Dziś kontynuacja wspinaczki sprzed tygodnia.
Jak już wspominałem pogoda była taka sobie. Chmury przewalały się przez grań i chwilami nic nie było widać. Dosyć mocno wiało i rozglądałem się czy się nie rozpada. Ale nie było tak źle - deszcz mnie oszczędził.
Wreszcie szczyt o dwóch nazwach: Tête de Rame albo Tête des Chétives, wzrost 2644m.
Tłumaczenia nazw się nie podejmuję - może ktoś kto lepiej zna francuski coś zaproponuje?
Zdobywca :)
Dość długo czaiłem się, żeby złapać w obiektywie cokolwiek oprócz chmur.
Droga powrotna i znów Lac Labarre.
Kiedy byłem już jakieś pół godziny poniżej szczytu zza chmur zaczęło wyglądać błękitne niebo.
I kończę zdjęciem tego samego miejsca, od którego zacząłem ale inaczej oświetlonego.
I to był koniec spaceru po górach. "Dzięki" złej prognozie pogody dla okolic Chamonix poznałem kawałeczek parku narodowego Parc national des Écrins i nie żałuję. Kolejny piękny zakątek Francji, ludzi niewiele, świstaki ... :)
Czekało mnie jeszcze 3 godziny za kierownicą. Wymoczyłem więc nogi w górskim strumieniu i wróciłem do Farges.
À bientôt!
W.
Odleciałam! Cóż za wspaniałe widoki. Patrzę, patrzę i nie mogę się napatrzeć;)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia
Było rzeczywiście pięknie. Sam sobie zazdroszczę :)
Usuń