środa, 17 kwietnia 2013

BZDURKI SPOD KLAWIATURKI - ISTEBNA AROUND THE WORLD

Bonjour.
Witom pieknie!
Kiedy otrzymałam mail od POLKI NA OBCZYŹNIE o akcji Zespołu Folklorystycznego "ISTEBNA", aż pojawiły się u mnie łzy wzruszenia. I to nie tylko dlatego, że mogłam wziąć udział w akcji tegoż. Dlatego przede wszystkim, że pojawiły się wspomnienia, bo Istebna to całe moje wakacyjne dzieciństwo a nawet trochę nastolęctwa. Obudziły się we mnie wspomnienia...
Kiedyś trochę dzieciakom zazdrościłam, że jeżdżą na kolonie: poznają nowe miejsca, ludzi a ja zawsze w to samo miejsce Oczywiście zazdrość się pojawiała pod koniec roku szkolnego, kiedy się rozmawiało o planach wakacyjnych. Kiedy już jednak byłam na miejscu zazdrość ustępowała szczęściu, bo znowu spotykałam swoich Przyjaciół, a z Magdą zresztą do tej pory się przyjaźnimy, spotykamy, odwiedzamy. Bo będziemy chodzić po lesie, bawić się na ganku u matki* Magdy. Albo za chałupą w sklep albo kościół (mój brat był często księdzem a opłatkiem były andruty - najciekawszy moment tej zabawy:)).
Zdarzały się i mniej ciekawe zajęcia, jak się to dzieciom wydawało w tamtym okresie. Zresztą umówmy się, wszystko, co nie było związane z zabawą, okazywało nudne i nieciekawe. Aczkolwiek, jeśli robiło się wspólnie, no choćby zrywanie rybizli*, to nuda stawała się wesołą zabawą. Brało się ryćkę*, na której siadaliśmy, w ręce półlitrzoczek* i się zbierało. A że było nas szwarnie*, to i wesoło: śpiewaliśmy, opowiadaliśmy sobie dowcipy i czas szybko mijał.
Nie ukrywam, że w naszych zabawach ogromną rolę odegrały... "Dzieci z Bullerbyn", którymi byłam i dotąd jestem zafascynowana. Swoją drogą to jest niesamowite, że historia sprzed stu laty, gdzie realia są dla współczesnych tak odległe, wciąż zachwyca i tak chętnie jest czytana.
W każdym razie z Magdą miałyśmy swoje metody nawoływania się, bo nie mogłyśmy zrobić sobie takiej poczty jak Lisa i jej koleżanki, gdyż nasze domy były oddalone o siebie dość szwarnie*, to hokałyśmy* na siebie jak sowy.
Powiem Wam, że nawet droga do i z kościoła była fascynująca a to za sprawą tego, że trzeba było iść przez las. Normalnie droga zajmowała 15-20 minut, ale jak się domyślacie, my nieraz nawet pokonywaliśmy tę drogę w godzinę. I znowu jak te dzieci z Bullerbyn, które wracały ze szkoły zawsze z przygodami, tak nasza wędrówka z kościoła była pełna atrakcji: a to zbieraliśmy borówki*, maliny, chowałyśmy się przed chłopakami, albo odkrywałyśmy ciekawe miejsca. Raz nawet chłopcy zrobili nam niezły kawał. Schowali się w krzakach, poruszali patykami gałązki i chrząkali. My - bezbłędnie-wywnioskowałyśmy, że to ...dzik i wzięłyśmy nogi za pas, uciekałyśmy ile sił w nogach i po całej wsi rozpowiadałyśmy, że w lesie jest dzik. Nikt nam nie chciał w to uwierzyć, bo tam dziki nie żyją. My jednak byłyśmy przekonane, że jeden jest na pewno.
A! I czereśnie u sąsiadów, które zawsze były takie słodkie!
I zabawa w szkołę. Oczywiście, ja byłam nauczycielką. Nie zapomnę jednej lekcji, którą prowadziłam. To była biologia i z przejęciem pokazywałam na liściu babki lancetowatej układ nerwowy roślin.
Albo gdy chodziliśmy do Jońcioka* nad Olzę, by sobie popluskać nad tamą. Albo jeżdżenie na sianie! A i galanów żech tam mioła* Ach, ile mogłabym jeszcze pisać o tych wszystkich przygodach...

