środa, 15 stycznia 2014

BZDURKI SPOD KLAWIATURKI: SAMA NIE WIEM, JAK ZATYTUŁOWAĆ MOJE DZISIEJSZE WYPOCINY...

Bonjour.
Chyba jest lepiej. To znaczy, nadal "smarczę" co pięć minut, a wczoraj W. nie mógł zasnąć, słysząc moją "walkę" z zatkanym nosem, aż się poddałam i oddychałam przez usta.  Mam  jednak wrażenie, że jest lepiej. A może raczej lepiej nie mówić?
Ostatnio zdarza się mi słyszeć, że mam fajnie, bo nie pracując zawodowo mogę dłubać do woli ( wszak mam całą noc), gotować "wymyślne" obiadki. 
Jednocześnie pamiętam, jak w pracy podczas rozmów z koleżankami opowiadałam, co wymyśliłam na obiad, albo przynosiłam pokazać prace, które w nocy ( a jakże, mam wszak całą noc dla siebie) zrobiłam, otrzymywałam pytania: kiedy ty masz na to czas: praca, dom, dwójka dzieci w tym jedno bardzo małe? No właśnie...
Nie będę ukrywała, że obecne moje życie jest łatwiejsze: nie muszę rano ze stresem i wywieszonym jęzorem gnać do pracy, wcześniej odprowadziwszy dzieci to tu to tam. Jestem świadkiem, jak Franio rozwija się i zdobywa kolejne umiejętności i mam na to wpływ. To jest ogromny plus tego, że jestem obecnie kurą domową, ale to nie znaczy, że robię więcej, czy też więcej czasu mam dla siebie, bo przecież zajmuję się Franiem. Taką domową przedszkolanką jestem: muszę się z Nim bawić, muszę Mu czytać, muszę z Nim wykonywać różne ćwiczenia rysowania, zabaw z ciastoliną, by rączki jego były sprawne i potem nie miał problemów choćby z pisaniem. I to nie jest przykry obowiązek, ale rezultat tego, że jestem matką. Normalnie tego dzieci uczą się w przedszkolach. 
Chwilę mam dla siebie, gdy On śpi popołudniu: wtedy szybko piszę post, zajrzę na kilka blogów i ogarniam MNIEJ WIĘCEJ bałagan, który i tak "odrodzi się", gdy Franczesko wstanie i Jagna wróci ze szkoły. Praca głupiego...
Ale powiem Wam coś w sekrecie. Gdy pracowałam zawodowo ( a do pracy na pewno wrócę, nic nie może przecież wiecznie trwać) potrafiłam więcej ogarnąć, być bardziej efektywną ( efektowną chyba też, bo się mi teraz rzadko kiedy chce zadbać o siebie:)), bo im więcej miałam obowiązków, tym łatwiej  się mi było z tym wszystkim zorganizować. Taki paradoks. 
Wstając do pracy, układałam sobie w głowie plan dnia: każdą czynność traktowałam zadaniowo i "odhaczałam w głowie". Teraz więcej sobie daję na luz i nawet jak widzę na przykład bałagan w kuchni, to sobie myślę: później posprzątam, przecież to nie ucieknie.
Albo jak widzę kurz na meblach, to przypominam sobie zaraz taki doskonały mem z tekstem:

Wróciłam do domu, widzę, kurz leży. Myślę, to może i ja poleżę...

Wracam do domu, patrzę: kurz leży. To może i ja poleżę?

