środa, 28 listopada 2012

BZDURKI SPOD KLAWIATURKI -KOCHAJCIE DZIECI SWOJE i BAŚKA Z POPOWA

Bonjour.
Mam trochę zmęczenie materiału. Czuję konieczność napisania postu, no bo plan trzeba zrealizować, a jednocześnie nie czuję weny do pisania, mimo że tematów mam wiele  i tylko sobie notuję kolejne  do przedstawienia. Co z tego, skoro jakoś "klawiatura staje mi kołkiem w palcach" (można tak???). Nie lubię, kiedy przyjemność staje się koniecznością. Kiedy robię coś nie z radością, ale z poczucia obowiązku.  Potem, czytając moje słowa, czuje się ten "mus" w każdej literce...
A ja od dłuższego czasu myślę o tym, by napisać o kwestii, która mnie nurtuje. I choć sobie obiecałam, że nie będę odnosiła się do komentarzy internautów, które w większości wykazują się głupotą, tendencyjnością, chęcią "dowalenia" i pokazania, jakim się jest specem od wszystkiego. A przecież każdy wie, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego...
Ale co z tego, że człowiek sobie coś obiecuje, skoro potem i tak nie może dotrzymać słowa, bo po prostu sprzeciw wobec gadaniu głupot jest zbyt silny???
A tak się stało, gdy poczytałam kilka komentarzy odnośnie tematu dotyczącego zakazu bicia dzieci. Okazało się, że 70 % Polaków uważa, że klaps jest wskazany, mimo że wiedzą o karalności za ten czyn...
Każdy wychowuje swoje dziecko jak uważa za słuszne  i zgodnie ze swoim sumieniem. I nie mnie doradzanie, pouczanie i ocenianie. Tym bardziej, żem matka nieperfekcyjna pełną gębą! Ale może czasem warto się zastanowić nad tym, co się mówi oraz robi?
Słyszę wypowiedź: 
-No czasami dam klapa, chociaż wiem, że to nic nie daje.
-To po co pani bije?
-No żeby się trochę mnie bał, no nie?
Upsss. To wychowanie polega na tym, by dziecko się nas bało??? Rozumiem, że czasami człowiek ma dość, nie wytrzymuje nerwowo, cierpliwość jest debetowa. Ale naprawdę chcemy, by nasze ukochane maleństwo czuło przed nami strach??? Miłość przez bojaźń? Dla mnie to niepojęte.

Ostatnio zostałam zaczepiona w necie przez osobę piszącą pracę licencjacką albo magisterką na temat wychowania dzieci, czy też ich karania. Nie pamiętam. Zgodziłam się odpowiedzieć na kilka pytań:
1. Ile mam dzieci?
2. W jakim wieku?
3. Czy uważam sie za surową matkę?
4. Czy biję swoje dzieci?
Odpowiedziałam  NIE.
5. Jak to nigdy Pani nie uderzyła swojego dziecka????????
Nie przypuszczałam, że moja odpowiedź może tak zszokować.

Ja naprawdę rozumiem, że czasami może ta ręka "się jakoś podnieść w akcie bezradności", ale pamiętajmy, że to tylko efekt naszej niemocy, nieumiejętności poradzenia sobie z problemem. I niech nikt nie myśli ani mi nie pisze: "Łatwo ci mówić tak, bo ty masz super grzeczne dzieci". Nie mam. I wielokrotnie chciałam już dzwonić po karetkę posiadającą w swoim wyposażeniu kaftan bezpieczeństwa. Dla siebie, oczywiście. I wielokrotnie wątpiłam już w siebie i swoje metody wychowawcze. I doprawdy przeszłam nieraz horror. Ale bić nie mam zamiaru. Bo moje dzieci są ludźmi. Tak jak ja czy ty. I nie wyobrażam sobie, bym godziła się na to, by mnie ktoś bił. A zatem nie wyobrażam sobie bić kogoś. No powiedzcie, proszę, czy chcielibyście, by szef za źle wykonane zadane dał Wam klapsa? Czy myślicie, że wtedy zrozumieliście swój błąd? Czy nie czulibyście się upokorzeni?

