poniedziałek, 13 kwietnia 2015

DZIEŃ PIERWSZY: HISTORIA Z PRZESZŁOŚCI

Dzień dobry się z Państwem.
Pisałam Wam ostatnio, że tak się mi zachciało jakichś wyzwań. Dzisiaj patrzę, a u ULI kolejna edycja 5 DNI DO LEPSZEGO BLOGA. Uwielbiałam brać udział w foto zabawach Uli, miałam potem długą przerwę i ... podjęłam dzisiaj decyzję, by w tym miesiącu się pobawić wraz z Nią.

HISTORIA Z PRZESZŁOŚCI
"Życie jest jak woda zanim się obejrzysz przepłynie ci przez palce, a na starość pozostają ci tylko pomarszczone ręce i wspomnienia."

Długo zastanawiałam się, jaką opowiedzieć Wam historię z przeszłości. Zastanawiałam się nad pięknymi wspomnieniami... Bo to, czego doświadczyłam i przeżyłam w dzieciństwie, sprawiło między innymi to, że jestem, jaka jestem. Że tak, a nie inaczej, podchodzę do życia.  Myślałam zatem o cudownych wakacjach u mojej babci, które spędzałam w górach przez prawie dwa miesiące, bo 2 tygodnie w międzyczasie odbywały się z rodzicami nad morzem.
Myślałam potem o mojej cudownej "nastolęckiej" przyjaźni "podstawówkowo - licealnej" z trzema kumpelami ( przyjaźń z M. trwa do dzisiaj. Ba! Kwitnie nawet!), która obfitowała w niesamowite historie, przeżycia i przygody.
Potem zaczęłam myśleć o czasach studenckich, już z W. i naszych genialnych wspólnych wakacyjnych wyjazdach pod namioty ze stałą ekipą...
Muszę przyznać, że to wspaniałe wspomnienia, pewnie dlatego, że na swojej drodze spotkałam wielu ciekawych ludzi, którym można było ufać, z którymi świetnie się bawiłam, których ciepło wspominam... Lubię czasami przeglądać zdjęcia z tych czasów. Lubię spotkania ze starą brygadą. Co prawda są one rzadkie, ale tym bardziej smakują. Ale te wspomnienia zostawię sobie jeszcze w sercu...

Pół mojego życia to W. To nasze wspólne się poznawanie, miłość, przyjaźń, zaufanie i wspieranie. To wspólne wychowywanie Gnomów, wspólne spędzanie czasu, wspólne dzielenie się emocjami, smutkami, radościami, jak i porażkami.I właśnie z W i Gnomami - najważniejszymi osobami w moim życiu - będzie związana ta historia...


Opowiem Wam historię, którą przeżyliśmy jakiś rok temu, kiedy mieszkaliśmy jeszcze we Francji.
O tym miejscu z zachwytem opowiadała nam Jagoda, bo była tam na wycieczce ze swoją klasą. Myślałam sobie, że "ptasi park" jest pewnie ciekawy, ale niekoniecznie musi być w naszym TOPie wycieczek. Bo - dla tych, którzy nie wiedzą - wiedząc, że wracamy do kraju, mieliśmy co weekendową listę wycieczek po Francji i Szwajcarii. Można się domyślić, że lista była bardzo napięta we wszelkie podróże.
Jagoda wciąż prosiła o ten wyjazd. Mieliśmy jedna wolną niedzielę i mówię do W. Sprawmy jej tę przyjemność. za tydzień sobie "odbijemy". Och, jakże wtedy nie miałam pojęcia, że Jej przyjemność będzie naszą ogromną radochą i do dzisiaj dziękujemy Jagnie, że się tak uparła i nas namówiła na tę wycieczkę!
Pojechaliśmy do LE PARC DES OISEAUX. Jest to ornitologiczny park, w których znajduje się ponad 3000 ptaków z 300 różnych gatunków. Przy kasie pani nas zapytała, czy chcemy iść na przedstawienie. Cena jest wliczona w bilet to tego parku, tylko wystawiany jest jeszcze dodatkowy bilet. Stwierdziliśmy - jak za darmo, to bierzemy :P. Pogoda tego dnia nie była doskonała, ale i tak mieliśmy wielkie szczęście. Dlaczego? Zaraz Wam opowiem...
Przed i po spektaklu właściwie cały czas albo mżyło albo lekko zacinało deszczem. A podczas przedstawienia była cudowna pogoda: ciepło, słonecznie.


To, że park nas zachwycił ilością pięknych ptaków, możliwością ich karmienia, właściwie dotknięcia co niektórych, to rybka - że tak powiem. Największym przeżyciem był... właśnie spektakl! Odbywał się on na świeżym powietrzu i tylko w czasie jego trwania...wyszło słońce i przestało padać... Przedstawienie trwało jakąś godzinę, a jego aktorami były... ptaki. Żywe. Sępy, papugi, pelikany, żuraw koroniasty marabuty i wiele, wiele innych.
Nie ukrywam, że kiedy sęp prawie otarł się o moje włosy, poczułam dreszcz emocji...


Te ptaki od swego wyklucia są trenowane i wyszkolone.  W przedstawieniu pięknie grały swoje role. Cała ta gra ptasia świetnie była zsynchronizowana z muzyką. Czasami miało się wrażenie, że one maja opracowane swoje "wejście" co do sekundy.






Aby przybliżyć Wam magię tego przedstawienia, załączam krótki filmik. Kręcony był telefonem, nieudolnie, bo trudno było zachować na wodzy emocje...



Zaś tych, których zaintrygowałam dzisiejszym wpisem, zapraszam w przyszły poniedziałek. W WĘDROWNIKU PO FRANCARII pokażę wiele zdjęć z tego dnia w Ptasim Parku...

Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

9 komentarzy:

  1. Świetne miejsce. Nigdy do tej pory nie słyszałam o takim parku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz... Warto, by dzieci chodziły do szkoły, a potem jeszcze bardziej warto ich posłuchać ;)

      Usuń
  2. Wow! Ale sępa bym chyba się bała :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cha, cha - powiedzmy, że czułam się "bezpieczna" dopóki me ciało padliną nazwać nie można ;)

      Usuń
  3. No i super że daliście się namówić :)

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam takie miejsca!!! mnie urzekł Loro Park na Teneryfie gdzie mieszkałam kilka miesięcy, i w Loro Parku bywałam kilkakrotnie bo uwielbiałam tamtejsze pokazy tresowanych orek czy delfinów, a chwila kiedy dotykałam dłonią delfina po pysku- niezapomniana i wspaniała!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. To musiało być naprawdę niesamowite doświadczenie.
    Zdjęcia piękne. Szkoda, że nie można się tam teleportować... :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniałe miejsce i cudowne wspomnienia :)
    Również biorę udział w wyzwaniu Uli. Z małym poślizgiem, ale nadrobię wszystkie historie. Zapraszam.
    Uściski :)))

    OdpowiedzUsuń