Zobacz więcej na: http://www.wykop.pl/wpis/6402992/wracam-do-domu-patrze-kurz-lezy-to-moze-i-ja-polez/
 Prawda jest taka, jak sobie pościelimy, tak się wyśpimy. Od nas zależy, co jest dla nas ważne i na co chcemy przeznaczyć swój czas. Oczywiście, są ograniczenia czysto fizyczne, którym musimy ulec: są osoby, które muszą spać na przykład 8 godzin dziennie, bo w innym przypadku są cały dzień nieprzytomne. Zaś fakt, że ja sypiam często po 4 godziny wcale nie świadczy dobrze o moim postępowaniu, ale potrafię dnia następnego działać wzmocniona kawą. A czasami padam na pysk.
Myślę sobie,że zawsze jest coś za coś: jedni mogą powiedzieć: fajnie masz, siedzisz w domu z dzieckiem. Spełniasz się ambicjonalnie: zmywasz gary, pierzesz brudne majty, myjesz trzeci raz zaślinione i zapalcowane szyby, możesz zatańczyć ze szmatą w łazience. Ale znajdą się i takie, które powiedzą: biedna, siedzi w domu, nie może nawet spotkać się z ludźmi, oderwać od domowej monotonii i wykazać się w pracy, by dostać (jakiekolwiek) za to pieniądze.
Po co to ja dzisiaj o tym piszę? A nie wiem... Może dlatego, że ostatnio rozmyślam o naszych ludzkich wyborach: rezygnujemy z czegoś na rzecz zupełnie czego innego, czasami nie biorąc pod uwagę konsekwencji. Biegamy za czymś, ale nie wiemy tak naprawdę za czym. Narzekamy na brak czasu,a bezmyślnie siedzimy przez TV.  Twierdzimy, że mamy słaby kontakt z dzieckiem, a gdy ono jednak chce z nami pobyć, zbywamy je słowami: idź się pobaw sam, jestem zmeczony(a)". Widzimy swoje życie jako monotonne, a nie szukamy żadnej pasji, jesteśmy bierni. Krytykujemy jednych za działanie, zarzucając "ustawienie się i czerpanie samych korzyści finansowych", podczas gdy nasza aktywność ogranicza się do narzekania na wszystkich i wszystko w ciepłym fotelu. 
To, jakie mamy życie, zależy od nas. Czasami los nam przynosi niekoniecznie miłe niespodzianki, często borykamy się z problemami od maleńkich po kosmicznie duże - nikt przecież nie powiedział, że życie to bajka, a nawet w bajkach bohaterowie zmagają się z przeciwnościami losu. 
Zamiast zatem narzekać i widzieć tylko ciemne strony naszego życia, poszukajmy pozytywów, a jest ich naprawdę wiele. 
Wiem, że ostatnio we mnie optymizmu było jak na lekarstwo. Rzeczywistość, z jaką się zderzyłam, była naprawdę brutalna, rozczarowująca. Mnie jest łatwiej, bo nie dotknęła mnie bezpośrednio, ale osobie, która przez to właściwie wszystko straciła, na pewno jest ogromnie trudno. Ale i z tego okropnego doświadczenia wypływają pozytywy i jak się je dostrzeże, to łatwiej się podnieść. I staram się tej osobie je wskazać. Sama zaś otrzepuję się z tych okropnych kilku miesięcy i nie poddaję się, napełniam szklankę do połowy.
Gdy wiemy, co jest dla nas dobre, czego pragniemy, dostrzegajmy to i próbujmy realizować, spełniać. Nawet jeśli będą to malutkie kroczki, nawet jeśli wydadzą się mało istotne.
Czasami też sprawienie komuś -wydawałoby się - lekko "odjechanej" niespodzianki - może okazać się radością nad radościami, a to jest jeszcze bardziej budujące.
Ciotka Z. przygarnęła na czas naszego wyjazdu moje żółwie Ziutka i Mundka. To duże wyzwanie, no i sobie "dodanie" obowiązków i  utrapień.  Wciąż zastanawiałam się, jak się odwdzięczyć za ten gest. Chciałam, by to nie było sztampowe, tylko takie naprawdę od serca... I nagle mnie olśniło!
Ciotka Z. uwielbia Marcina Dorocińskiego ( nie dziwota!) i pomyślałam sobie, że może - ponieważ nie mam takiej mocy ofiarować Jej tegoż człowieka w postaci żywej - poprosić KIOSC o stworzenie miniaturki, ale jakże miłej do przytulenia... Zwłasza, że podobny pomysł z Freddim oraz Fridą okazał się strzałem w dziesiątkę.  Pozwoliłam sobie - a były to urodziny Ciotki Z. - kazać dołączyć karteczkę: Z najlepszymi życzeniami urodzinowymi, na zawsze Twój - M.D.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z bloga KIOSC

Niezła jest KIOSC, co?

