Do tego posta niejako zmobilizowała mnie Lucy, która z radością, ale i wielkim szokiem odkryła, że Jej Synek po obejrzeniu anglojęzycznych bajek, zaczął sobie swobodnie liczyć w tym języku. Wspomniała też, że myślała o rozpoczęciu nauki języków obcych swoje dzieci, gdy będą miały jakieś 6-7 lat, ale w związku z zaistniałą sytuacją chyba zacznie wcześniej.
Ten post będzie zbiorem moich doświadczeń z Jagodą, która jest już dzieckiem trójjęzycznym - bardziej z konieczności ten trzeci język, ale ta konieczność mnie bardzo cieszy.
O Franku i Jego lingwistycznych przygodach opowiem następnym razem.
Decyzję o tym, że W. będzie do Jagny mówił od urodzenia po angielsku podjęliśmy jednogłośnie. Chciałabym zaznaczyć, że mój W. jest samoukiem i obecnie Jego poziom znajomości językowej jest bardzo wysoki. Bez problemu porozumiewa się po angielsku z każdym ( kto zna ten język, oczywiście). Przyznam, że ja tak nie umiem. Muszę mieć bat w postaci kursu, lekcji prywatnych. Tutaj próbuję sama się uczyć francuskiego, ale to jest ciężka praca. Bardzo ciężka
W każdym razie, kiedy W. zaczął do Jagny mówić po angielsku, spotkaliśmy się z krytyką, że ponoć dzieci dwujęzyczne zaczynają później mówić, nawet w czwartym roku swego życia, bo muszą sobie w głowie "poukładać" te języki. Absolutnie nie jest to prawdą! Mało tego! Czytałam kiedyś gdzieś, że im młodsze dziecko, tym szybciej jest w stanie opanować ( z bezbłędnym akcentem) tyle języków, w ilu się będzie od niego mówiło! Taka tabula rasa, która chłonie jak gąbka.
W przypadku Jagody - zaczęła składać zdania w wieku miesięcy 16, a dwa miesiące później zaczynała recytować "Lokomotywę" - wiadomo, że nie całą, ale znaczny jej fragment.
I powiem szczerze, że gdyby zaczęła mówić w wieku czterech lat, to bym się nie pogniewała. Bo Ona jak już włączy te swoje gadane...
Początki były śmieszne, ponieważ nasza Córka układając zdanie, wybierała słowa, które były dla niej albo łatwiejsze, albo akurat pamiętała w danym języku. Stąd powstawały śmieszne konstrukcję typu:
Mamo, patrz! Fly na mirrorze!
Na pytanie, co robisz, opowiadała: "I'm kleing" ( od klej)
Bałwan bo był snowmenekDziura: hołek
Jabłko: apołek
I nasze ulubione zdanie, które wypowiedziała w wieku 3,5 roku:
„ Ja
byłam ‘chaildołkiem’ przez tysiące lat, teraz jestem ‘grown
upem" ,co z polskiego na nasze oznacza, że długo była dzieckiem a teraz już jest duża.
Po dwóch latach okazało się niespodziewanie, że wyjeżdżamy do Francji. Wtedy też przekonaliśmy się, jak dobrze, że dziecko poznało angielski, ponieważ kiedy poszła do tamtejszego tzw. "day care" - zajęcia trzy razy w tygodniu po cztery godziny, to był -obok francuskiego - jedyny język, którym posługiwały się panie. I tak mówiły do Niej najpierw po angielsku a potem po francusku.
Była kiedyś taka historia, że przyszła nowa pani i mówiła do Jagny tylko po francusku. I to moje biedne dziecię siadło w kąciku i bardzo płakało. Dopiero gdy druga pani powiedziała tej pierwszej, że ma mówić do Jagny po angielsku, moje dziecię, usłyszawszy "znajomy język", momentalnie się uspokoiło.
Niestety, musieliśmy wrócić do kraju i tak początki nauki francuskiego zostały przerwane.
Po powrocie do Polski Jagna miała jakiś uraz do angielskiego i zaczęła W. ignorować. Nie dopowiadała mu po angielsku tylko zawsze po polsku. Możliwe, że chciała mieć jak inne dzieci.
Mimo to nie poddawaliśmy się i jak chciała oglądać na przykład bajki, to tylko na zmianę raz po angielsku i raz po polsku. Czytaliśmy Jej także na zmianę.
