Bonjour.
Wczoraj pół wieczora pisałam post do dzisiejszych bzdurek, po czym stwierdziłam, że jednak umieszczę go za tydzień, bo nie zdążyłam zrobić odpowiednich do niego zdjęć.
Postanowiłam zatem kontynuować temat, o którym już małe co nieco pisałam przy okazji postu wyzwaniowego NA TALERZU. Zwróciłam wtedy uwagę na to, jak ważne jest podawanie posiłków z odrobiną fantazji ;) Do rozmyślań jednak w szerszym zakresie "zmusiła" mnie niejako jedna z UCZESTNICZEK
foto wyzwania, która zwróciła uwagę na
słabość trwałości związków, relacji międzyludzkich.
Po przeczytaniu Jej
posta pomyślałam sobie, że bardzo często przyczyną takiego stanu rzeczy
jest... bylejakość. Byle co jemy, byle co oglądamy, byle jak rozmawiamy,
byle czym się interesujemy. Nie dbamy o nasze otoczenie, nie dbamy o
to, by wspólnie spędzać czas, by każdą chwilę razem odbywaną celebrować,
nawet symbolicznie. Oczywiście, cała winę zwalamy na brak czasu i zapracowanie. Nie zauważamy jednak, że przed telewizorem spędzamy wiele godzin i z wypiekami na twarzy oglądamy, kto kogo dziś zdradzi lub pokocha w serialu na kanale pierwszym, potem drugim, przełączamy jeszcze na kanał trzeci, w międzyczasie obejrzymy wiadomości na kanale pierwszym i dla porównania na kanale czwartym. Następnie obowiązkowo zobaczymy jak oni tańczą, śpiewają, skaczą i płaczą. Tak, wiem. Przecież trzeba się jakoś odstresować...
Jakiś czas temu czytałam blog, na którym
został poruszony temat PPD*. Autorka tego blogu z tymże ideałem się nie
utożsamiała. Mało tego! Twierdziła, że nie widzi powodu, by się wstydzić
i zapraszać przyjaciół czy znajomych, mając pełno w zlewie, albo
niepościelone łóżko. Argumentowała to tym, że ludzie, którzy do niej
przychodzą, znają ją, akceptują i nie zwracają uwagi na takie niuanse.
Ja sobie wtedy pomyślałam, że z jednej strony rozumiem prawo młodości.
Rzeczywiście ludzie, którzy dopiero wkraczają w dorosłe życie, zupełnie
się nie przejmują konwenansami, zasadami. Żyją na luzie oraz spontanicznie.
Ja jestem jednak troszkę "starszej daty" i
inaczej ten luz rozumiem. Kiedy zapraszam Znajomych, Przyjaciół czy Rodzinę, to sprzątanie przed ich przyjściem jest dla
mnie wyrazem szacunku dla Nich. I to nie chodzi o to, by w domu
błyszczało jak u wspomnianej PPD, ale żeby było schludnie. Żeby nie musieli wyciągać ze zlewu szklanki i jej opłukiwać, kiedy będą spragnieni. By nie musieli zrzucać z krzeseł pranie czy zabawki moich dzieci, by móc usiąść. Dla mnie
przyjście Gości to uroczystość, to
ważne wydarzenie i chcę je wyrazić między innymi odrobiną
wysiłku, jaki wkładam w uporządkowanie mieszkania.
Idąc dalej tym tropem
myślenia... Mnie się wydaje, że to niezwracanie uwagi na to, w jakich warunkach przyjmujemy gości, jest jednak lenistwem, które nazywa się, używając eufemizmu, naturalnością. Nie chce się nam sprzątnąć, coś przygotować do jedzenia lub picia. Potem nie chce się nam nawet gadać... Ta bylejakość rozrasta się i może przejść
na każdą sferę życia, w tym, niestety, na relacje międzyludzkie, które z
czasem staną się takie, jak ten zlew z brudnymi
naczyniami.