Chyba dzisiaj mój tekst jest jakiś nie wiadomo o czym, ale prawdopodobnie spray'e, które sobie co chwilę wsadzam do nosa, nie tylko wypłukują wydzielinę w zatokach, ale dostają się jeszcze wyżej...

To pójdę sobie teraz pozmywać gary w ramach relaksu... Z tym zadaniem poradzę sobie intelektualnie...
Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

16 komentarzy:

  1. Tyle czasu się męczysz? Kiedyś przez przypadek natknęłam się na Xylometazolin i zdziałał cuda. Znasz?
    Kasia rzeczywiście ma talent i jest oryginalna wśród tych wszystkich szmacianych lal, anielin i sówek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już piąty tydzień... Wiesz, brałam NASODREN a teraz lekarz mi przepisał DERINOX. Jeśli on nie pomoże, to i tak zrobię sobie przerwę w braniu jakichkolwiek leków, bo to też jest niebezpieczne. Dodatkowo używam sól fizjologiczną w sprayu, piję grzańce i herbatę imbirową, biorę inhalację na bazie amolu. Ja w ogóle jestem w szoku, mnie pierwszy raz takie coś wzięło! Ja ostatni raz u lekarza z powodu przeziębienia/kataru byłam... yyyy... w szkole podstawowej?
      Kasia tym bardziej jest oryginalna, że przyjmuje takie "inne zlecenia", nie boi się wyzwań i świetnie sobie z nimi radzi.

      Usuń
    2. w takim razie zacznij diagnozować zatoki, bo jak raz cię dopadło, może się uporczywie powtarzać

      Usuń
    3. Zacznę diagnozować, jak się powtórzy ;). Miałam kiedyś zakażenie nerek i lekarz mi powiedział, że teraz będę miała już co roku z nimi problem ( zresztą, to on mi powiedział o cudownym działaniu imbiru). Minęło już ... odpukać 10 lat i ani razu już nie miałam takich problemów.

      Usuń
  2. Odjechany!! i Dorociński w wykonaniu KIOSC, i dzisiejszy "odcinek"!!!! A taki "odlot" na receptę czy bez?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, odlot gwarantuje częstotliwość dawkowania sobie spray'ów do nosa, które są bez recepty;)

      Usuń
  3. Ja się chyba zabiję- coś niesamowitego, co potrafi ludzka wyobraźnia wespół z dłońmi. Cudo! Cudo! Cudo! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dorociński niezwykle przystojny:) Ciocia będzie albo jest zachwycona:)
    A Twój tekst dzisiejszy(jak zwykle zresztą) bombowy:) Skąd Ty masz taki dar pisania o rzeczach niebłahych przecież w sposób lekki, taki,że buzia sama się uśmiecha do ekranu komputera:) A już tekst z kurzem wywołał we mnie salwę śmiechu, aż mężowi musiała przeczytać;)
    Kuruj się Maleńka, katarom mówimy stanowcze nie:) A i jeszcze Ci powiem,ze pięknie jest móc uczyć samemu swoje dziecię, być długo blisko, choć na pewno nie jest to łatwe tak na co dzień ( mówię to z mojej perspektywy) Bardzo chciałam wrócić do pracy, mieć kontakt z ludźmi... Miłego wieczoru:) Buziaki bezwirusowe przesyłam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciotka Z. to nie jest moja ciocia, tylko koleżanka, ale nazywamy ją ciotką ;)
      Myślisz, ze mam dar pisania? Nie wiem. Sobie siadam, wyrzucam z siebie słowa i potem się zastanawiam, czy to w ogóle publikować... ;)
      Jak się ma fajną pracę, to chce się wracać ;)

      Usuń
  5. Niby tylko katar, a jednak potrafi dać w kość. Ja zawsze stosuję amol, na katar, na ból glowy itp, zawsze pomaga. Polecam
    Dziękuję Madziu, że o mnie i moich pracach wspomniałaś.
    Uwielbiam takie wyzwania, dzięki Tobie mogę się wyżyć artystycznie :)
    No i mam nadzieję, że " Ciotka Z " jest szczęśliwa ze swoim osobitym Marcinem D.