Gdy poszła do szkoły, okazało się, że są dodatkowe zajęcia z angielskiego. Zapisaliśmy nasze dziecię, by nie była jedyną nieuczęszczająca. Ale zdarzało się, że z nudów odchodziła w kąt i tam się bawiła ( aczkolwiek pani mówiła, że zawsze umiała odpowiedzieć na pytanie albo sama udzielała się z tamtego kąta). Bywało też tak, że przychodziła do domu i "wytykała" pani błędy językowe...
Kolejny przełom w naszym, a szczególnie Jej życiu, nastąpił pół roku temu, kiedy to ponownie przyjechaliśmy do Francji. Jagna rozpoczęła tu obowiązkową naukę w szkole francuskiej. I właśnie dzięki temu, że Jagna potrafi mówić oprócz po polsku także po angielsku, ułatwiło to Jej porozumiewanie się z nauczycielką podczas pierwszych zajęć, gdyż i ta nauczycielka zna ten język chociaż jedynie "petit". Było to bardzo ważne, bo wyobraźcie sobie, że idziecie do pracy i nie rozumiecie ani jednego słowa szefa i współpracowników. Ciężko wtedy wykonywać nie tylko dobrze ale i jakkolwiek swoje zadania i obowiązki.
Po kilku/kilkunastu tygodniach Jagoda już nie potrzebowała angielskiego w szkole.
Po kilku/kilkunastu tygodniach Jagoda już nie potrzebowała angielskiego w szkole.
Mieszkamy ponadto w regionie bardzo międzynarodowym, więc jest wiele dzieci anglojęzycznych, z którymi moje dziecko mogło szybko nawiązać relacje. W tym z Jemmą, której Mama - wspaniała kobieta, bardzo pomocna i uczynna, jest Tajwanką, ojciec zaś Anglikiem. Jemma w ten sposób zna mandaryński, angielski, francuski. Niestety, tydzień temu przeprowadzili się do... Panamy! Fakt, Jemma będzie chodzić do szkoły anglojęzycznej, ale w niej obowiązkowy jest... hiszpański. Czwarty język u siedmiolatki (młodsza jest od Jagny)...
Ale wracając do tematu głównego. To, o czym piszę, to nie jest chwalenie się, że mam takie zdolne i mądre dziecko, bo myślę, że większość Waszych pociech miałaby tak samo z pojmowaniem obcego języka. Myślę jednak, że może Jagna ma jakiś wrodzony talent lingwistyczny, a może właśnie dzięki uczeniu Jej dwóch języków od urodzenia wykształciliśmy w Niej czy też rozwinęliśmy umiejętność wychwytywania czegoś bardzo istotnego - a szczególnie w języku francuskim - akcentu, melodyjności słów. Ona słyszy ten język prawie jak rodowity Francuz. My wielu niuansów nawet nie zauważamy.
Kiedy dwa miesiące temu rozmawiałam z naszym francuskim sąsiadem, powiedział mi, że jest w totalnym szoku, że Jagny akcent jest tak doskonały i że tak szybko opanowała język w stopniu komunikatywnym!
To prawda, Jagoda osiem godzin przebywa wśród francuskiego parlania. przychodzą do Niej lub Ona do francuskich koleżanek. Potem musi odrobić jeszcze zadania domowe i tak moje dziecko przychodzi do mnie i mówi:
Jaga:Mamo, jak to jest po polsku, bo zapomniałam? The tea or thé?
Ja: Herbata, dziecko, herbata...
Czasami jak się zdenerwuje, to mówi coś do mnie po francusku i ja wtedy nie jestem pewna czy aby mnie nie obraża. chi, chi...
Swoimi spostrzeżeniami chciałabym tylko powiedzieć jedno: jeśli którekolwiek z rodziców ma możliwość mówienia w obcym języku, nie wahajcie się. Korzyści są z tego ogromne. Za zero wkładu finansowego, Wasze dziecko może jeśli nie płynnie, to chociaż w stopniu zaawansowanym posługiwać się obcym językiem. Ta umiejętność uczy podzielności, łatwego i płynnego przechodzenia z jednego języka na drugi.
Wiadomo, że taka komunikacja wymaga od rodzica zaangażowania, konsekwencji i samodyscypliny, ale w ten sposób sam ćwiczy nad swoim poziomem języka oraz charakteru.
