czwartek, 10 października 2013

BZDURKI SPOD KLAWIATURKI: O CZTERECH FUNDAMENTACH MIŁOŚCI

Bonjour.
Będąc w Polsce pierwsze, co kupiłam, to moje ukochane ZWIERCIADŁO, za którym bardzo tu tęsknię. Nie wiem, jak twórcy tego czasopisma to robią, że zawsze w kolejnym numerze podejmują problematykę, która akurat mnie w danym momencie absorbuje... I tym razem nie było inaczej...
Może pamiętacie mój post, w którym rozważałam między innymi relacje w związkach? Przeczytałam artykuł  "Jesteśmy sobie potrzebni", w którym dokładnie zostały wyrażone moje przemyślenia na temat związków i tego, co jest przyczyną tak częstych rozstań...
Obecne związki partnerskie bardzo różnią się od tych, w których żyli nasi rodzice, dziadkowie. Role były jasno określone: kobieta zajmowała się wychowywaniem dzieci oraz domem, zaś domeną mężczyzny było zarabianie na dom. Powoli ten stan rzeczy zaczął się zmieniać i kobiety zaczęły zarabiać, a następnie głośno mówić o swoich potrzebach i o tym, by ich mężczyźni zaczęli być bardziej aktywni w życiu rodzinnym. Nastąpił podział obowiązków. 
I tu chyba w wielu związkach dochodzi do pewnego nieporozumienia lub raczej zagubienia. Podzielenie się obowiązkami, danie sobie też zgody na realizację własnych potrzeb (wyjście z koleżankami/kolegami, pójście do SPA/ na siłownię, realizowanie swojej pasji) miało z jednej strony pozwolić na sprawiedliwe podzielenie się codziennymi czynnościami, zaś z drugiej dać sobie możliwość posiadania własnej prywatności, skupienia ise czasem tylko na sobie i swoich potrzebach. I to nie jest złe. absolutnie!
Tylko bywa tak, że z czasem nasze potrzeby, nasze postrzeganie świata i związku się zmienia, zaczynamy oczekiwać czegoś innego, ale z uporem maniaka trzymamy się ustalonego schematu, zamiast porozmawiać o swoich potrzebach, zamiast dostrzegać TĘ DRUGĄ OSOBĘ.
Znam taką historię, kiedy to dziewczyna była zadowolona z takiego związku, w jakim żyła. Lubiła wspólne przebywanie w domu. Pewne sytuacje nie do końca jej pasowały, ale przymykała na nie oko. Aż po pewnym czasie zaczęło jej to coraz bardziej przeszkadzać, drażnić. Poczuła potrzebę życia trochę inaczej i zaczęła to realizować. Jednak zamiast szczerych rozmów o swoich potrzebach z partnerem, następowały z jednej i drugiej strony zarzuty: "bo ty się zmieniłaś". "bo ty jesteś taki...". W miejsce porozumienia pojawiły się tylko zarzuty i wyrzuty. Zamiast bliskości, nastąpiło odsunięcie...
Jasne postanowienie granic i obowiązków w związku nie może być sztywnym schematem. To, że mój W. zmywa po kolacji naczynia, nie znaczy, że sztywno się tego trzymamy, bo kiedy widzę, że jest zmęczony, albo wraca późno, to po prostu biorę gąbkę i myję sama. I W. tak samo - widząc, że mam jakąś pilną robotę, albo źle się czuję, wykonuje moje obowiązki.  
Ten podział naszych ról powinien być ruchomy, bo jesteśmy WSPÓŁODPOWIEDZIALNI  za jakość naszego związku. A z tym jest gorzej. Widzimy tylko swój wkład, nie dostrzegamy zaś pracy włożonej przez partnera. Często słyszę: "bo ja sprzątam, i robię wszystko dla niego i zakupy robiłam/em, i dziećmi się zajmowałam/em, kiedy on/a był chory/a". A gdy się zapytam o to, czy ta druga osoba jest zatem pasywna, to pada odpowiedź: "no nie, ale JA SIĘ BARDZIEJ STARAM".
Już kiedyś o tym wspominałam, ostatnio też gdzieś przeczytałam  wypowiedź pewniej kobiety, która przyznała się do tego błędu. 
Z jednej strony my - kobiety - oczekujemy, że facet będzie pełnił swoją odwieczną funkcję w związku  (zarabiał na dom), a jednocześnie angażował się w prace domowe, wychowywanie dziecka. Jednakże gdy zaczyna sprzątać: okazuje się, że robi to nie tak; gdy ma kąpać dziecko, źle je trzyma. ZAWSZE robi to źle i zostaje o tym powiadomiony sto razy dziennie. I w pewnym momencie on sobie daje spokój i nie angażuje się, bo po co, skoro i tak wszystko partoli? A my wtedy mamy kolejny powód do narzekania, że wszystko jest na naszej głowie, on tylko siedzi przez TV i ma cały dom w nosie...
Kilka bodajże dni temu czytałam gdzieś post o tym, że "faceci są jacyś inni". Że się nie znają na kolorach i sukcesem jest, gdy odróżniają sukienkę od spódnicy. Ja sobie wtedy pomyślałam jedną rzecz... A czy my - babeczki - znamy nazwy różnych narzędzi: jak wygląda klucz francuski i jakie są rodzaje śrubokrętów ( a są????)? No pewnie, że nie znamy, bo to są "męskie pierdoły". a ten ich "spalony" w piłce nożnej, to w ogóle porażka. Faceci to mali chłopcy podniecający się bieganiną dużych facetów za piłką albo śliniący się na widok samochodów. Nasze zaś rodzaje włoczek, preparatów do spękań oraz serie papierów do scrapu to OCZYWISTA świętość i sprawa, która jest NAPRAWDĘ ważna, a nie jakieś gwoździe. 
Zmierzam do tego, że musimy szanować drugą osobę, jej pasje i nawet jeśli nie podzielamy tych zainteresowań, to mimo wszystko wysłuchać, zapytać, wyrazić  swoją atencję. Jeżeli nie interesuje nas, co nasz partner czuje, myśli, oczekuje, to jakaż może być przyszłość takiego związku? Przecież na tym właśnie on polega: na poznawaniu się, na trosce o stan psychiczny i emocjonalny naszego partnera. To nie JA jestem w centrum związku, ale MY.
Pozwolę sobie na zakończenie moich rozważań przytoczyć słowa z tego artykułu, które są wg mnie bardzo istotne:
Głęboki związek jest oparty na czterech fundamentach:
1. Wiedzy o partnerze, w zdobycie której należy wkładać pewien wysiłek, bo zależy nam, by go lepiej poznać.
2. Odpowiedzialność za to, co się dzieje w związku ( także za partnera), 
3. Troska. Troszczyć się to znaczy dbać, żeby nie był narzędziem, który służy, ale żeby dobrze się czuł.
4. Szacunek. Jeśli jego nie ma, to troska zamienia się w próbę kontroli nad partnerem, zaś odpowiedzialność w despotyzm, a zdobywanie wiedzy o partnerze w jego inwigilowanie.
(Zwierciadło, 10/2013)

