niedziela, 14 października 2012

SIÓDMY DZIEŃ - ULUBIONE W WEEKEND

Bonjour.

7. ulubione w weekend - co lubicie robić w weekend: może to być zabawa z dziećmi, leniuchowanie, czytanie książek, a może jakieś dobre jedzenie czy spotkanie z przyjaciółmi 

Och, to jest dopiero temat! Postaram się jednak tym razem krótko ;)
Moje wrażenia i doświadczenie, które zaraz opiszę, nie mają na celu gloryfikowania Francji i pokazywania, że w Polsce było BE. To nie tak... Niestety, prawdą jest, że jednak tutaj inaczej się żyje i to odczuliśmy cztery lata temu i teraz mamy wrażenia podobne. Możliwym jest, że nie potrafiłam w Polsce dobrze wykorzystać czasu w weekend... Z drugiej strony... nagle tu się tego nauczyłam?
Jak pamiętam polskie weekendy to wyglądały tak, że W. szedł z dzieciakami w soboty na spacer i plac zabaw, a ja sprzątałam chałupę i robiłam obiad. W tygodniu nie miałam na to absolutnie czasu.  Popołudniu robiliśmy zakupy na cały tydzień i już był wieczór. Bywało że mieliśmy imprezy raz częściej raz rzadziej - w zależności od okoliczności wszelakich: zwołania znajomych na termin lub samopoczucia, pogody.
Z tych weekendowych imprez to najmilej wspominam tematyczne, podczas których przygotowywaliśmy żarełko pod danym hasłem, dyskutowaliśmy, śmialiśmy się i graliśmy w tabu... Wtedy wychodziły szczególnie nasze "zdolności plastyczne". 
No i jeszcze spotkania u  Przyjaciół w Ich domu  na wsi! Ach, te babskie gadanie do 4 w nocy przy winie albo piwie;) Panowie wtedy na górze w bilard pykali ;)
W niedziele najczęściej jeździliśmy do rodziny, albo zostawaliśmy w domu -  jak nas dopadał leń i chęć posiedzenia w swoich czterech kątach chociaż jeden dzień w tygodniu ;).
Generalnie mogę powiedzieć, że weekend tak nam szybko mijał, że ja właściwie zmęczona szłam do pracy w poniedziałek.
Tutaj było i jest inaczej. W piątek jedziemy na większe zakupy. Jagna obecnie w tym dniu ma dodatkowe zajęcia z francuskiego, na które musimy ją zawieźć, a duży sklep mamy po drodze... Załatwiamy zatem wszystko za jednym zamachem.
W sobotę ogarniam chatę - ale szybko i bez szczególnego zaangażowania -  by, jak tylko pogoda pozwoli, pojechać przede wszystkim na place zabaw w celu dania dzieciakom szansy poszalenia.  Tu wszelkich atrakcji jest naprawdę dużo, a co ważne miejsca rodzinne, gdzie można zrobić piknik, rozłożyć się na trawie. To naprawdę doskonałe rozwiązanie, by przebywać cały dzień na wolnym powietrzu. Dzisiaj już było za zimno, ale jeszcze w zeszłym tygodniu właśnie jedliśmy sobie lunch, jak kto woli, właśnie na zielonej trawce.
Naprawdę, nie wiem, jak to się dzieje, ale tu CZAS PŁYNIE WOLNIEJ.
I właśnie to lubię w weekendy: wspólne wyjazdy, poznawanie nowych miejsc, możliwość zorganizowania aktywnego spędzania wolnego czasu przez dzieciaki, pstrykanie fotek, popijanie pysznej kawy z mojego boskiego kubka.
A w drodze powrotnej zahaczamy o dom naszych Przyjaciół, by napić się... kawki, oczywiście, i zjeść pyszną jabłkową tartę ;) Tak jak dziś właśnie.

I na zakończenie Tygodniowego Wyzwania Fotograficznego, dziękuję ULI za podanie tematów, zaś reszcie uczestniczek nie tylko za udział w zabawie,  ale również za aktywność w komentowaniu. To jest naprawdę miłe, że uczestniczki wyzwania były ciekawe, jak inne interpretowały temat dnia, a przede wszystkim zostawiały miłe słowo pod postem.

Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

16 komentarzy:

  1. zdjęcie jest cudne! masz prześliczne dzieci!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm
    potrzebuję to przetrawić
    czy to nie komfort życia/zarabiania/mieszkania daje ten specyficzny nastrój lekkości na sercu i duszy? tam, gdzie klimat łagodny, a państwo współgra z jednostką, z pewnością jest o wiele przyjemniej żyć niż w siermiężnym kraju, który zachłysnął się konsumpcjonizmem wprost z komercjalistycznego zachodu. czemu polacy wybierają najgorsze z dobrych przykładów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, zgadzam się z Tobą w 100%. Historia naszego kraju jest taka jaka jest. Ciągle ciemiężeni, straszenia, nagabywani do donoszenia na sąsiada nie nauczyliśmy się cieszyć z tego, co mamy lub możemy osiągnąć, tylko jak dowalić albo pokazać, że my to mamy lepsze.
      Dla nas większą atrakcją i bardziej "prestiżową" jest otwarcie dwutysięcznej biedronki i zakup piętnastu plazm. No i jak mamy już tych plazm ilość satysfakcjonującą, to wydzieramy się przez okno: na matki z wózkiem, że ich dzieci za głośno się drą, inne za głośno huśtają i by te starsze bachory nie grały w piłkę, bo to nie boisko. Weekendy spędzamy w nowym kościele na I lub jakimś hipermarkecie zamiast iść z dzieckiem na plac zabaw. No tak... Nic dziwnego, bo tego placu zabaw po prostu nie ma.
      Na moim podwórku, na którym się wychowałam, stoją te same -już teraz pozostałości - po huśtawkach i piaskownicy - od 25 lat!
      Właściwie, to jak przyjadę do PL to zrobię zdjęcia tego miejsca!
      UUU! A dlaczego wybieramy najgorsze przykłady? Bo mamy kompleks niższości i jak się pokazuje wzorce z Zachodu, to zaraz znajdujemy argumenty, by postawić na swoim i pokazać, że ten Zachód taki wcale dobry nie jest...
      Spałam tylko 3 godziny, bo Franio wymiotował całą noc... Stąd ten dzisiejszy ton ;)

      Usuń
    2. uuuu, niedobrze. czy to wirtualna jelitówka? ja miałam wczoraj, ilapop też...

      my jako naród jesteśmy po prostu głupi. nikt nas nie nauczył myśleć. ślepo wierzymy z szczątkowe informację, często bajki, wybieramy przedstawicieli kraju i decydentów bez jakiejkolwiek logiki i dajemy przyzwolenie na szachrajstwa i kłamstwo w żywe oczy. czyż nie tak?

      Usuń
  3. Ech. a pamiętam jak sama Ci to wmawiałam- te już chyba z 5-6 (?) lat temu- tam jest PO PROSTU inaczej :) Sama zaznałam tego zaledwie przy tych wyjazdach niby na krótko- ale zawsze dawały one właśnie taki obraz- nie spieszenia się nigdzie ;) I to jets tam piękne i cudowne- i tym się cieszcie! Muszę przyznać, że troszkę zazdroszczę, ale cóż- w Polsce też jest tereaz piękna kolorowa jesień (i +17stopni, więc pogoda cudna na spacery).
    Ale Franek rośnie! a Jagódka! super!
    pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nie musiałaś wmawiać ;) Jak tylko przyjechałam tutaj, to już wiedziałam ,że to prawda :)
      Twoje chłopaki też takie duże już!

      Usuń
  4. aha, mały ps do Twojego komentarza u nas- mój Wojtek jednak bardziej zaprogramowany na jeden rodzaj, bo wygląda na to, że w kwietniu będę miała trzech muszkieterów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję! Przynajmniej będziesz miała trzech rycerzy, którzy będą zawsze o Ciebie walczyli ;)
      Ponoć chłopcy są mniej skomplikowaniu w wychowywaniu... Jak patrzę na tę swoja gwiazdę, to popieram tę tezę.

      Usuń
  5. No owszem, ten plac zabaw, który pokazywałaś wcześniej, z tymi wodnymi zabawami był naprawdę niesamowity i u nas z takim się nie spotkałam. Ale w okolicy, że tak powiem 'spacerowej' mam 4 całkiem niezłe place zabaw, z czego dwa w granicach dwóch parków i spokojnie można tam sobie zrobić piknik ;) O ile uda się znaleźć miejsce bez psiej kupy, ale to już nie wina państwa tylko obywateli niestety. Place zabaw na szczęście ogrodzone i ilość niespodzianek w trawie znikoma.
    Owszem, też sprzątamy w weekend, ale jakoś i na basen i na wycieczkę, muzeum, czy inne zajęcia też się znajdzie czas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli chodzi o place zabaw w mojej miejscowości,to ja też nie narzekam, bo mam ich dużo i są ogrodzone. Miejsca na piknik jednak nie ma.
      Wiesz.. Może rzeczywiście to zależy od nastawienia człowieka? Nie napisałam tego, a powinnam, że to nie jest tak, że ja w Pl nigdzie nie wychodziłam rekreacyjnie, bo bym skłamała. Robiłam to jednak raz w miesiącu: bo kasa. Tutaj imprezy dla dzieci w dużej mierze są darmowe, albo kosztują grosze. U nas za 3 min. na jakimś dmuchańcu płacisz 10 zł! Ilość rozrywek ograniczona ( z Frankiem do muzeum, teatru, kina nie pójdę. W. chodził na tego typu imprezy z Jagną, ja jako karmiąca zostawałam z młodym). Dojazd dokądkolwiek u nas to jest dramat. Korki, remonty dróg sprawiają, że się nie chce jechać. Nie wspomnę o cenie za dojazdy...
      OK. Już nie marudzę i nie narzekam :) Mam dzisiaj ciężki dzień, więc gorycz z siebie wylewam ;)
      Zapewniam, że zmienia się u nas w Pl i to bardzo, dlatego też z tego powodu się bardzo cieszę :D