Nigdy też nie wiemy, co nas w życiu spotka - nagły wyjazd zagranicę chociażby. Jaka to wygoda, gdy nam dziecko tłumaczy, co ten pan do nas powiedział, albo co dane słowo znaczy.
Jestem bardzo ciekawa Waszych doświadczeń w tym temacie. A może macie jakieś propozycje? Pomysły?
Zamiast fotografii mej Córki, zaprezentuję Wam mój najnowszy nabytek. Pięknie pachnącą lawendę! Bo jak Francja to i lawenda!
I obiecane kiedyś rysunki koni wykonane przez Jagnę.
Ten pierwszy na górze mnie zachwycił! |
Do widzenia! Bye bye! Au revoir! Auf Wiedersehen! Arrivederci!
Jagodzianka.
Albo Cię kiedyś pytałam albo miałam spytać o kwestię językową. Jako że jestem fanatyczką języka francuskiego byłam ciekawa jak to wygląda u Ciebie w rodzinie.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu posta mam do powiedzenia tylko: Wow! Szacunek dla Jagny i zazdraszczam!
Rozważam opcję mówienia do dziecka po francusku, ale boję się że znam język zbyt słabo - nie chciałabym uczyć błędnie. Ale, mam jeszcze trochę czasu do dzieci to i język mogę wyszlifować.
Widzę po moim kuzynostwie - Borys (11l.) i Pola (5l) mówią po polsku i francusku mieszkając we Francji. Ale mają mieszanych rodziców, więc jest to bardziej naturalne :)
Będę myśleć dalej nad rozwiązaniem, a Wam gratuluję i pozdrawiam serdecznie!
PS Też czytałam o tym że dziecko będzie w stanie odróżniać/rozumieć tyle języków ile mu się zapoda ;)
W. też miał dużo wątpliwości, czy jest on kompetentną osobą do nauki ang. Miał nawet obiekcie przy Franku ( o tym następnym razem), ale jak Jagna poszła po raz pierwszy do Jemmy i zaczęła z nią nawijać po ang. bez jakiegokolwiek problemu, wiedział, że zrobił dobrze.
UsuńDzisiaj była taka historia. Jagoda poszła na spacer z mamą naszego właściciela domu. Gdy wróciły, Anette powiedziała tylko tyle,że Jagny angielski jest imponujący i że W. zrobił naprawdę kawał dobrej roboty. Takie właśnie realne zderzenia Jagny angielskiego czy też francuskiego z ludźmi, dla których te języki są ojczyste czy prawie ojczyste staja się jedynie dowodem na to, ze robimy słusznie. Potwierdzają sens naszego działania.
Dzieci zazwyczaj rysują postaci en face, a Jagna uchwyciła ruch. Ona ma naprawdę bardzo dobrze rozwiniętą wyobraźnię! Nie mam pojęcia, co tam naparlała, ale jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak to będzie z moimi dziećmi, muszę poszukać w necie jakichś piosenek czy bajek polsko-angielskich czy audio-booków, żeby mogły się osłuchać przed snem. Chodzi to za mną już od jakiegoś czasu, ale nie wiem, jak to ugryźć.
Ja zawsze wstydziłam się mówić, w innym języku, ale też po polsku. Wolałam pisać, żeby nie konfrontować się z człowiekiem twarzą w twarz, ponieważ o wiele bardziej ufałam mimice rozmówcy niż sobie samej. Staram się, żeby moje gluty nie powielały mojego zagubienia. Na razie staram się za mało, akurat tyle, ile bywam w domu. Nie mam pomysłu na więcej :(
Ja polecam na przykład CBeebies. Tam jest możliwość przełączania bajek z polskiego na angielski (przynajmniej tak było kilka lat temu) i Jagna tę samą bajkę mogła oglądać w dwu językach. To jest uważam dobre.
UsuńGdy W. miał wątpliwości, czy poprawnie mówi po ang. ( akcent, wymowa) przypomniałam mu sytuację z naszym dzieckiem. Do 5 r.ż. Jagna mówiła: "włączać", "jest napisane" a potem poszła do szkoły... Nie, nie od dzieci się nauczyła słowa "włanczać" czy też "tu pisze", bynajmniej...