Pięknie jest się różnić. Naprawdę! Właśnie dzięki temu się uzupełniamy, tworzymy jedność i jest nam po prostu lepiej, piękniej, ciekawiej. Miłość jest bardzo krucha i musimy o tym pamiętać i pielęgnować...
 
Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

P.S. Info dla Czytelników Lucy. Obecny adres Jej bloga to: LUCY&Co.

19 komentarzy:

  1. Dobrze napisane. Dodam od siebie, by związek istniał to trzeba po prostu rozmawiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozmowa jest podstawą związku. A ludzie często boją się mówić, nie chcą, zamykają w sobie. A żal rośnie i pewnego dnia wybucha i zaczynają się sprzeczki o pierdoły a prawdziwy problem jest gdzieś głęboko w nich. Oni zaś nawet nie pamiętają, o co im właściwie na początku chodziło...

      Usuń
    2. Tylko do rozmowy trzeba dwóch osób, a niestety to czasem bywa bardzo trudne! I kółko się zamyka! A tak poza tym to co napisałaś, to szczera prawda!

      Usuń
  2. Podpisuję się pod każdym Twoim słowem. Gdyby więcej ludzi tak myślało, nie byłoby tylu nieudanych związków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko że to nie jest łatwa sprawa... Inaczej jesteśmy wychowywani, mówienia wciąż musimy się uczyć.
      Miałam kiedyś taka wirtualną koleżankę, która mi zarzucała, że jestem upierdliwa i każdy problem rozkładam na czynniki pierwsze -pewnie miała trochę racji z tą upierdliwością, ale z drugiej strony... dzięki temu z W. mam naprawdę udany związek.