Pamiętam taką scenę. Dorabiałam sobie na wakacjach jak kelnerka. Było to 17 lat temu. Przy stoliku siedzi rodzinka. Ojciec, matka, nastoletni syn i małoletnia córa. Jakaś wymiana zdań i ojciec trzask syna w twarz. Nie zapomnę oczu tego chłopca. Tego wstydu. Tego poczucia upokorzenia.

Teraz taka scenka:
Iksik bawi się z Ygrekiem. Nagle doszło do jakiegoś nieporozumienia i Iksik uderzył Ygreka. Ygrek płacze. Biegnie mama Iksika i... DAJE MU KLAPSA, MÓWIĄC: I PAMIĘTAJ, ŻE NIE WOLNO NIKOGO BIĆ.

Miałam kiedyś taka sytuację.
Rozmawiałam z koleżanką o naszych pociechach. Zeszło na temat uczenia, co wolno a czego nie. Opowiedziałam jej, że dałam Jagodzie dotknąć ciepłego (nie gorącego, ani parzącego tylko ciepłego) żelazka, by w ten sposób poczuła ciepełko i dowiedziała się w ten sposób, co to znaczy "gorące". Przecież znane jest powiedzenie:" jak sie nie psewrócis, to sie nie naucys". Jagna od tamtej pory miała respekt przed każdym przedmiotem określonym jako ciepłe.
Z Frankiem zresztą poczyniłam tę sama naukę.
A Koleżanka mi na to:
- Ja swoich dzieci NIE OPARZAM (!!!).  Gdy moje dziecię dotknęło kuchenki, dostało po łapach tak mocno, że teraz wie, że nie wolno tam pchać palców.
Przepraszam bardzo... Czego się dziecko nauczyło? Jedynie tego, że nie wolno dotknąć kuchenki, bo mama uderzy. Ale jeśli się tylko nadarzy okazja i mama nie zauważy, to dziecię dotknie owej kuchenki, by  spróbować, co to w ogóle jest... Jak sie nie psewrócis, to sie nie naucys.

Oczywiście, nie twierdzę , że mój empiryczny sposób - przedstawiony powyżej - jest dokonały. Ale uważam jednocześnie, że klapsy, dawanie po łapkach i inne formy przemocy zamiast tłumaczenia są po prostu bez sensu i okrutne. Rozmowa z rocznym dzieckiem o niebezpieczeństwie, jakim jest bardzo bliski kontakt z wysoką temperaturą również może okazać się jałowa, dlatego należy wyjaśniać świat na  poziomie intelektualnym dziecka.

Czy zastanawiamy się, dlaczego nasze dzieci czasami są takie płaczliwe, wrzeszczące, głośne??? 
widziałam kiedyś taką scenę, gdy rodzice o dość późnej porze oglądali farby w markecie budowlanym. No  i młody się już wściekał, płakał i chciał do domu. A matka "sru" klapsa i krzyczy na niego, że jest niegrzeczny i takie tam. 

Moja Jagna potrafi dopiec. Czasami mocno. Ale kiedy przeanalizowałam Jej życie - krótkie ale bardzo intensywne - rozumiem Jej zachowane, co nie znaczy, że uważam za stosowne.
Jagienka, gdy skończyła 3 latka wróciła z jednego kraju do drugiego. Następnie rozstała się ze swoją - piszącą te słowa - matką, by pójść do nowego przedszkola. Następnie przeprowadziła się do nowego mieszkania, którego na początku nie akceptowała, bo wolała to pierwsze. Następnie zmieniła placówkę edukacyjną na oddział przedszkolny w podstawówce. Gdy się w miarę ustabilizowało w Jej życiu, rodzice postanowili powiększyć rodzinę. Brat - choć ukochany - to jednak zmienił Jej życie. A teraz doszła jedna ogromna zmiana: na nowe miejsce zamieszkania w obcym kraju, nagle dwie szkoły i do tego niezrozumiały język... Bywa ciężko. Naprawdę ciężko. Ale staramy się kierować miłością, zrozumieniem, trzymamy na wodzy emocje, choć czasami jest trudno. Są efekty: czasami mniejsze, większe, czasami wracamy do punktu wyjściowego, ale widzimy, że warto. I nie używamy ręki...

