Było to lata świetlne temu.
Pojechaliśmy z W. najpierw do Węglińca na Święto Grzybów, by bynajmniej, nie zbierać grzyby, ale wznosić toastów wiele za tych, którzy przynieśli pełne kosze z lasu. Po kilku dniach tego biesiadowania, mieliśmy pojechać pod namioty nad nasze polskie piękne morze.
Wiadomo, rano trudno się zebrać, zorganizować, a czas leci. Nasz pociąg za chwileczkę ma odjechać. Pędzimy na stację. Prawie w biegu wsiadamy do wagonu. Znaleźliśmy nawet miejsca siedzące. Ufff... Basieńka macha do nas białą chusteczką. My odmachujemy. Pociąg rusza. Nagle widzimy, jak biegnie Maciek i krzyczy:
-Zapomnieliście namiotu!!!!!!!!!!!!!!!!
Na pierwsze stacji wysiedliśmy. Kolejnym pociągiem wróciliśmy po namiot, a ponieważ następny odjazd w kierunku morza miał być dopiero dnia następnego, wsiedliśmy w pierwszy lepszy pociąg i pojechaliśmy do miejscowości Sucha, w której znajduje się Zamek Czocha.
Miły pan odstąpił nam kawałek trawki, byśmy mogli się rozbić.
Nasz namiot otwierał się na widok przepięknego jeziora i jeszcze piękniejszego zamku.
I co z tego, że zęby myliśmy w pobliskiej rzeczce, skoro wspomnienia z tego wyjazdu wciąż pielęgnujemy w sercu?
Gdy się Jagna pojawiła na świecie zrezygnowaliśmy z wszelkich namiotowych wakacji: a bo za mała, a bo za zimno, a bo za deszczowo. Tych "a bo" i "a bo" było więcej... Ale tym roku W. rzucił hasło "wakacje pod namiotami", a ja szybko je podchwyciłam bez żadnego " a bo", tylko z ciekawością, jak będzie.
Ponieważ od właściwie 10 lat nie interesowałam się, jak wygląda życie na polu namiotowym, to nie wiem, czy dużo zmieniło się w tym temacie w Polsce. Liczę na Wasze relacje....
A jak to wygląda we Francji?
Po pierwsze zdziwiona byłam, że pola campingowe także mają przydzielane gwiazdki za standard. Nasz miał aż cztery - naprawdę zasłużone. Najważniejsze wg mnie było to, że rezerwując miejsce na polu od razu należało zaznaczyć, czy jesteśmy z dziećmi, a to dlatego, że osobne były sektory dla młodzieży i osobne dla rodzin. Jedne od drugich - co ważne - były oddalone od siebie na tyle, by młodzież mogła czas wieczorny spędzać na hulankach i swawolach, zaś rodzice... wykończeni swoimi pełnymi energii pociechami, położyć razem z kurami tuż po zachodzie słońca...
To, co również się mi podobało to fakt, że nie rozbijaliśmy się, gdzie znaleźliśmy wolne miejsce, ale każdy miał swój ponumerowany kawałek pola ogrodzony z trzech stron krzakami na tyle duży, by można było rozbić namiot i postawić samochód. Każdy "namiotowicz" ponadto miał dostęp do prądu na swoim polu.
Można było także wynająć boks w lodówce. Wyglądało to tak, że lodówka sklepowa ze szklanymi drzwiami miała w środku blaszane drzwiczki (chyba 8) , które otwierało się kluczykiem i wkładało żarełko. Wyglądało to jak skrytki na poczcie.
Nieopodal naszego miejsca mieliśmy toalety, prysznice, miejsce do mycia naczyń a nawet pralkę i suszarkę. Był też osobny prysznic dla maluchów ze śmieszną słuchawką w kształcie głowy smoka z ruszającymi się oczami.
