... ale nie zawsze...
    w każdym bądź razie oczyszczanie szaf czy pokoi oczyszcza nas, więc warto robić to często...
    pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma żonę, bo wśród przedmiotów wymienił obrączkę, ale sądzę, że dzieci nie.
      Dziś dokonałam wielkiego czynu: wysprzątałam swoją szafę i garderobę. Dwa wory 80 l z moimi ciuchami poszły do ludzi!

      Usuń
  2. Magdaleno Maksymalistko....może Ci podać rękę druga Magdalena Maksymalistka...Ja chyba poprostu lubię mieć-nawet jesli nie używam czegoś...w razie czego MAM....przy przeprowadzce-zaznaczam,że pierwszej w życiu,złapałam się za głowę,ile mam majdanu do przewiezienia-wielu rzeczy się pozbyłam,ale kartonom,worom,przewożeniu nie było końca....Stare listy,kartki pocztowe,pamiętniki trzymam i nie wyobrażam sobie pozbycia się ich-pamięć jest ulotna i z przyjemnością wracam czasem do tych papierzysk:) Co do minimalistów...jesli komuś to pasuje ok,ale jesli gryzą sie z tym,że chcieliby coś tam kupić ,a kłoci się to z filozofią,którą się kierują ,to dla mnie do bzdura.Żyjmy tak,zeby nam było przyjemnie-czy w pustym mieszkaniu czy w eklektycznym(tak nazywam swój bajzel,który oczywiscie prawie mi się nie zdarza;-0) -z mieszanką wspomnień i teraźniejszości:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, jak wracałam z Fr do Pl i musiałam się szybko pakować. Zobaczyłam wtedy, ile przedmiotów nazbierałam. Wpadłam wtedy prawie w histerię, bo pakowałam i pakowałam i nie było widać końca. Obiecałam sobie, że będę nad tym panować. Nie jest wzorowo, ale staram się...

      Usuń
  3. Ach! I nas to bedzie czekac niedlugo, znaczy za ok rok, gdy bedziemy przeprowadzac sie z Holandii do Polski...ufff.
    A co do artykulu, to ogolnie rozumiem i podziwiam ludzi ktorzy zyja tak minimalistycznie (nawet mam takiego jednego buddyste kolege) ale ja tak nie umiem i nie chce. Do rownowagi psychicznej potrzebne mi sa te 'male'przyjemnosci, czyli wyszperane w second handach cuda, ktore oko ciesza. I dodaja naszemu domu urody. Lubie domy cieple, w ktorych widac ze sie zyje, mieszka, jest kolorowo i rodzinnie, sa pamiatki...
    Ale fakt mamy za duzo i w dzisiejszych czasach nam sie w d..... poprzewracalo :)Gdy moj maz chce zmieniac nowy telefon na nowszy, to sie buntuje i nie zgadzam! Trzeba w tym wszystkim troche zdrowego rozsadku. Ot co :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu racja!Choć z drugiej strony... Każdy ma tam swoje koniki. Jak wpadnę do sklepu z decu albo scrapem, to kupuję i kupuję, ale na telefon szkoda mi kasy. Dlatego jak mi ukradziono nowiuteńką komórkę, to wzięłam rozwalającą się mojego W. Wolę tę kasę wydać na inne przyjemności ;)

      Usuń
  4. każdemu wedle potrzeb :) ja bym nie umiała być minimalistką :) za wielkim jestem chomikiem.

    btw. ja selekcji będę dokonywać głównie w trakcie rozpakowywania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja postanowiłam zrobić selekcję, gdy się przeprowadzałam do tego mieszkania. I prawda jest taka, że potem już się mi nie chciało. Rozpakowałam się i stwierdziłam, że zrobię to potem. No i dlatego teraz zrobiłam ostre cięcie ;)

      Usuń
  5. skąd ja to znam... ja tez jak sie wyprowadzałam z Białegostoku to rzeczy które miałam wyrzucić/oddać spakowałam do kartonu z napisem "pamiątki dawnego życia" iiii schowałam i czeka na ewentualne nigdy-rozpakowanie ;) tak samo zrobiłam jak sie przeprowadzałam do Białegostoku, więc mam właściwie już dwa takie kartony, a dokładniej mówiąc pięć:) mam coś takiego, że nie moge rozstać się z rzeczami, które mają dla mnie wartość sentymentalną. przez 10 lat (!) trzymałam skórkę po mandarynce, którą dostałam od chłopaka, który mi sie podobał ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Też czytałam ten artykuł ;) Ja tam lubię posiadać i tyle, w życiu nie pozbyłabym się moich książek czy pamiątek (o sprzęcie do scrapu nawet nie wspominam). Najważniejsze to zachowywać umiar i nie przesadzać. I zgadzam się z Tobą i hotką, nie można robić czegoś wbrew sobie, trzeba żyć tak, żeby nam było przyjemnie i wygodnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! Rozumiem selekcję ciuchów, bo to TYLKO ciuchy, ale traktować książkę jako zwykły przedmiot i eliminować to dobro duchowe tylko po to, by zejść z przedmiotami poniżej setki... To nie dla mnie!

      Usuń
  7. Trzy dni temu wywiozłam trzy duże reklamówki moich "jak pieniądz" ale nie noszonych ciuchów, dlaczego tak mało?
    Wszystkiego było mi szkoda;-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziś pożegnałam się z dwoma worami, każdy po 80 l. Parę rzeczy zostawiłam przez sentyment. Postanowiłam walczyć z tym zbieractwem i do tego... stwierdzać, że i tak się mnie ma w co ubrać :D:D:D

      Usuń
  8. Nie pod nóż..tylko na bazarek:-)). Chociaż pewnie już na to czasu nie starczy:-)). A ja właśnie zabawki zapakowałam mojemu synowi do 2 wielkich worów, bo robi z kolegami wyprzedaż garażową.A'propos minimalizmu, nie jestem i nie lubię być niewolnikiem żadnej idei, z kupowania durnostojek tzw. w pewnym stopniu wyrosłam, a raczej ograniczyłam ich znoszenie, ale lubię ciepłe domy, kolorowe, więc na pewno nie pozbawione różnych przedmiotów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też już durnosotojki kupuję z rozwagą, ale muszę je mieć ;)
      Wyprzedaże garażowe to fantastyczna sprawa. Na pewno będę kiedyś z nich korzystała.

      Usuń