Kochajmy dzieci swoje...

A na zakończenie, coś z  optymistycznym powiewem... Fotki pstryknięte na wakacjach. Baśka przychodziła do domu w lesie, w którym mieszkaliśmy. Z Wujkiem - właścicielem tegoż - tak się zaprzyjaźniła, że potrafi Mu zajrzeć nawet do kieszeni  i wyciągnąć z niej orzechy.
Panie i Panowie: Baśka z Popowa!

Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

18 komentarzy:

  1. Ważny temat i ważne słowa... Też uważam, że można i trzeba powstrzymać się od machania łapskami... Kiedyś wydawało mi się wogóle niepojęte jak można udeżyć dziecko.. Odkąd jestem mama, wiem już co znaczy utrata cierpliwości i bezradność, ale wciąż nie widzę sensu bicia. To świadczy tylko o naszej porażce i bezradności... niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uderzyc uderzyc!taki byk na blogu polonistki, uff...

      Usuń
    2. Spokojnie, nie zauważyłam ;););)
      Zgadzam się z Tobą. Posiadanie dzieci uczy nas, że wszystko, co wiem w teorii, daje w łeb w praktyce. Jest o wiele trudniej niż człowiek myśli. To są bardzo trudne sprawy, ale... kiedy nie pomaga prośba, groźba ani podniesiony głos... trzeba policzyć do miliona :D

      Usuń
  2. Podpisuję się Kochana swymi ręcy obiema pod Twoimi słowami. Tez nie używam ręki, choć czasem tak dają w palnik moi chłopcy, że jestem bliska obłędu. Nie wychowuję ich bezstresowo, są w domu zasady, których przestrzegać trzeba i koniec kropka. Ale ręki nie używam, nie potrafiłabym zresztą. Moim problemem jest inna sprawa, podnoszę głos, no drę sie na nich , chyba trochę zbyt często. Staram się jednak nad tym pracować, bo to także nie jest dobre rozwiązanie...

    Cieszę się , że poruszyłaś ten temat, jednak najbardziej Ci dziekuję że w tak prosty i sensowny sposób opisałaś argumenty przemawiające za nieużywaniem siły w stosunku do dzieci. Może w ten sposób do niektórych rodziców dotrze dlaczego dawanie klapsa NIE JEST dobre.

    Pozdrawiam:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie! to kolejna sprawa, o której miałam pisać,ale to już byłby elaborat, którego nikt nie przeczytałby do końca. Chodzi mi o bezstresowe wychowanie. Niektórzy myślą, że bezstresowe wychowanie to takie, gdzie się nie bije, nie wymaga, nie każe i karze, na wszystko pozwala. To dla mnie jest NIEwychowywanie. Bezstresowe wychowanie to takie, w którym są zaznaczone zasady, obowiązki, a bezstresowość polega na tym, że dziecko nie boi się bicia i wrzasku.
      Krzyk... no cóż... Ja perfekcyjna nie jestem i także się mi to zdarza. Niestety. Ale czasami już nie ma innego wyjścia. Staram się Jagnę ostrzec, że zaraz podniosę głos, jeśli coś tam, coś tam... ale bywa, że nie reaguje na ostrzeżenie...
      cieszę się, że właśnie tak odebrałaś mój post - jako wskazanie poprzez przykładu czasem alogiczności naszego - rodziców - postępowania.

      Usuń
  3. Też nie biję swoich dzieci, choć cierpliwość czasem jest napięta do granic możliwości!Klaps to nasza porażka i nasza nieumiejętność radzenia sobie z problemem. Nasza, nie naszych dzieci.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  4. (Ja u Ciebie a Ty u mnie.. ;-D)

    Baśka jest super! :-D

    Co do dzieci, to może nie powinnam się wypowiadać, bo dzieci nie mam i się nie znam, ale całym sercem popieram Twoje podejście do wychowania dzieci. Zamiast klapsów - tłumaczenie, a jeszcze lepiej - pokazanie. Tak żeby dziecko samo wiedziało, czym to grozi i - o ile to możliwe - samo podejmowało takie decyzje i wiedziało, że pewnych rzeczy lepiej robić nie warto...
    Brawa dla Ciebie Jagodzianko! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zauważyłaś moją Baśkę :D
      Wiadomo, że czasami to tłumaczenie, pokazywanie wydaje się bezowocne, ale wiem to z własnego doświadczenia: że to nasze gadanie zostaje w sercach i pamięci dzieciaków. przekonałam się o tym nieraz.

