wtorek, 30 października 2012

BAŃKA MYDLANA...

Bonjour.
Dziś nie będę o papierkach. Niczym się nie pochwalę i nie będę o niczym radosnym pisała. I  nie mam zamiaru dziś tchnąć optymizmem. Bo go nie mam. Dzisiaj nie. 
Nie czytałam Jej blogu i to nie dlatego, że uważałam, że temat mnie nie dotyczy. Nie. Wiele osób czerpało z Jej postów siłę do walki: z chorobą, z życiem, z problemami. Widzieli sens działania. I nadal widzą. Ja natomiast... Ja natomiast nie umiem pogodzić się ze śmiercią, mimo że jest ona nieuchronna i powinna być przyjmowana jako coś naturalnego. Nie potrafię o niej mówić. Nie potrafię się pogodzić z tym, że zabiera tak młodych ludzi. Że odbiera dzieciom matki... I właśnie dlatego Jej nie czytałam. Bo ja tak nie potrafię. Czytając nawet śmieszne historie, nie potrafiłam się uśmiechnąć, bo  z tyłu głowy miałam świadomość, że to mogą być ostatnie opowiedziane anegdoty. I zamiast się śmiać najzwyczajniej w świecie ryczałam... I nie dlatego, że kostucha przychodzi po człowieka, tylko dlatego, że robi to przedwcześnie.  Zdecydowanie za szybko.
Dwa lata temu odeszła moja Przyjaciółka. Również pożarł Ją obrzydliwy rak. Zostawiła maleńkiego Synka... Do ostatniego dnia wierzyłam, że wyzdrowieje. I kiedy K. szukała we mnie potwierdzenia, że to się tak nie skończy, bo przecież nie może, ja z gorliwością Ją zapewniałam, że to oczywiste jest, że będzie dobrze, bo ma małego M. I czuję się winna, że słowa nie dotrzymałam... Że już więcej nie będziemy organizować ognisk... Że już więcej nie przytuli M.  Że już nie usłyszę jej śmiechu...
I tak to życie jest jak bańka mydlana. Pęka niespodziewanie. I dupa...
Jagodzianka.


12 komentarzy:

  1. Rozumiem prawo dżungli, ale rosyjskiej ruletki z ludzkim życiem nie jestem w stanie ogarnąć żadnym zmysłem

    OdpowiedzUsuń
  2. Weszłam na TĘ stronę, do której dałaś linka, przeczytałam kilka postów i nie mogę przestać wyć. Mnie również już humor opadł do kostek jak, mokre gacie. Moim zdaniem to też jest nie fair, że matki muszą zostawiać swoje małe dzieci, że w ogóle tak musi być... :( To cholernie niesprawiedliwe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby nie ma sprawiedliwości na świecie... Tylko właśnie: dlaczego jej nie ma???

      Usuń
  3. smutne... na prawdę... i masz rację girlsa, cholernie niesprawiedliwe!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak nie powinno być, ale niestety było, jest i pewnie będzie. A śmierć zawsze przychodzi za wcześnie...
    Tulę.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja zagladalam od jakiegos czasu i wciaz zastanawialam sie po co.. Chyba juz wiem. Po to by sie oswajac z tym ze nic nie trwa wiecznie. Ze smierc w naszym zyciu jest nieuchronna. Podobalo mi sie to co J. mowila ze nie chce by jej syn traktowal to co sie dzieje za cos dziwnego, bo smierc jest czyms normalnym. Poprostu podziwiam ja za jej postawe.. Oczywiscie ze serce sie kraje i nie da sie tego pojac i ogarnac zmyslami. Bo po co? Po co tak szybko? Ale czytalam tez glownie po to by czerpac od niej sile. Ze ona mimo tych problemow potrafila naprawde pieknie zyc, wlasnie tak jak chciala zyc uwaznie... I z duzym poczuciem humoru, ironia, dystansem. Mysle ze to razem wziete zadzialalo jak cud, i miala ten czas (2 lata- krotko,a z drugiej strony patrzac na stan choroby baaardzo dlugo)..Mam nadzieje ze odpoczywa teraz spelniona i ze czuwa nad tymi ktorych zostawila. Ach, smutna historia. Jeszcze smutniej ze doktnela Twoja przyjaciolke taka sama :(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, moja Droga. Ja właśnie z tym mam problem, bo nie potrafię podejść do tego tematu z humorem, dystansem i ironią. Podziwiam ludzi za takie nastawienie do śmierci. I ... niby można powiedzieć, że osoby śmiertelnie chore muszą/powinny się przygotować na odejście, ale tak naprawdę to KAZDY z nas powinien dokonać takie przygotowania, po KAZDY z nas odejdzie z tego świata i NIKT nie wie kiedy... Tylko my nie chcemy o tym myśleć i mówić... Nikt nas do tego nie przygotowuje, nie uczy...

      Usuń