niedziela, 2 grudnia 2012

WOJENKA DOMOWA - NA PRYCZY

Bonjour.
Kiedyś pisałam o szeregowcu i Jego próbach zadomowienia się w łożu generałów. No i dostałam potem mail z zapytaniem, jak sobie daję radę, być taka "niewzruszona na łzy dziecka w łóżeczku" i  opinię, że trzeba mieć charakter i silną wolę, by tak to dziecko pozostawić same samiuteńkie...
Postanowiłam odpowiedzieć dziś na tę kwestię publicznie, przemilczając milczeniem ;) fakt, że dziś o 3.oo w nocy szeregowiec zawitał w mym łożu, które opuścił, wyspawszy się o 6.3o.
Powtarzałam to kilkukrotnie i pozwolę sobie jeszcze raz to uczynić. Do KAŻDEJ sprawy należy podejść z dystansem, intuicją i rozumem.
Mam wrażenie, że ludzie lubią popadać ze skrajności w skrajność: albo odkładają dziecię do łóżeczka i choćby wyło, jęczało i zalewało się łzami, to go na ręce nie wezmą, by nie rozpuścić albo coś tam coś tam (co wyczytali z "mundrych ksiunżek"). Albo jak już do tego łóżka wezmą, to potem już śpią z nim każdą noc do osiemnastki i  narzekają, że są niewyspani, ale cóż mają robić?
Jak to, co? Zachować się jak dorosły, zdrowo myślący człowiek.
Dobra, przyznaję. To, że moich żołnierzy odkładałam od razu do łóżeczka było czymś nie tylko dla mnie naturalnym i oczywistym (po to w końcu kupiliśmy łóżeczka dla potomków), ale i kwestią mojej własnej wygody. Odsłonię tu troszkę tajemnicę naszej alkowy: uwielbiam zasypiać przytulona do W. Gdyby miała zatem spać z nami kapralka bądź szeregowiec, to miałabym problem z tym przytulaniem się, gdyż położenie żołnierza od zewnątrz łóżka wiązałoby się z ciągłą obawą, że spadnie z niegoż, a od ściany zaś troską o niemiłe tête-à-tête z zimną ścianą. Zostaje zatem jedynie spanie pomiędzy generałką a generałem - który spałby "na baczność", bojąc się przygnieść swym ciałem tę maleńką istotkę. No, a to żołnierzyka wiercenie, kopanie, odkrywanie się, obracanie o 180 stopni komfortem spania nazwać raczej trudno. I wszystko dobrze, gdy się do pracy rano lub w ogóle nie idzie... Gorzej, gdy trzeba wstać np. o 5.3o... 
Kolejną zaletą nauczenia dziecka samemu spać w łóżeczku jest na pewno zapewnienie sobie dłuższego wieczoru  oraz tego, że jak jest jakieś spotkanie towarzyskie, to nie opuszcza się na dwie godziny gości, bo poleżeć z maluchem, aż zaśnie... Albo nie ma problemu zostawienia dziecięcia z babcią a samemu oddalenia się w sobie znanym jedynie kierunku;););)
Bywa tak, choć - na szczęście - rzadko, że wchodzi Jagna do naszej sypialni z Rudym w jednej oraz kołderką w drugiej ręce i  mówi, że miała zły sen. Bierzemy ją do łóżka bez zbędnych pytań. Przytulamy się i finito.
Gdy Franczesko - tak jak choćby wczoraj- płakał  żałośnie, robimy tak, że staramy się najpierw wziąć dziecię na ręce, uspokoić, przytulić  i ponownie położyć do swego łóżeczka. Najczęściej to pomaga i potomek zasypia natychmiast. Ale kiedy to nie pomaga bierzemy do siebie i Franczesko śpi a my...niekoniecznie ;) Mamy za to zapewnioną ciszę ;)
I jeśli nie zasnęliście, czytając te moje wywody, to dziękuję bardzo za uwagę ;)
Kapralka niby śpi, ale tak naprawdę czuwa ze swym owczarkiem, który gotowy jest zaatakować każdego wroga ;)
Szeregowiec zaś udaje, że trzyma na śpiąco bukłak - w rzeczywistości to zakamuflowany granat ;)

Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

12 komentarzy:

  1. No tak. Instrukcji obslugi wojska czy przepisu, na ktory mialam ogromna nadzieje, NIE DOSTALAM tu! :(
    I tak: znamy to - takie ok 100 cm zolnierzyka, co to lezy na srodku, najlepiej po przekatnej i bunt w szeregach wprowadza, ze mu za goraco lub za ciasno to antykoncepcja doskonala! :D
    Jaaasne, ze to strata (???) czasu kiedy trzeba polezec z, zeby uspic, ze to zaden odpoczynek kiedy noc poszarpana...
    Oj, tez niby bym chciala, zeby sam zasypial, zeby cala noc w kojcu wlasnym odpoczywal, ale tak luuuubie, no tak lubie sie tuli-tulic i obcalowywac, tak bardzo wiem, ze za jakies 5 lat sie nie da, ze...no nie moge!
    Potem wiadomo: jest rozum! Oczywiscie, ze jestem swiadoma, ze musi sie nauczyc iiiitp itd. I masz racje, Jagodziano! mozna posluchac rad, mozna sie czyms "podeprzec", mozna probowac kopiowac, ale najwazniejsze jest znac swoje dziecko i siebie samego, zeby znalezc rozwiazanie, mniej lub bardziej bolesne...i byc o tym zwyczajnie przekonanym :)

    Zdjecia czuwajacej armii sa fantastiko! tzn armia jest fantastiko, zadna Twoja zasluga ;)
    Ale przyznaj sama: czyz nie calusno-przytulasny jest ten szeregowczyk? :)
    Dobranocowo
    Siostra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I takiego przepisu nigdy nie dostaniesz ;) Każdy żołnierz wymaga indywidualnego prowadzenia. To, co u mnie działa, niekoniecznie musi u Ciebie. No i wreszcie kwestia tego, że nie wszystko musi pasować Tobie;)
      No widzisz. Znowu pojawia się kwestia, o której mówię: jeśli lubisz zasypiać przy swoim żołnierzyku, sprawia Ci przyjemność - rób to! Chciałam tylko w tym poście pokazać, że czasami albo działamy skrajnie. Albo też patrzymy na ludzi bardzo schematycznie: jak ktoś nie zasypia z dzieckiem, to na pewno w ogóle go nie wyciąga z łóżeczka. Jak czasami zaśnie z nim - że już to robi zawsze;)
      Kiedyś miałam taki okres, gdy czytałam Jadze do snu i zasypiałam. Mało tego! Sama się mościłam, by jak najszybciej kimnąć ;) wiele razy było tak, że Jagna wychodziła z łóżka, szła do salonu. W: Gdzie mama? J: Śpi, oczywiście :D Potem, po przebudzeniu, byłam nie do życia...

      Usuń
    2. A! Zapomniałam dopisać a raczej odpowiedzieć na Twoje pytanie : słodko - przytulaśny jest ten szergowczyk, dlatego co chwilę go tulę, całuje, a rano sobie razem leżymy, czytamy, wącham jego główkę... ;)

      Usuń
  2. Witaj Jagodzianko!
    Zdrowy rozsądek jest naprawdę potrzebny, a nie upór, że się coś zaplanowało. Przy wychowywaniu dzieci tak nie ma ;-)
    Widzę, że masz takie podejście jak ja. Niby dziecko nie śpi z nami, ale jak ma kryzys, to jak najbardziej. My dlatego kupiliśmy łóżko do sypialni szer.180, by swoje i dorasjającej (tak szybko!) córki gabaryty zmieścić ;-)
    I jeszcze jedno! Najlepszym lekiem do samodzielność dzieci są leniwi rodzice ;-))) Nie wyrywajmy się z zniczym, niech dziecko samo spróbuje, samo się pobawi. U mnie nie ma" mamo nudzę się, wymyśl coś"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Che, che - mówisz leniwi rodzice to droga do samodzielności dzieci :D? Wiesz co, ja mam chyba to szczęście, że Jagna od początku sama się potrafiła pobawić, ma swój świat i nawet czasami czułam się przez nią odtrącona, bo nie chciała, bym z nią się bawiła. wielokrotnie ją ZMUSZAŁAM do wspólnego przebywania - choćby te pół godziny. Potem nie chciała sie "odczepić" ;)