      Usuń
    2. Może to zależy od miasta? W Krakowie ciągle są jakies imprezy, często darmowe. Dobra, targetem tych imprez nie są zazwyczaj dzieci, ale zawsze coś dla dzieci się znajdzie - chociażby puszczanie mega baniek na rynku. W Muzeum Techniki była ostatnio wystawa starych samochodów (na chodzie! Wóz strażacki z przełomu XIX i XX wieku, cudo!). Płatne, no to akurat płatne, ale przy okazji na jednym bilecie obleźliśmy tez wystawę czasową klocków lego. Mały zachwycony :) Dwa tygodnie wczesniej było święto ulicy Józefa, tez parę atrakcji było za darmo ;) Na rynku co rusz cośtam jest. Piknik lotniczy był płatny, ale w sumie akrobacje samolotów z okolicy tez nieźle widać, jak ktoś nie chciał wchodzić na teren Muzeum ;)
      Oczywiście nie twierdzę, że Ty tam nie masz fajnie - bo masz i ja chętnie bym się chociaż na trochę wybrała :) Ale akurat pod tym względem chyba nie jest już u nas tak źle - z tym, że może jednak zależy gdzie?
      Inna sprawda to taka, że jak planujemy sobie że weźmiemy udział w tej i w tej imprezie, to zlewamy kompletnie godziny posiłków. Albo coś ze sobą weźmiemy (dla małego głównie) albo się coś kupi, albo zje się jak wróci, nawet jeśli to będzie dopiero 18. Dziecko przeżyje brak posiłku, zwłaszcza jeśli ma inne atrakcje w tym czasie ;)
      Ale znam takich, którzy na propozycję: Wybierzecie się z nami na tę imprezę? Odpowiadają: eee, o 13 to my obiad jemy, nie pasuje nam. No cóż ;)

      Usuń
    3. My nie zlewamy godzin posiłków, bo Franek na to nie pozwoli. Dla Niego godziny snu czy jedzenia właśnie są święte. Dlatego też, preferujemy wyjścia z piknikiem, bo sami coś tam coś tam przekąsimy a młody dostanie słoik ( a raczej jego zawartość :). Pilnuję jednak jego godzin snu, ponieważ mój Franuś zaledwie półtora roku i nie chcę Go rozregulować tak, by potem płakać Wam do rękawa, że mój Synuś nie chce spać, marudzi itd.

      Usuń
    4. Jasne :) Ciesz się dopuki śpi w dzień, to jest super czas, jak można chociaż przez chwilę zrobić coś bez dziecka :)
      Moje należało zawsze i nadal należy do tych mało śpiących (miał rok i 8 miesięcy jak odmówił współpracy w tym względzie całkowicie i dzienne drzemki odeszły w niepamięć ;) ). Ale coś za coś, noce przesypia całe odkąd skończył 3 miesiace, a nam łatwiej coś zaplanować w dzień, bo nie musimy się przejmować drzemką ;) Ale też fakt, że jest juz trochę starszy, jak miał 1,5 roku, to tez trochę bardziej pilnowaliśmy godzin posiłków :D (chociaż nigdy nie byliśmy ortodoksyjni w tej kwestii)

      Usuń
    5. Wiesz co... Jak pamiętam, Jagna też miała jakieś ok 2 lat jak przestałą mi w dzień spać. Dramat! A przesypiała całą noc od 11 miesiąca. U mnie niemożliwością byłoby, żeby dzieciaki tak szybko przesypiały noce, bo były karmione piersią ponad rok, więc prawdopodobnie wybuchłabym ;) Nie tyle ja co moja mleczarnia :D:D
      Jeżeli chodzi natomiast o godziny posiłków... To zapewniam Cię, że Frank nie da o sobie zapomnieć o konkretnej godzinie! MAMA DA MNIAM MNIAM będzie słyszane w całym regionie, chi, chi !

      Usuń
  6. Bardzo bym chciała, by czas płynął wolniej, bardzo...ale tu się nie da...
    Ładniutka fota...aż miło się patrzy na takie buziaki szczęśliwych Dzieci :)

    OdpowiedzUsuń