W celu zapewnienia nam bezpieczeństwa, zapewniono campingowi ochronę, a my na rękach mieliśmy specjalne bransoletki, dzięki którym byliśmy wpuszczani na teren campingu. Dodatkowo, gdy chcieliśmy w(y)jechać samochodem, musieliśmy wbić odpowiedni kod przy w(y)jeździe.
Ośrodek był ogromny. Na nim było pole z namiotami "stałymi" i prywatnymi oraz na przyczepy campingowe. Były także boiska do siatkówki, stoły pingpongowe, sala telewizyjna, sklep i piekarnia, miejsce na grilla, miejsca na imprezy (tańce połamańce).
Mimo tylu "atrakcji" nie miałam jednak wrażenia, by na tym polu było tłoczno i głośno - chyba, że już wstały moje dzieci, albo jeszcze nie poszły spać...
Sama miejscowość taka typowa bez charakteru, bez klimatycznych kamieniczek, za to z dużą ilością kawiarń, restauracji i sklepików z badziewiem dostępnym chyba w każdym miejscu na świecie...
Za to plaża i ocean... Piasek drobny, jaśniutki a woda doskonała pod względem temperatury: ciepła, ale na tyle, by chłodzić ciało rozgrzane od prażącego słońca... Pierwszy raz w życiu kąpałam się codziennie w wodzie... A te fale...
Widok o 22.oo. |
Koncerty cykad były niesamowite! Czasami tak głośno cykały, że nie słychać było własnych myśli. |
Przypływy, a raczej fale podczas tychże były czasami nieobliczalne. Raz nas nawet zalało. Całe szczęście, że obyło się bez strat. |
Prawdziwy raj dla wszystkich lubiących pływanie na deskach. |
Wejście na plażę daleko od centrum. |
O jedzeniu jeszcze napiszę... |
Hortensje tutaj były imponujące. Rosły ich dosłownie pola! |
Atrakcji wieczorami było sporo, ale jak ma się dzieci... to jedyną atrakcją wieczorną dla takich osób jest próba położenia pociech spać... To prawdziwe wyzwanie! |
A tak w ogóle to witam Was serdecznie po dwutygodniowej przerwie! Dziękuję za komentarze i za to, że zaglądaliście, mimo mej nieobecności.
Za tydzień Mimizan tak bardziej od strony prywatnej, a na dziś to już koniec. Czas nadrobić wszelkie zaległości!
Jagodzianka.
Musiało być tam bardzo przyjemnie. Przepiękne widoki! Nie mogę się doczekać mojego wyjazdu ;)
OdpowiedzUsuńByło pięknie, ciepło, słonecznie i bardzo słono ;)
UsuńLepiej przypomnij wakacje pod namiotem w Łebie i np. powrót W. i M. ;)
OdpowiedzUsuńTak, tak... gdy poszli na JEDNO piwo ;)
UsuńSuper warunki na polu namiotowym. My dawno temu jeździliśmy - przed epoką dzieci- ale jakby takie warunki były w Polsce to czemu nie :)
OdpowiedzUsuńWidoki rewelacyjne :))
Mam nadzieję, że i u nas się pola zmieniają. Luksusów mi nie trzeba,ale czyste toalety i prysznice oraz prąd powinny być standardem.
UsuńMusiało byc pięknie az zazdroszczę pozdrowienia Ziuta.
OdpowiedzUsuńByło pięknie dzięki wycieczkom, o któ®ych wspomnę niedługo ale i dzięki pogodzie, wspaniałemu słońcu i oceanowi.
UsuńWidoki rewelacja. A o tym jedzeniu to ja chętnie poczytam :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńKilka smakowitości miałam ;)
Usuńw Polsce na campingu nigdy nie byłam, więc mogę porównać tylko z włoskim
OdpowiedzUsuńświetny pomysł z tym podzieleniem na młodzież i rodziny
No ja bywałam na tradycyjnych polach namiotowych, były inne warunki: czasami tragiczne, czasami znośne, ale nam wtedy to nie przeszkadzało. Teraz z dzieciakami się człowiek zrobił bardziej wymagający;)
UsuńSuper warunki na campingach.Tylko pozazdroscić.To prawdziwa Europa.Ciekawe zdjęcia,lubię podziwiać lokalne smaczki.
