Połowa sierpnia prawie, a ja dopiero pokazuję lipcowego spajdeja. Niestety, Lucy wzięła sobie dłuuuugi urlop od bloga, ale myślę, ze będę kontynuowała Jej pomysłu siebie na blogu. Choć niewiele teraz fotografuję... Średnio mam co...
Lipiec był bardzo trudnym dla mnie miesiącem. To czas dwóch przeprowadzek, wytężonej pracy nad tym, by wszystkie zamówienia skończyć na czas. to miesiąc nieustającego deszczu. No dobra, ustawał w weekendy, gdy mieliśmy dokądś pojechać. To miesiąc ostatnich wycieczek. To miesiąc próby niemyślenia o tym, co jest i co będzie. To miesiąc pożegnań z Przyjaciółmi, z Francją, Szwajcarią.
Miało być mało zdjęć, bo w tygodniu deszcz zniechęcał do jakichkolwiek plenerów...
Ale nie będzie to smutny spajdej. Może odrobinę...
TYDZIEN
PIERWSZY
W zeszłym roku miał to być prezent na naszą dziesiątą rocznicę ślubu, ale wybrałam wyjazd do Babci. miała urodziny... Jak mawiają, co się odwlecze, to nie uciecze... Prowansja... ( więcej będzie w WĘDROWNIKU)
Ciekawe o jakim smaku te lody są ;)
Wieczory romantycznie spędzone na materacach wyciągniętych z namiotu...
Widok w drodze powrotnej. jeden z najpiękniejszych, jeśli nie najpiękniejszy, jaki widziałam. Dech zapierało. Tęcze potem pojawiły się trzy...
A! I pamiętajcie o jednym. kiedy chcecie zrobić zdjęcie tęczy, zdejmijcie najpierw filtr polaryzacyjny, by nie dziwić się potem, że w obiektywie jej nie widzicie, mimo że poza okiem aparatu pięknie się na niebie mieni:)
Imieninowe lody Jagody. Nie dała rady...
... On dał.
Pożegnanie ze stadniną było trudne dla nas wszystkich... ( Na planie pierwszym Beyonce. Nie TA Beyonce ;)).
TYDZIEN
DRUGI
Opuściliśmy Peron i przeprowadziliśmy się do St Genis Pouilly. Rodzice na balkonie relaksowali się i byli przekonani, że dzieci już dawno śpią...
...nie spały...
Trafiliśmy tam dzięki Jagodzie. Bardzo chciała wrócić do tego miejsca, w którym była z kasą na wycieczce. Ponieważ dopiero co przeprowadziliśmy się i nie mieliśmy siły na długie wycieczki, zgodziliśmy się pojechać do LE PARC DES OISEAUX. miejsce piękne, magiczne i niesmaowite. O nim też będzie w WĘDROWNIKU.
TYDZIEN
TRZECI
Udało się! Jeden dzień w tygodniu bez deszczu!
Ostatnia wycieczka po Francji. Tam planowaliśmy być od dawna, wciąż jednak coś nam wypadało. Alzacja.
Najpierw odwiedziliśmy Mulhouse ( Miluza), w którym zwiedziliśmy -obowiązkowo - Cité du train. Następnie na naszej trasie ( macham do Magdy Fou!) Colmar zwane - małą Wenecją. ( więcej w WĘDROWNIKU).
Kuchnia tutejsza już bardziej "niemiecka". Tarte flambee choć z boczkiem był bardzo ciekawą i smaczną potrawą.
Jak szaleć to szaleć!
Lekki lunch - po takiej rozpuście - obowiązkowy!
Być w Alzacji i nie skorzystać ze szlaku winnic byłoby grzechem niewybaczalnym.
TYDZIEN
CZWARTY
Najtrudniejszy czas... Czas pożegnań. Emma z Przyjaciółkami z klasy przygotowały dla Jagny niespodziankę - przyjęcie. Same stworzyły układy taneczne na Jej cześć. Potem były prezenty, wspólna zabawa. A rodzice wyli jak bobry..
Sobie serek ukręciłam..
TYDZIEN
OSTATNI
W drodze do Polski zboczyliśmy trochę z drogi... Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że to ja i W. mieliśmy najwięcej radochy i ekscytacji ( więcej w WĘDROWNIKU).
welcome Poland!
Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.
Właśnie z tej chwili zapragnęłam jechać do Prowansji jeszcze bardziej niż do tej pory.... Piękne zdjęcia, wzruszający post :) pozdrawiam Majka
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. Maju, Prowansja jest piękna i obłędnie pachnąca... Tak mi po tym poście smutno kolejny dzień...
UsuńLody lawendowe? Serio? Ale bym takie chciała! A maszynka do kręcenia sera mnie zachwyciła.
OdpowiedzUsuńLawendowe :D A ser jaki wyśmienity!
UsuńA ja bym się z Tobą zamieniła i hyc do Francji :-)
OdpowiedzUsuńFajny post :-)
Ja bym się też ze sobą zamieniła i hyc z powrotem do Francji...
UsuńIm dłużej czytam Twojego bloga tym bardziej jestem zakochana we Francji :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Ach, a ja się zastanawiam, czy dam psychiczne radę pisać Wędrownik... Zazdroszczę Francuzom...
UsuńWitajcie w kraju. chyba mój ostatni komentarz sie nie zapisał, więc witamy jeszcze raz :) Wzruszacie ogromnie swoimi zdjęciami z pożegnań, ale życzymy, żeby tu też było pięknie i dobrze Waszej rodzince. Kto wie, może wkrótce uda się spotkać "po sąsiedzku" :)
OdpowiedzUsuńps. wieże szachowe cudne :)
pozdrawiamy serdecznie
Karola (dziś nie ze swojego komputera, stąd nie jako Franek:))
Witam, witam. jestem przekonana, ze uda nam się spotkać. P.S. Bardzo dziękuję.
UsuńPozdrawiam całą Rodzinkę!
No coz, zaluje ze sie wyprowadziliscie, bo liczylam, ze uda nam sie kiedys spotkac osobiscie… No ale licze, ze bloga nie zarzucisz i nadal bede mogla podczytywac co tam u was :)
OdpowiedzUsuńNo i szczescia na tym nowym etapie :)
Mam nadzieję, że jednak będzie okazja się TAM spotkać:)
UsuńB;loga nie zarzucam.
Pozdrawiam i dziękuję.
oj Prowansja marzy mi się od dawna!!! te pola lawendy muszą bajecznie pachnieć i mnogość owadów też jest zapewne....oj marzy się marzy taki wyjazd :):)
OdpowiedzUsuńObłędnie pachnie i obłędnie bzyczy ;)
Usuńczułam co pisałaś, beczałam...
OdpowiedzUsuńI tak ja będę od wczoraj... Ciężko jest mi. Zwłaszcza, że nie ma W. A W. choć " w domu" ( tj. we Francji), to smutny, bo bez nas... I tak nam wszystkim smutno...
UsuńMiało być : i ja tak beczę od wczoraj ;)
Usuń