      Usuń
  3. Zgadzam się Madziu ze wszystkim co napisałaś :) Właśnie w tym celu angażujemy się w związki, żeby dawać wsparcie ale i też je otrzymywać, kiedy zaistnieje taka potrzeba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko chyba ludzie często o tym zapominają, na początku to jeszcze dbają o siebie, bo wiadomo to pierwsze porywy serca, a potem jakoś nastawiają się tylko na branie...

      Usuń
  4. Dzięki, kochana.
    Czyżbyś miała nowy obiektyw? Zieleń (choć lekko przejaskrawiona) i detale skrzydeł są tak harmonijne, jakby zdjęcia robił profesjonalista. Good 4U.
    A w temacie posta - często brak równowagi w związku bierze się z przeoczenia. Kobiety są z natury empatyczne, opiekuńcze i obowiązkowe (w większości), często nie zgłębiają powodów i zasadności pytań w stylu: Czy mogłabyś to dla mnie/za mnie zrobić? natomiast hasła: jestem zmęczony, źle się czuję, miałem wyczerpujący dzień przyjmują na klatę z powodu miłości i troski o drugiego człowieka. Kiedy zorientują się, że mają na głowie 90% spraw, często bywa za późno, żeby móc to odkręcić. Wydaje mi się, że w naszym pokoleniu mężczyźni byli rozpieszczani przez swoje matki zarówno z powodu jak wyżej, a także statusu, w którym ona usługuje, on pracuje. Niestety (lub stety), czasy się zmieniły, kobiety realizują się zawodowo, mają duży wkład w domowy budżet, a obowiązki domowe nadal spoczywają głównie na nich. Poza tym jest również kwestia szacunku, ale gdy mowa o ogóle, trudno posługiwać się takim argumentem. Ja mam w domu lesera, który z miłości i szacunku do mnie, ale też dzięki mojej pracy nad tym, żeby zauważył pewne sprawy, które do tej pory miał w poważaniu, traktuje rodzinę jako wartość, a nie konieczność, co w wielu domach przedstawia się zgoła odmiennie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucy, wciąż jeszcze nie odpisałam Ci na przedostatni mail. Ale tworzę go w głowie, jak kilka innych...
      Co do zdjęć - dziękuję za tę opinię. Niestety(stety) obiektyw wciąż ten sam, ale i tak muszę jeszcze dużo ćwiczyć fotografowanie, więc nie narzekam. Co do zieleni - akurat takie światło padało, stąd pewnie ta intensywność koloru.
      A w temacie posta... Właśnie Lucy o to chodzi, że meżczyźni są wciąż tak samo wychowywani ( rozpuszczani przez matki i przez nie wyręczani), a kobiety i relacje z nimi w związkach się mzieniły i tak naprawdę to facet jest trochę zagubiony w tym wszystkim, bo otrzymał nową rolę, a wychowywany jest na starą;) to dokładnie jak w szkolnictwie. Nauczanie w podstawówkach, gimnazjum się zmienia, a uczelnie, które kształcą przyszłych nauczycieli, nie chcą wprowadzać zmian, modyfikować i dostosowywać nauczania do obecnych warunków. Dlatego szkolnictwo wygląda jak wygląda.
      Główny problem tak naprawdę tkwi w jednym: ludzie ze sobą nie rozmawiają. Nie mówią o tym, co czują, co myślą. Facetom trzeba często mówić wprost: potrzebuję Twojej pomocy, czy mógłbyś dzisiaj zająć się tym lub owym. A jednocześnie zapytać o jego samopoczucie. trochę patrzymy bardzo schematycznie na role damsko - męskie. siebie upatrujemy jako wiecznie zmęczone Matki Polki a jednocześnie nie dopuszczamy facetów do obowiązków lub robimy to za nich, bo przecież jesteśmy w tym lepsze, a potem zrzędzimy: bo ty m nie pomagasz. Bo o wszystkim ja muszę myśleć... Zamiast rozmów są wyrzuty i potem przebijanie kto bardziej się poświęcił dla związku.Zaczyna to raczej wyglądać jak rywalizacja a nie współdziałanie.
      Tak się i wydaje przynajmniej... I nie twierdzę, że u mnie w związku jesteśmy chodzącymi ideałami, bo i my popełniamy czasami te błędy... Na szczęście, dużo rozmawiamy, nawet o bolących sprawach...

