Matka nieperfekcyjna postanowiła dążyć do osiągnięcia ideału:) Wróciła przede wszystkim do tworzenia swoich planów dnia. Proceder ów ostatnio zaniechała i przez to chodziła rozbita przez cały dzień, wykonawszy małą część tego, co powinna. Dziś swój dwunastopunktowy plan wykonała w 90%, a po stworzeniu tegoż posta, dokończy brakujące 10 %, by musnąć doskonałość.
Ostatnio nieperfekcyjna odwiedziła pewien blog, po przeczytaniu którego zaczęła się zastanawiać, czy poplamione spodnie oraz bluzki, pozostałości po obiedzie na rękach i we włosach, brak makijażu, to domena wszystkich nieperfekcyjnych matek, czy też znak rozpoznawczy jedynie mła. W związku z powyższym postanowiła NM (nieperfekcyjna matka) odstrzelić się na popołudniową imprezę zorganizowaną przez szkołę Córy. Dzieci zrobiły zupę z warzyw znajdujących się w przyszkolnym ogródku i zaprosiły na tę strawę swoich rodzicieli. Miały być również podane desery w postaci serów oraz musów owocowych.
NM umalowała paznokcie, zrobiła fryzurę, wykonała delikatny makijaż, ubrała sukienkę, którą co prawda ma od kilku sezonów, ale rzadko ją nosi, zatem wygląda jak prosto z butiku. Założyła również zamszowe kozaczki na obcasie (!), w posiadaniu których też jest kolejny sezon, ale że o nie dba, to wyglądają jak nowiuśkie. Pomyślała sobie NM, że zrobi takie entrée, że tym Francuzkom kapcie pospadają. No i weszła matka z Polski z podniesioną głową, z dumą szlachecko - słowiańską i zasiadła godnie na krześle obok sceny, na którą wdrapywały się dzieciaków tysiące drąc się wniebogłosy, skacząc, tupiąc, przewracając. (Córka polska matki z Polski również czyniła te wszystkie francuskie wygibasy z użyciem wysokich decybeli), ale NM nie zważała na nic, tylko siedziała wyprostowana trzymając blondwłosego aniołka na kolanach. Była piękna, pachnąca i zadbana, gdy nagle... gdy nagle poczuła ciepło... To aniołka pieluszka otóż okazała się niewystarczająco chłonna i zakończyła tym samym pierwszy i na razie ostatni lans NM. Kurtyna zapadła, a matka wróciła do swej nieperfekcyjności...
NM chciała zatem osiagnąć ideał chociaż w wychowaniu swej Jagny poprzez wpajanie wartości najwyższych. I tak wraz z W. przekonywała Ją, że podczas jazdy rowerem kask jest niezbędnym elementem. Córa zapytała: dlaczego?/"łaj"?/"perkła"? a NM czym prędej, bez włączenia rozumu, odpaliła:
- Bo tylko ludzie bez mózgu nie zakładają kasku...
No i jedziemy sobie ulicami Wrocławia. Córka w ciszy obserwuje: jeden rowerzysta bez, rowerzystka bez, mały rowerzysta bez i duży rowerzysta bez, po czym głosńo rzekła:
-Mamo, zobacz, ilu ludzi bez mózgu jeździ!
Ale ten incydent nie zraził NM w dziedzinie bezpieczeństwa. Gorliwie i z pełnym przekonaniem zapewniała Córę, że jazda w foteliku jest jedyną możliwą formą podróży samochodem. I do tej pory tak uważa, ale...
Leje deszcz. NM musi zaprowadzić Córę do szkoły. Nie posiada peleryny, a parasola używać nie może, gdyż ponieważ, iż pcha wózek z górki i pod górkę... Frank nie uznaje osłony przeciwdeszczowej nałożonej na wózek i co chwilę ją podnosi. Wszyscy mokną. Do szkoły - jak wiecie - trochę kilometrów jest. Leje coraz mocniej. Zatrzymuje się sąsiad i parala: "szuszuparlewuvivalafrans à l'école" - co w wolnym (to jest szybkim) tłumaczeniu znaczy: "Czy podwieźć Pani córkę do szkoły?". Ja na to: "Łi, łi, ofkors, jawol!", a me dziecię w płacz, że nie pojedzie, bo nie ma fotelika. Dwóm sąsiadom odmówiłam z tego samego powodu, bo kurczę pieczone, nie wożą ze sobą zapasowego fotelika, tak jak się wozi zapasowe koło! I szłam w ten deszcz, klnąc w duchu we wszystkich znanych i nieznanych językach, gdyż, albowiem, oczywiście przy dziecku brzydkich słów nie używam. No właśnie...
Mąż poszukiwał kluczy, a był już spóźniony do pracy. Szukał coraz bardziej nerwowo. Im bardziej nerwowo szukał, tym bardziej kluczy nie było. A szukając owych kluczy, nie wołał bynajmniej: "keys, keys"...
Jagna: Tatusiu, co się stało?
W.: Nic, córeczko.
W.: Nic, córeczko.
Jagna: To dlaczego wołasz :fuck, fuck!"?
A było uczyć dziecko od urodzenia jezyków obcych?
Pamiętacie kuferek, który pokazywałam TUTAJ? Stworzyłam go dla Milenki. Tej Milenki;)
Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.
Uwielbiam Cię czytać :)
OdpowiedzUsuńOjej, bardzo mi miło!
UsuńMoja przedmówczyni wyjęła mi te słowa z ust :)
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć. Pisz Kobieto więcej i wiecej, bo robisz to znakomicie!!!
Oj, kurczę... Bardzo te słowa są budujące! Będę się starała :D
UsuńSłodka laseczka :)
OdpowiedzUsuńNieprawdaż ?;)
UsuńStawiam Cię na piedestale! Ja bym kilka kurew na tym deszczu jednak rzuciła
OdpowiedzUsuńJa też chciałam, ale nie mogłam! Ja, jak byłam z Jagą w ciąży, oduczałam się przeklinania :D Teraz bluzgam sobie, gdy dzieci śpia, w pracy , che, che..
UsuńAAA! Ten zupowy lans to, kochana, po Twoim poście o butach, w którym pokazałaś te cudne szpilki!
UsuńMagda, a tę kieckę to bardzo Franio upaćkał???
UsuńNie, ponieważ to nie była sprawa "ciężkiego kalibru" :) Do końca imprezy wyschła :D
UsuńOczywiście nie miałam na myśli ciężki kaliber a duży... Ale wtopa :D
UsuńŁoj Madziu! I jak tu się nie śmiać! Dzięki za super podejście do codziennych kłopotów które potrafią dobić jak zapomnieć o poczuciu humoru :D.
OdpowiedzUsuńUściski dla Was wszystkich
Dziękuję, kochana! Cieszę się, że poprawiłam ci humor i dałam odrobinę uśmiechu :D
UsuńTrzeba żartować ,żeby nie zwariować, zwłaszcza, że sytuacji do zwariowania mam wiele :D
Piękne, ach, poprostu piękne ;)))
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki!
UsuńBoska rzeczywistość nieperfekcyjnej Matki Polki! :)) Uwielbiam Twe opisy, bo one często są mła bardzo bliskie!
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Ach, bo my wszystkie na jednym wózku jedziemy:)
UsuńPozdrawiam!