      Usuń
  5. Ręce mi opadły. Bo co tu można dodać, skoro wyczerpałaś temat?
    Jagna ma naprawdę barwne życie i wydaje się być niezmiernie dzielną dziewczyną. Zawsze marzyłam, żeby moja córka miała taką przyjaciółkę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech tylko Twoja Córa nauczy się pisać, to zostaną Przyjaciółkami korespondencyjnymi.

      Usuń
  6. Co jakiś czas na różnych forach tematycznych (nie o dzieciowych mówię, tylko innych właśnie) ktoś porusza ten temat i zaczyna wrzeć. Bo zawsze znajdą się tacy, co to: "mnie tam ojciec w dzieciństwie lał i na ludzi wyrosłem" albo "klaps to nie bicie" i tego typu podobne.
    Ale chyba coraz więcej ludzi uważa tak jak Ty i ja - bo ja również należę do tego grona, które dzieci nie bije. I jak do tej pory udaje mi się tego trzymać, czasem jest ciężko, zgadza się, bo ja człowiek traci cierpliwość to czasem taka pokusa jest, żeby tym dzieckiem potrząsnąć porządnie. Ale ja parę razy w dzieciństwie oberwałam i jakoś nie uważam, żeby to poprawiło moje zachowanie.
    I ja dziecka bić nie będę. Argumentów powtarzać nie muszę, bo więszkość tu czy gdzie indziej padła.

    Z żelazkiem co prawda tak nie robiłam, nie jest u nas z racji rzadkości używania takim niebiezpieczeństwem, ale za to zrobiliśmy tak ze świeczką ;) Paluchy za czasów pełzania sam sobie x-razy przytrzasnął i nie miał roku nawet jak już wiedział, że szuflady trzeba zamykać ostrożnie. Bo dokładnie tak uważam - do małego dziecka najłatwiej dotrzeć przez przykład. W sytuacji kontrolowanej, 'osłabionej' i bezpiecznej. Jeden problem mam tylko i nie wiem jak go obejść, może macie jakiś pomysł - mały ma tendencję wybiegania na ulicę. Tłumaczymy, tłumaczymy, grozimy i zdarza mi się też w takiej sytuacji wrzasnąć na niego (a ja rzadko krzyczę i tą sytuację tez uważam za swoją porażkę wychowawczą, ale cóż, życie). Na wrzask się zatrzymuje w miejscu. Metoda doświadczalna w tym przypadku rzecz jasna odpada, więc co można zrobić, żeby mu wbić do głowy, że to niebezpieczne i nie wolno?

    A wiewióra cudna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem argumentacji, jaką słyszałam wielokrotnie: i ja dostałam nieraz w skórę i uważa, że parę razy słusznie. PARĘ RAZY a co z pozostałymi? I co to znaczy, że się dostało słusznie??? Mnie też czasami taka chęć nachodzi, gdy już czuję u siebie apogeum złości, ale... wychodzę wtedy z pokoju i albo W. wkracza do akcji jeszcze z normalnym ciśnieniem ;) albo dajemy sobie wszyscy chwilę na ochłonięcie...

      wtedy (za Jagny czasów ;)) używałam częściej żelazka i wydawało się mi ono dobrym materiałem na wyjaśnienie co to jest gorące. Z Frankiem zastosowałam za pokrywkę. Teraz wystarczy powiedzieć... i tu mamy kilka słów: "kkk" słynne, "gorące" i "hot" - reaguje na wszystkie prawidłowo :D
      Tutaj Frank 3 razy włożył palce między drzwi i framugę i to dotkliwie. JUŻ nie wkłada ;) Pamięta.
      Ale wybiega na ulicę, wyrwawszy się Tobie z ręki? Jeśli tak... hmmm.. nie wiem, może kupić albo pożyczyć taką "smycz dla dzieci"? Dopóki nie nauczy się ( bo na pewno jeszcze nie zrozumie zagrożenia, bo to przychodzi później), że nie wolno wybiegać na ulicę, stosować tę smycz? I ja, bywa, że krzyczę :(.