Pomyślcie sobie, jak to ogromnie przyjemnie i ciepło na sercu się robi, gdy przychodzimy do kogoś, a ten ktoś upiecze nam nasze ulubione ciasto, albo zapali świeczkę o naszym ulubionym zapachu, albo specjalnie kupi białą herbatę ze śliwkami, bo pamięta, że ją właśnie lubimy...
Chyba JULITA pisała jakiś czas temu, że wyczytała o istotnym wpływie życia towarzyskiego na nasze zdrowie. Że ludzie, którzy dbają o tego typu relacje, dłużej żyją, mniej chorują.
Jak sobie wspomnę nasz ostatni wyjazd do Polski i ilość domów, które odwiedziliśmy, to chyba będę żyła sto lat, choć... może dziewięćdziesiąt, bo wątroba tylu wypitych win przy tych spotkaniach nie wytrzyma. I mimo zmęczenia po tym maratonie, czułam niezwykły przypływ energii. Trochę również niedosyt, bo do jednych tylko wpadliśmy na sekundę a do drugich nie zdążyliśmy w ogóle. Za każdym razem jednak, gdy wspomnę wspólne chwile z najbliższymi, cieszy mnie ogromnie, że mam do kogo pójść. I mam z kim miło porozmawiać.
W zamierzeniu miało nie być choinki w tym roku, bo przecież będziemy w Polsce tylko 10 dni i to ciągle poza domem. Ale byłoby w domu tak byle jak... Jak w hotelu, a jednak to nasz dom... Nie mogliśmy sobie pozwolić na bylejakość...
Ozdoby takie same od kilku lat: naturalne, "heklowane" przez moją Babcię.
Pozdrawiam Wasi to nie byle jak, ponieważ bardzo ciepło z jednej strony i zimowo z drugiej - z dużą ilością śniegu!
Jagodzianka.
*Perfekcyjnej Pani Domu.
Droga Jagodzianko czy Ty pochodzisz gdzieś ze Śląska ??? Bo HEKLOWANIE , SZTRYKOWANIE to takie znajome słowa,a może gdzieś w Polsce też się ich używa??
OdpowiedzUsuńA co do bylejakości w życiu masz rację, żyjemy tylko raz, i trzeba żyć pięknie tu i teraz, a nie tylko czekać na lepsze czasy.
Mnie osobiście najbardziej razi, gdy odwiedzam moją rodzinę ,to telewizor jest włączony , a pan domu siedzi z pilotem i tylko zmienia kanały.
U mnie tv w czasie spotkań ze znajomymi jest wyłączony, no chyba,że dzieci grają w X-boxa.
Pozdrawiam bardzo serdecznie.
"Moja babeczka pochodzi z Chrzanowa";)Yyyy...to znaczy moja Babcia mieszka w Istebnej, więc taka pół góralka ze mnie jest :D
UsuńZ tym telewizorem to ja nawet pisać nie chciałam, ale mam takie samo wrażenie niemiłe...
Już kilka razy zamierzałam coś napisać, ale jakoś nie mogłam się zebrać. W końcu jednak mi się udało. Zauważyłam, że odkąd mieszkacie we Francji, Ty jesteś jakby bardziej szczęśliwa, Twoje posty są jakieś inne i bardzo lubię tu zaglądać. Nie tylko dla pooglądania obrazków. Przede wszystkim dla poczytania niebylejakiej treści:) I za to dziękuję:) Pięknie, nie byle jak:) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMiło mi,że postanowiłaś napisać kilka słów i to jeszcze tak miłych o tych moich "bzdurkach". Lubię się dzielić swoimi wrażeniami, spostrzeżeniami, jak i lubię czytać Wasze rozważania na tematy, które poruszam. To tak daje do myślenia, spojrzenia przez inny pryzmat... Pozdrawiam nie byle jak,ale śniegowo oraz słonecznie!
