Jagna: Mamo, muszę ci powiedzieć tajemnicę.
Ja; O! Słucham.
Jagna: Zakochałam się w koledze z klasy i chcę się z nim "ożenić".
Ja: Yyyyy. To świetnie! A jak ma na imię?
Jagna: Hugo.
Ja; A co ma w sobie takiego, że się tobie spodobał?
Jagna: Lubi konie tak jak ja i w ogóle jest miły. Mamo, tylko pamiętaj, że to jest tajemnica i możesz o niej powiedzieć tylko tatusiowi i napisać o tym na blogu. Ale nikt więcej o tym wiedzieć nie może!
Proszę Was zatem o dyskrecję...
Ostatni pokazywałam Wam TUTAJ zakończenie roku szkolnego we Francji. Byliście ciekawi, jak to wygląda w polskiej szkole. Zanim jednak pokażę Wam kilka ujęć z tego dnia, muszę Wam wyjaśnić, na czym polega polska szkoła na obczyźnie.
Tak jak w Polsce, tak i we Francji jest obowiązek edukacji dzieci. Dlatego też Jagoda musiała iść do francuskiej szkoły. Samo jednak ukończenie przez Jagnę roku szkolnego tutaj nie daje automatycznie możliwości pójścia do drugiej klasy w Polsce. Aby to było możliwe, Jagoda musi uczęszczać do polskiej szkoły, która jest UZUPEŁNIAJĄCA. To jest równoznaczne z tym, że samo uczęszczanie do niej, nie jest zaliczeniem pierwszej klasy w rodzimym kraju. Obie zaś szkoły zaliczone - to zaliczenie pierwszej klasy w Polsce.
Jak już wspomniałam, polska szkoła tutaj jest uzupełniająca, a zatem nie ma przedmiotów takich jak matematyka czy biologia. Tego dzieci uczą się we francuskiej. Ma natomiast lekcje z języka polskiego i historii Polski.
Zajęcia odbywają się raz w tygodniu przez 3 godziny. Nie ma osobnych szkół polskich, lecz są wynajmowane ( ZA DARMO!!!) sale - w naszym przypadku - w szwajcarskich szkołach. Szkoła polska zatem musi dostosować godziny zajęć do możliwości lokalowych. Dlatego też Jagoda zajęcia miała w czwartki od 16.40 do 19.40. ( Jak wychodziła z domu o 8.15, tak wracała o 20.15)
Dzieci uczą się pisowni polskiej, czytają lektury ( tylko polskich autorów), uczą się wierszy na pamięć oraz piosenek, jak i poznają historię Polski.
Zakończyliśmy polski rok szkolny piknikiem. Nie było specjalnych atrakcji dla dzieci, ale sami rozumiecie - szkoła jest dotowana przez polskie MEN, więc szału nie ma. Ale dzieciakom nie były potrzebne dodatkowe "zabawki", by się dobrze bawić.
W pewnym momencie nastąpiła wodna wojna chłopcy kontra dziewczynki. A że się tak świetnie bawili, to już potem nie było znaczenia, kto jakiej jest płci. Wszyscy lali się nawzajem.
Generałowa latała z aparatem, licząc na to, że będąc w ruchu, szybko zgubi milion kalorii nabytych podczas wspólnego grillowania. Płonne nadzieje...
Uwielbiam grillowane "kurżetki" czyli cukinie. |
Piękne okoliczności przyrody... |
Gdzie nie spojrzysz, tam żarełko... |
Pasowanie na ucznia... |
Jagna uczennicą!
...skończyła na wodzie!
Serdecznie Was pozdrawiam, życzę słońca i zapraszam na przyszłotygodniowy udział w FOTO WYZWANIU!
Jagodzianka.
|
Nikomu nie powiem, obiecuję :)
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
UsuńPrzeczytałam i zapominam ;)
OdpowiedzUsuńChi, chi!
UsuńFajnie, macie kontakt z innymi Polakami w podobnej sytuacji.
OdpowiedzUsuńA wojna była wspaniała, sama z chęcią wzięłabym w takiej udział. Zwłaszcza dzisiaj w tym upale.
Kontaktu na co dzień z Polakami nie mamy. Wyobraź sobie, że naprzeciwko mnie mieszka polska rodzina i tylko raz ze sobą rozmawialiśmy... Głównie jednak utrzymujemy kontakt z Francuzami, Amerykanami i Anglikami. I to nie jest tak, że unikamy Polaków. nie. Po prostu do "obcych" mamy "lepsze dojście".
UsuńJa też nikomu nie powiem ;)
OdpowiedzUsuńChętnie wzięłabym udział w takiej wojnie!
Wojna była zabawna. to fakt;)
UsuńW porównaniu z imprezą francuską, ta była głównie nastawiona na rodziców.
OdpowiedzUsuńWiesz... Inne warunki, inne możliwości.
UsuńHa! Uwielbiam takie tajemnice :))) Mój Tymek też często zdradza mi swoje, nie są jeszcze tak sensacyjne, no ale ;) i zawsze na ucho :D
OdpowiedzUsuńU nas rok przedszkolny kończy się również piknikiem w parku i zaczyna też :)))
Tak, i człowiek ma zawsze naplute do tego ucha, a podczas tego szeptania tak śmiesznie łaskocze;)
UsuńSuper, ze u Was też był piknik. Pamiętam, że jednego roku w Jagi przedszkolu też było takie zakończenie: z zabawami. Pikniku chyba nie było.
Ja też będę milczała! :))
OdpowiedzUsuńTrochę późno te lekcje dla tak małych dzieci.
A jak córcia, jest z nich zadowolona?
Późno, ale takie są możliwości...
UsuńCzy jest zadowolona? Trudno powiedzieć: na pewno idzie z chęcią. Nie ma tak, że nie chce. Lubi Panią i dzieci. To maleńka klasa ( sześcioro dzieci). Wiadomo jednak, że lepszy kontakt ma z francuskimi dziećmi, bo jest z nimi na co dzień.
milcze jak grób! ale jest udana!
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam grillowane kużetki :) A Jagnie się w polskiej szkole podoba?
OdpowiedzUsuńPodoba, ale mniej niż we francuskiej. Myślę, że jest to związane z częstotliwością zajęć i jej kontaktu z dziećmi polskimi. Obecnie twierdzi, że woli pisać, czytać i mówić po francusku, bo...jest łatwiejszy niż polski... Hmmmm...
Usuńwidać, że super frajda była :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Było bardzo sympatycznie.
Usuńobiecuję, że będę dyskretna i nikomu nic nie powiem :-)
OdpowiedzUsuńa co do warzyw z grilla to ja nie przepadam, jestem mięsożerna :p
Wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć.
UsuńJa z mięsa to właśnie kurżetki wolę ;)
powrót do blogowego świata zaliczam z uśmiechem:)
OdpowiedzUsuńOo . Jaka apetyczna potrawa :D
OdpowiedzUsuńOj te pierwsze miłości :-) I tajemnice dzieci :-) Uwielbiam takie rozmowy z moją córą :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :-)