      Usuń
  5. Podstawą jest rozmowa. Wyznaje zasadę, że nie nie ma rzeczy, które do końca nie są omówione. Zamiecione pod dywan nabrzmiewają, by kiedyś znów nierozwiązane problemy powróciły ze zdwojona siłą. Nie zawsze wszystko od razu można omówić, czy rozwiązać, nieraz trzeba przeczekać wzburzenie, dobrać odpowiednią chwilę. mam na to swietny sposób. Po pierwsze nie każcie facetom sie domyślać co nam lezy na wątrobie. Oni potrzebują jasnego przekazu. Po drugie, gdy mam taki nabrzmiały problem - piszę. Po prostu pisze list do męża. wywalam wszystkie żale. ma to kilka zalet: Nikt mi nie przerywa, wszystko mogę więc dokładnie z siebie "wyrzucić", po drugie nabiera się dystansu: ja do tego co piszę, on do tego co czyta, wszak nikt nie jest idealny. Po trzecie zaś jest to wspaniała autoterapia by wyzwolić się ze złych emocji. Kłade mężowi na poduszce i idę spać. Ma on czas sobie ze zrozumieniem przeczytać, przwemysleć by rano- przyznac mi rację (cha, cha) lub dojść wspólnie do jakiegoś zadowalającego nas kompromisu. Chyba to działa, bo mimo skrajnie różnych charakterów i temperamentów- minęły właśnie 22 lata jak jesteśmy razem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję tylu wspólnych lat! A wiesz, ze wczoraj rano rozmyślałam nad pewną kwestią, którą muszę rozwiązać i właśnie stwierdziłam, że list będzie najlepszą formą rozmowy - właśnie z tych powodów, o których pisałaś: będą to przemyślane słowa, napisane już bez emocji i co najważniejsze - nikt nie będzie mi przerywał myśli. A potem przeczytałam Twój komentarz :D Dziękuję za te mądre słowa!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. O! dawno nie kartkowalam "Zwierciadla"...

    Wszystko pieknie moja pani, ale i tak uwazam, ze to temat (wlasnie/raczej) na rozmowe ;) i to niekoniecznie miedzy kobietami...

    A rozmawianie w ogole? waaaazne...tylko niech ktos nauczy mojego meza mowic ;)

    Dzieki za nowy adres Luski! :)

    Caluski sle
    Sis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sis, myślę, że chyba trzeba dużo mówić o tym, by mówić. ale nie zarzucać, nie wyrzucać z siebie oskarżenia " bo TY...", tylko mówić o sobie" Jest MI przykro...."
      Mój W. był prawdziwym mrukiem, nie lubił mówić o tym, co w Nim siedzi. ciężko nad Nim pracowałam ;) Sama też musiałam nauczyć się inaczej mówić.

      Usuń
    2. małgorzato! pejczykiem przez pośladek! za brak meldunku u mnie, ofkors

      Usuń
  7. Kiedyś też czytałam Zwierciadło......jak byłam na studiach, poszukiwałam wielu odpowiedzi.....w pełni zgadzam się z tym co napisałaś......posiadając minimalną wiedze medyczną wiadomo już że sa dwie płcie, a to oznacza dwa rodzaje mózgów. I nie różnimy się tylko genitalnie czy w poziomie estrogenowo-testosteronowym, ale właśnie mózgiem, mózg ma płeć (nie dziwi mnie więc uwięzienie kobiety w ciele mężczyzny i na odwrót jak jest w przypadku tzw. gejów czy lesbijek, baaaaa - jest to nawet opisane od wieków jako choroba, ale prawa ludzkie zabraniają traktowania tych ludzi jako chorych).......ale do czego zmierzam..........kobiety ten sam problem czy wydarzenie zawsze widza inaczej niż mężczyzni. I niestety zapominamy o tym w związkach. Wymagamy od partnera, a siebie stawiamy w świetle ofiary, zamiast rozmawiać. I nawet rozmawiać nie potrafimy, bo aby prawdziwie porozmawiać trzeba ubrać się w pokorę, nastawić na słuchanie, a nie wywalanie "swojego" na wierzch......

    A ze swoimi wywodami sięgnę jeszcze głębiej......i drastyczniej, gdyż uważam, że problemy partnerskie najczęściej kiełkują już od pierwszych randek, kiedy to ludzie poznają się najwięcej "od strony łózka", a nie potrafią radzić sobie z tym, że seks często prowadzi do rodzicielstwa. Nie potrafią też radzić sobie z tym, że w życiu pojawia się choroba....eh......temat rzeka.........