UsuńNie jestetm PPD, ale podobnie jak Ty,staram się aby w domu było schludnie. I nie tylko przed wizytą gości, ale na co dzień, lepiej się żyje po prostu, kiedy ten chaos i bałagan są jakoś ogarnięte. Z dziećmi bardzo trudno jest utrzymać porzadek, ale przy odpowiedniej organizacji nie jest to niemożliwe. Jest też wiele zalet mycia naczyń na bieżaco - kiedy rodzina siada do śniadania czy obiadu nie ma potrzeby na szybko mycia naczyń. Wyciagamy czyściutkie, gotowe. Czasem trzeba szybko podać posiłek,bo nasi Mali Ludzie są niecierpliwi - my matki to wiemy :)
OdpowiedzUsuńJa i tak wyluzowałam odkąd mam dzieci. Kiedyś miałam świra na punkcie porządku :/
Zgadzam się z Tobą co do bylejakości wkradającej się w życie, począwszy od dbania o swoją życiową przestrzeń po relacje międzyludzkie. Tylko i wyłącznie od nas zależy czy pozwolimy tej bylejakości rozgościć sie w naszym życiu.
Warto włożyć trochę wysiłku, aby przyjemniej się żyło.
Serdecznie pozdrawiam :)
Marta
Oj tak. Ja także nie lubię bałaganu, choć z dziećmi - jak sama stwierdziłaś, to jest trudne - zachować porządek. Przecież nieciekawe są zabawki na podłodze. O wiele lepiej się nimi bawi (patrz: rozrzuca), gdy je mam właśnie co uprzątnęła do koszyka...
UsuńAle warto dbać o swoją przestrzeń, by się do bylejakości nie przyzwyczaić.
Pozdrawiam!
Zgadzam się w całej rozciągłości :) Nie żebym była pedantyczna, bo aż tak w domu nie mam. Ale faktycznie przed wizytą znajomych czy rodziny - to staram się tym bardziej ogarnąć mieszkanie i przede wszystkim coś specjalnego upichcić. Bo miło jest coś zrobić niż na szybko kupić w sklepie. Wiem nie każdy ma zdolności kulinarne ,ale zrobienie czegoś drobnego nie wymaga nie wiadomo jakich uzdolnień. A bardziej chyba chodzi o celebrowanie. I dlatego nieraz zdarza nam się wspólny obiad przy świecach jadać :)
OdpowiedzUsuńJak się też czasami coś kupić w sklepie, to też nie jest źle (zdarzyło się mi kilka razy ciasteczka zakupić);) Jedzenie przy świecach to czysta przyjemność:D
UsuńJagodzianko, jesteś moją bratnią duszą. To, o czym piszesz, jeszcze kilka lat temu było normalne i naturalne, teraz wszystko wywraca się do góry nogami, ludzie zapominają o wszelkich wartościach tego świata i wydaje im się, że przez swój luz są super... Ale tak sobie myślę , że w różnych sferach życia moda na to, co było, wraca i to, co kiedyś było normalne stanie się znowu cool... Oby..
OdpowiedzUsuńNa pewno tak się stanie. Zawsze w takich sytuacjach przypomina się mi"Tango" Mrożka. Odwrócenie wszelkich zasad o 180 stopni powoduje chęć powrotu do tych starych. Jednym - myślę - z takich powrotów jest choćby ponowna popularność rękodzieła, własnoręcznie wykonywanych prezentów.
UsuńAmen.
OdpowiedzUsuńTrudno o perfekcjonizm przy małych, ale ogólny ład można spokojnie zaprowadzić :)
No i to wspólne jadanie! To takie ważne!
Taki bardzo ogólny lad ;)
Usuńmam podobne podejście jeśli idzie o przyjmowanie gości :) mój luby zazwyczaj się dziwi, czemu latam jak kot z pęcherzem, kiedy ma przyjść ktoś, z kim się dobrze znamy, bo przecież "jemu/jej o nie będzie przeszkadzać"... al mi przeszkadza i wiem, o ile milej się spędza wtedy czas :)
OdpowiedzUsuńI z tą bylejakością też masz rację...