Kiedy w zeszłym roku Jagoda pojechała z moimi Rodzicami do Istebnej i nie miała czasu rozmawiać ze mną, bo miała "przejechać się"  na traktorze i  usłyszałam tylko Jej: Doćkejcie* na mnie", to tak w środku się mi miękko zrobiło i tak bardzo chciałam stać się na chwilę małą dziewczynką...
A czy Wy macie takie właśnie miejsca z dzieciństwa, które się z sielskim życiem kojarzą? Do których chętnie wracacie choćby w pamięci?
 
Zdjęcia robione w Genewie. Modelką była moja Jagna. 
Jeżeli chcecie zobaczyć więcej zdjęć z całego świata, zapraszam tutaj na ten BLOG

Wsieciutkich pozdrawiam ( a już ściególnie Mlaskawki)  i gibko na pole idem!
 Jagodzianka.

*
matka - babcia;
 rybizle - porzeczki;
ryćka-małe krzesełko, stołeczek;
półitrzoczek - garnuszek metalowy o pojemności 0,5 l;
szwarnie-dużo;
hokać - wołać głośno;
Jońciok - to od nazwiska miejsce nad Olzą, gdzie się można było kąpać;
galan - narzeczony;
Wszystkie zapiski gwarowe są zapisane przeze mnie intuicyjnie, więc mogą być błędne. Znawców proszę o sprostowanie.

14 komentarzy:

  1. Piękne wspomnienia:) Myślę, że każdy z nas ma takie miejsce z dzieciństwa, do którego z przyjemnością powraca:) Pamiętam, że my również bawiliśmy się w szkołę za domem u babci, a domek i huśtawkę mieliśmy na wierzbie:) To były słodkie beztroskie czasy:) Pozdrawiam i życzę miłego słonecznego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słoneczny był i to bardzo. Aż me starsze dziecię na boso biegało i polewało sobie stopy wodą z fontanny ( a woda ta górska i zimna jest;))

      Usuń
  2. ale Ci fajnie tam było :))) a zawsze zadzdrosciłam kleznakom ,ze mają rodzinę na wsi i na wakacje na wieś jeżdżą ..

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest co wspominac jak się człowiek bawił. W chojaczkach(lasek sosnowy)bawiliśmy się w dom ,szkołę sklep i inne takie zabawy pozdrawiam Ziuta.

    OdpowiedzUsuń
  4. Magda, takie wspomnienia są bezcenne... ja zawsze pierwszego dnia wakacji pakowałam manatki i jechałam do babci która mieszkała jakieś 5 min samochodem od nas:) i to były najfajniejsze wakacje na świecie... ja też zrobię zdjęcie dla Istebnej tylko coś nie mogę się wybrać:) pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ powrót w dziecięcy świat...Ja tez nie jeździłąm na kolonie tylko do dziadków i się wtedy działo...i wszystko mi się podobało i wyganianie krów na pastwisko i zniwa, i dojenie- zawsze czekałam na pierwsze mleko od krowy z kubeczkiem, z którego później mleczko z pianką dostawały małe kotki... Fajne to czasy były..
    Pozdrawiam:)
    ps Czy mail doszedł?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mail doszedł. Odpisze jutro, choć myślałam ,że zrobiłam to wcześniej. Zmęczona trochę jestem... Przepraszam.
      Dojenia - to ja też próbowałam i piłam mleko z pianką, wcześniej odcedzone mleko przez sitko, by tych krowich włosów/sierści(?)nie było. I żniwa. Ach! To były czasy!

      Usuń
  6. Ach, wakacje u dziadków. Dla mnie to najpiękniejszy okres życia z czasów przed rodziną. Tyle się działo..
    Pozdrawiam

    Ps. Zdjęcia przecudnie słoneczne, a Jagna... rasowa modelka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie też to najfajniejszy okres. Jeszcze potem licealny z moimi przyjaciółkami łunami wschodzącego słońca;) i na studiach - poznałam świetnych ludzi i kochałam to, co studiowałam. no i teraz rodzina. Każdy etap miał coś fajnego, innego...

      Jagna modelką nie będzie, bo ona nie lubi się dostosowywać do wytycznych kogoś innego niż jej samej ;)

      Usuń
  7. Piękne wspomnienia... piękne! :-)
    Ja zawsze żałowałam, że obie babcie (bo dziadków nie miałam) mieszkają w mieście. Tak bardzo zazdrościłam dzieciom, które jechały na całe wakacje na wieś. To musiało być dopiero życie! ;-)
    Za to teraz mam wieś, na którą mogę jeździć. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, będziesz woziła swoje dzieciaki na tę wieś. A one będą zazdrościć tym "miastowym" ;)

      Usuń