OdpowiedzUsuńWarunki były naprawdę cudne. Czysto, wszystko praktycznie pod ręką.
UsuńPrawdziwe smaczki - mam nadzieję, że tak zostaną odebrane - pokażę z naszych wycieczek ;)
Jagodzianko! w piatek wyjezdzamy na dwa tygodnie do Mimizan wlasnie... Czy jeszcze tam jestescie????
OdpowiedzUsuńKochana, dopiero co wróciłam... Ojej, jaka szkoda, żeśmy się nie "dobrały w czasie".
UsuńOjej! a ja juz sie napalilam,ze sie spotkamy moze :-(
Usuńmy tez na camping i tez pakuje wlasnie rozowe wino z sokiem grejpfrutowym :-) juz mi sie marzy po dniu na plazy, koniecznie mocno schlodzone! pozdrowienia!
No wielka szkoda... Może to będzie ten sam camping? Koniecznie napisz o swoich wrażeniach, a takie winko mocno schłodzone wieczorkiem po gorącym dniu - cud, miód i malina ;D
UsuńZazdroszczę ciepłego oceanu, bo chociaż wyjazd dopiero przede mną nie nastawiam się na upały ;) Ale czegóż można się spodziewać po Walii ;-)
OdpowiedzUsuńUpały też nie są dobre - o czym również napiszę słów kilka - choć bardziej o mojej głupocie to będzie.
UsuńWalia za to ma piękne widoki, których tylko pozazdrościć!
Cudownego wypoczynku!
rozwiązanie podziału pola na dzieciowych i niedzieciowych bardzo mi się podoba. miło być w miejscu, gdzie ludzie myślą nad komfortem innych
OdpowiedzUsuńczekam na bardziej osobisty post, choć wiem, że jesteś zapracowana i może to tak szybko nie nastąpić
Bardziej osobisty będzie w następny poniedziałek - jako że Wędrownik ;)
UsuńRoboty mam, ale codziennie post napiszę, zwłaszcza, że dzisiejszy jutrzejszy już mam cały zaprojektowany w głowie;)
Roboty jest i to nie tylko z tą pilną sprawą, o której pisałam, ale i o niespodziance, która na nas czekała po powrocie, ale o tym za tydzień.
A jeszcze od rana mam głowę zaprzątniętą małym niepokojem... Echch...
Tak, ten podział był świetny, bo nikt się na nikogo nie użalał.
Ja nawet bez dzieci to nie bardzo za namiotami przepadałam. Jakoś tak muszę mieć łazienkę, najlepiej swoją na wyłączność i...jako tako czysto-higienicznie, a o to trudno nawet w wynajętych kwaterach, więc wtedy wolałabym łono natury...Choć teraz udało nam się trafić na naprawdę czysty pokoik z łazienką. Widoki na zdjęciach piękne i opis tego pola namiotowego zachęciłby mnie do jego 'przetestowania' ;)
OdpowiedzUsuńOj, mieć na wyłączność swoją łazienkę i do tego czystą - marzenie. To prawda, szczególnie jeśli chodzi o WC. Ale, na szczęście, było naprawdę czysto, więc to dla mnie ogromny plus.
UsuńŚwietna relacja i fantastyczne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńNa pewno zachęciłaś ludzi do zainteresowania się polami namiotowymi, jeżeli nie u nas , to na pewno przy wyjazdach zagranicznych.
Pozdrawiam gorąco.
:)))))) tak było. Potwierdzam:) oj piękne czasy ... I jakoś człowiek zawsze miał na to czas pieniądze nie przeszkadzał brak łazienki bywało też niebezpiecznie (wilkasy) ale przede wszystkim było SUPER :) Najlepsze wspomnienia i najlepsze wakacje w całym życiu :) b.b
OdpowiedzUsuń