      Usuń
    2. Nie no, nie będę 3 latka prowadzać na smyczy :) Zresztą bardziej chodzi mi o to, żeby jakoś do niego z tym dotrzeć, bo kiedyś w końcu trzeba.
      Metoda na już, czyli brute-force, jest taka, że jak idzie grzecznie to trzymam za łapkę, a jak się próbuje wyrwać, to łapię za nadgarstek, co jest dla niego niewygodnie, ale też niewyrywalne ;) Tylko, że ja chcę, żeby dziecko wiedziało dlaczego tak, a nie że mama ma taką fanaberię.
      Tłumaczenie w tym wypadku jakoś mało skuteczne jest :/ I nie chodzi tu, że nie jest w stanie zrozumieć jeszcze, bo inne całkiem skomplikowane rzeczy łapie... Ogień jest groźny (mimo fascynacji), psy są groźne, a samochody nie są groźne... Wyraźnie widzę tu element czegoś, co sama jeszcze pamiętam z mojego dzieciństwa - "mi nic nie będzie". Żaden pies mi nie był groźny, żadna wysokość, nic... do momentu aż zdałam sobie naprawdę sprawę (dość późno przyznaję) czym to może się skończyć. W paru przypadkach empirycznie.
      Ale cóż, tłumaczymy nadal, może w końcu...

      Usuń
  7. Baśka piękna jest :) A jakie cudne zdjęcia ma :)
    Wiesz, że ja też daję mojemu Tymkowi dotykać czy to gorącego, czy ostrego, czy nawet gazowanego napoju - nienawidzi i ma odruch wymiotny :D
    A jeśli chodzi o klapsy to moje dziecko myśli, że to taki żarcik, sam czasem przekornie mówi żeby dać mu w pupę - oczywiście z tym swoim rozbrajającym uśmiechem i jeszcze dodaje, że go to nic nie boli. Takie właśnie są u nas klapsy, że nawet jak mnie tak mksymalnie wyprowadzi z równowagi to nie potrafiłabym mu krzywdy zrobić :)
    Jestem zdziwiona, że ktoś się dziwi, że dzieci się nie bije, bo wydawało mi się, że od jakiegoś czasu tak jest i już i wszyscy o tym wiedzą. A problem jest niestety z wychowywaniem, tzw. "bezstresowym", doskonałą znajomością swoich praw ale zupełnym lekceważeniem obowiązków no i kulturą osobistą i brakiem szacunku do kogokolwiek i czegokolwiek. I widzę to na każdym kroku, bo pracuję w szkole, i uwierz, że bardzo często trzeba młodzieży przypominać, że istnieją takie trzy magiczne słowa, które nawet 2-letnie dziecko wie kiedy użyć. Mnie to przeraża...
    Ależ się rozpisałam i odbiegłam od tematu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, temat młodzieży to osobny temat. Doskonale wiem, o czym mówisz. To jest właśnie to, o czym wspominałam gdzieś wyżej, że ludzie - dorośli - tak sobie bardzo "wygodnicko" używają terminu " bezstresowne wychowanie" - czyli zero zakazów, zero obowiązków, zero zasad, a potem sobie z dziecięciem nie dają rady, więc zwalają winę/obowiązek na szkołę, bo oni są tacu zapracowani. A gdy się zwraca uwagę lub stosuje bardziej surowe metody (sąd chociażby), to jest święte oburzenie). Echchch... Może kiedyś o tym szerzej napiszę i będzie można sobie wtedy podyskutować ;)
      Dziękuję za uznanie dla zdjęć Baśki ;)

      Usuń
  8. Nie mam jeszcze dzieci, ale w pełni zgadzam się z tym, co napisałaś. Takie jest moje wyobrażenie o tym, jak się powinno wychowywać dzieci.

    OdpowiedzUsuń