    Mam tylko gorącą nadzieję, że wytrwamy "po grób" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Posiadanie płci mózgu nie jest związane z orientacją seksualną, ale z postrzeganiem świata. Są kobiety "bardziej męskie", czyli takie, które nie potrzebują rozmawiać o swoich problemach, biorą sprawy w swoje ręce, są bardzo samodzielne, twarde, ale są i mężczyźni wrażliwi, potrafiący słuchać z dużą empatią. I wcale nie są homoseksualnymi osobami, tylko mają pewne cechy mózgu charakterystyczne dla odmiennej płci. Pamiętam, kiedy robiliśmy testy w liceum właśnie określające naszą płeć mózgu i moja bliska koleżanka miała właśnie bardziej męski mózg, a jest jak najbardziej heteroseksualna - ale bardzo isę różniłyśmy: ona miała doskonały zmysł orientacji, logicznego myślenia, a zarazem była osobą zamkniętą, nie typową " babską gadułą". A mam koleżankę lesbijkę, która jest uosobieniem kobiecych cech. Zaś moi homosekualni koledzy absolutnie nie mają cech, które często się określa jako " zniewieściałe". Do czego zmierzam: to, że osoba np. kobieta ma bardziej męski mózg lub na odwrót, nie znaczy, że czują się oni uwięzieni w swoim ciele. Oni po prostu inaczej postrzegają świat, jest inna ich wrażliwość oraz umiejętności ( np, orientacji w terenie, szybkość podejmowanych decyzji w stresujących sytuacjach).
      Jeżeli chodzi o Twoją wypowiedź odnośnie kiełkowania problemów partnerskich. Oczywiście, na pewno masz tu dużo racji, ale z moich obserwacji wynika, że bez względu na to, czy w parach ten seks jest istotny czy go przed małżeństwem nie ma - to ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać: bo się wstydzą, bo się boją, bo nikt ich nie nauczył mówić o tym co czują, a jedyną formę komunikacji, jaką znają, to wyrzucanie win drugiej osobie. Zauważ, jak wyglądają chociażby " dyskusje" internetowe albo między politykami. Rzadko kiedy można spotkać się z rzetelną wymianą argumentów, są tylko wyzwiska, obrażanie, a jedynym argumentem, gdy się go nie ma, to stwierdzenie: "jesteś głupi". Umiejętność rozmawiania jest bardzo trudna, wymaga naprawdę czasu, wielu ćwiczeń. Rozmowa i radzenie sobie z trudnymi sytuacjami: zdrada, choroba, niechciana ciąża - to dopiero ogromny egzamin, w którym wielu przegrywa, bo w takich sytuacjach jest potrzebne wsparcie, pomoc w zrozumieniu tego, co się wydarzyło i jak sobie poradzić. A jeśli człowiek słyszy: "zdradził cię, boś widocznie nie była dla niego dobra" albo " dałaś se zrobić dzieciaka, to teraz sobie radź" albo " będzie dziecko, MUSI być ślub", to wcale się mu nie ułatwia podjęcia decyzji mądrej... Znalezienie się w sytuacji nowej i trudnej wymaga czasami dużo czasu i zrozumienia i chyba dość dużej dojrzałości emocjonalnej.
      Ja też mam taką nadzieję, dlatego staram się, by w moim domu zawsze były te 4 fundamenty;)

      Usuń
  8. Zgadzam się tutaj ze wszystkim co napisałaś, ale jest nadzieja, bo tego wszystkiego można się nauczyć, można przerwać pasmo schematów.Można tylko trzeba chcieć i się nie bać, nie wstydzić się, pójść i poprosić o pomoc. Nauka nie jest łatwa, jest trudna czasem bardzo, ale na pewno się opłaca! Choć niestety często, nawet w tych czasach, wstydzimy się mówić o terapii, o tym, że korzystamy z pomocy psychologicznej. Niestety, trochę to rozumiem, bo żyjemy w takim a nie innym kraju. A ostatnio jak przeczytałam o tym, co faktycznie powiedział papież a co zostało na nasz rynek polski, przeniesione, przetłumaczone to normalnie włos na głowie mi się zjężył! To nie mieści się w mojej główce! Najchętniej teleportowałabym się do...dżungli!
    Takie 4 fundamenty są bardzo istotne, nie tylko w związkach partnerskich!

    OdpowiedzUsuń
  9. Podpisuję się pod tym postem w 100%!

    OdpowiedzUsuń
  10. Mogę się tylko podpisać w 100% pod tym co napisałaś :)

    OdpowiedzUsuń