    Dużo zdrowia życzę, niech katar da Ci już spokój :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amol stosowałam w inhalacjach i bez pośrednio do nos w tamponach. Nic. Ale jest już progres. Zdrowieję! :D
      Będę Ci jeszcze podrzucała pewnie jakieś pomysły;)

      Usuń
  6. Madziolec jak nosorożec nie pomógł,to faktycznie może jeszcze Xylometazolin ? Na doje..ę-pewnie i tak masz błonę śluzową przesuszoną na maxa od tych specyfików wszystkich?
    W tym,co pisałaś nt. dużej ilości obowiązków coś jest..im więcej,tym człowiek musi być lepiej zorganizowany-od dłuższego czasu to przerabiam . Po urodzeniu córki 2,5 roku nie pracowałam-byłam z nią w domu-na nic czasu nie miałam..bo brakowało mi napięcia, kontrolki,że muszę z czymś zdążyć..nic nie musiałam, czas płynął swoim trybem, beztrosko włóczyłam się po placach zabaw, plaży, siedziałam godzinami i gapiłam się na moją pocieszną córcię:) Ile ja bym dała,żeby ta beztroska wróciła... Póki co, opiekuję się moją mamą po hospitalizacji( zamieszkała u mnie kilka dni temu), studiuję-piszę pracę licencjacką,odbywam praktyki w szkole-uzupełniając sterty papierów unijnych (praktyka w ramach programu ichszego i trzeba się rozliczyć z każdej minuty), pracuję po 9-10h dziennie, czasem coś z decou podłubię, poćwiczę i oczywiście z uśmiechem na twarzy siedzę i uważnie słucham mojej córki....mam rzecz jasna czas na romantyczne spotkania i dbanie o siebie...:) Ale nie narzekam,tylko jak maszyna robię swoje i czasem ..tylko czasem szlag mnie trafia, jak słyszę narzekania ludzi. Amen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na pewno mam teraz pełniejszy czas z Franiem i Jagną też - choć mało ją widzę, bo cały dzień w szkole i to jest na pewno plus. Choć są i takie mamy, które mimo że są ze swoimi dziećmi 24/24, to tak naprawdę są obok: zajmują się sobą, a dzieci sobą. Ale to już inna bajka. Nie moja ;)
      Generalnie czas tu wolniej płynie ( nie wiem jak, ale tak jest), a i ja płynę wolniej :D Ach, rozmarzyłam się i zatęskniłam za latem w ogrodzie:D

      Usuń
  7. Madziu!!! Kochana towarzyszko kobiecej doli-niedoli! Dziękuję Ci! Dziękuję za tego posta (ten post??)!
    Twoje przemyślenia, Twoje refeksje to po prostu moje przemyślenia i moje refleksje. Masz talent do pisania. Pięknie ubierasz w proste słowa to co roi się w Twojej mądrej główce. Chylę czoła! Aż do ziemi. (Nie, nie - do kolan - tyle potrafię...) To wielka sztuka umieć napisać o prostych sprawach z humorem i o trudnych tak, żeby było lekko.

    Mam podobne przemyślenia. Pracuję zawodowo, mam rodzinę (męża i dwoje nieletnich dzieci). I właśnie dzięki Tobie znalazłam w sobie siłę, żeby przestać siedzieć na kanapie i gapić się bezmyślnie w TV. Dużo czasu spędzam aktywnie z dziećmi (choć z żalem przyznam, że nie bardzo potrafię bawić się z moją córką). Chodzimy na spacery, czytamy książki, robimy prace plastyczne, pieczemy ciastka. Więcej mi się chce! Z mężem też lepiej mi się układa. Dlaczego?? Bo znajduję czas dla siebie. Mam swój mały papierowy świat. I to Ty Madziu byłaś siłą napędową. Dziękuję Ci! Bo stare przysłowie pszczół mówi: "jak sobie pościelisz tak się wyśpisz" i w pełni się z tym zgadzam. Bo bardzo wiele od nas zależy. Od nas samych!

    OdpowiedzUsuń