      Usuń
  3. ach, och... od jakiegos czasu na rozne takie dylematy mowie 'Whatever works' ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co... Rozumiem taką postawę, szczególnie, gdy człowiek zmęczony, zabiegany, na nic nie ma czasu i cierpliwość szwankuje... Ale metoda "Whatever works" może zadziałać tak, że maszyny się nie da zatrzymać... I wtedy jest chyba jeszcze gorzej.. Byle do wiosny :D

      Usuń
  4. ech... A ja pomimo wszelkim niewygód, kopania, bólu pleców tak na ucho Ci powiem, że lubię tego kaprala przyłażącego w nocy bo myślę sobie, że to przeminie i będę za tym tęsknić... Staramy się go odprowadzać w ramach wychowania i te pe, ale tak naprawdę to uwielbiam tę czwartą nad ranem i bąbelka na moim ramieniu :) Przed północą nie ma mowy ;), ale potem już pozwalam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, kochana. Jak myślisz, dlaczego dwa dni temu wzięłam bez oporów Franulka do łóżka, przytuliłam się do Jego włosków? ;) To jest właśnie to: pieścić, tulić, kochać bez granic ale zasypiać jednak z nimi ;D
      Zresztą, Tobie się nie dziwię, bo ten Twój bąbelek to słodziak nad słodziaki ;)

      Usuń
    2. Oj słodziak jest - to prawda :)

      Usuń
  5. Ja idę na spontan, na czuja, na żywioł. Oczywiście, staram się nie dawać robić w bambuko, ale bywa i tak, że kilka tygodni dzień w dzień Mała usypia za rączkę, a gdy jej tego mało, tarabani nam się do łózka. Wtedy albo strajkuje mąż, albo tak bardzo zacieśniam krąg, żeby dziecko wyniosło się samo. Działa :)
    Młody jeszcze ma szczebelki (już ostatnie podrygi), więc może się wypchać ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. U nas jest mniej więcej podobnie - z tym, że rytuał zasypiania wymaga, żeby: punkt 1: tata czytał bajki, punkt 2: jak już spać, to żeby przyszła mama i pogłaskała i utuliła.
    Kiedy nie miałam dzieci, twierdziłam, że skąd, takie zapypianie z dzieckiem to bardzo zły nawyk, bla bla bla. Ale teraz przyznaję się, że strasznie lubię jak sobie leżymy razem (tzn dziecko w łóżeczku, a mama tak w połowie na podłodze ;) ), mały jest wyciszony, ale jeszcze sobie rozmawiamy troszeczkę i jest taki słodki. Zasypiać u niego nie zasypiam, jak zaśnie to dostaje jeszcze buziaka i wychodzę. Te 5-15 minut dziennie jestem w stanie na to poświęcić ;)
    W nocy zdarza się, że przyjdzie, jak jest chory/coś złego mu się śniło to zostaje czasem. Ale bywa i tak, że sam prosi, żeby go odnieść do jego łóżeczka ;) Przyszedł, bo się odkrył i zmarzł. Albo spadł z łóżeczka i się obudził, więc przydreptał do nas ;)
    Generalnie, za wyjądkiem wymienionych wyjątków, przychodzi rano, koło 6-7 i jeszcze z godzinkę sobie leżymy (albo kulamy, albo czytamy, albo coś) w naszym dużym łóżku - i tego absolutnie nie mam zamiaru go oduczać ;)

    OdpowiedzUsuń