Wow! Jestem pod wrażeniem, serio, i znowu potwierdza się, że dzieci są niesamowite :)
OdpowiedzUsuńUśmiałam się też - wytyka błędy nauczycielce :D do Ciebie po francusku - niezła aparatka :D
Ja, wstyd się przyznać bo nauczam angielskiego, nie mówię do małego w tym języku... chyba z lenistwa... liczyć umie i kilka wyrazów jedynie zna, wiem, wiem - wstyd.
Pozdrawiam
Wiesz co... Wcale nie musisz do niego mówić cały czas po angielsku, ale warto się z nim codziennie bawić właśnie w tym języku ,albo włączać bajki. Już mówiłam Lucy wyżej, że polecam CBeebies - kanał, na którym są bajki po polsku z możliwością przełączenia na ang. Super sprawa. A bajki są bardzo spoko. I dużo super programów dla dzieci typu: pan robótka albo o gotowaniu.
UsuńJagna na urodziny dostałą grę po francusku, by się mogła uczyć nowych słówek. Było tak jak przewidywaliśmy: uczyć się słówek, to uczyli rodzice. Dziecko wszystko znało :D
Kiedyś gdzieś zasłyszałam wypowiedź pani psycholog na temat o którym powyżej napisałaś. Wg niej jeśli oboje rodzice są przykładowo Polakami, to w domu powinni oni do dziecka mówić w tym języku, nawet jeśli rodzice znają po 3-4 języki obce. Żeby nie mącić dziecku w głowie. Inaczej w przypadku rodziców, gdzie jedno z nich jest np. obcokrajowcem wówczas naturalne jest, aby ten rodzic mówił w swoim ojczystym języku, gdyż niby dziecko wie o tym, że przykładowo tatuś jest nie Polakiem i mieszka(ł) np. we Francji a tam mówi się w języku francuskim i cała rodzina (męża) też i niby to dla dziecka jest mniej pokręcone.
OdpowiedzUsuńJeśli ci przykładowi Polacy mieszkają za granicą to też w domu powinni mówić do dziecka po polsku, a w miejscach publicznych w tamtejszym języku.
Może i to co ta pani psycholog mówiła ma jakiś sens, ale jeśli chodzi o mnie...
To nie mówiłam do swoich córek w obcym języku, bo też nie znam go perfekt, ale zaczęłam z nimi chodzić na takie zajęcia angielskiego z maluchami. Ja osobiście czułabym się dziwnie mówiąc do dziecka w obcym języku skoro jestem Polką i mieszkam w Polsce. Gdybym była cudzoziemką to mówiłabym do niego w swoim rodzimym języku. Może to kwestia myslenia, podejścia, sama nie wiem. Gdybyśmy wyjechali za granicę to pewnie też bym nawijała po obcemu, żeby się osłuchały i szybko nauczyły. Bo dzieci uczą się migiem :)
Moje córcie potem kontynuowały naukę ang. w przedszkolu i teraz w szkole i w domu również sobie od czasu do czasu pogadamy czy pooglądamy bajeczki ang. i nie widzę jakiegoś problemu. Jeśli nie chcą to nie zmuszam. Jak chcą to bawimy się w naukę ang.
Ładne koniki :) moje córcie to non stop malują pieski i kotki :)
I jak Jagna ladnie pisze, super!
A to łaczenie języków jest naprawdę śmiechowe :)
Nie chcę podważać opinii pani psycholog, ale nie zgadzam się z nią absolutnie. Jeżeli dziecko się rodzi i jedno z rodziców mówi do niego tylko po ang. a drugie tylko po pol. o ono to przyjmuje na klatę. Nie wierzę, po prostu nie wierzę, aby dwuletnie dziecko, trzyletnie miało świadomość, że tata jest obcokrajowcem i dlatego mówienie do niego (dziecka) w dwóch językach nie miesza mu w głowie a w innym przypadku (moim) miesza. Właściwie nie wiem też, jak ma wyglądać owo mieszanie w realu: dziecko nie mówi w ogóle? Jest zamknięte w sobie?
UsuńMoże jesteśmy inną rodziną, wyjątkową. Może, ale uważam - że ona się po prostu myli. Małe dziecko przyjmuje świat takim jakim jest a dopiero jak staje się starsze zauważa,ze coś jest inaczej. Jagna zadała W. pytanie, dlaczego mówi do niej po ang., dopiero jak miała 6 lat. I zapytała tylko z ciekawości.
Zresztą, zapytałam dziś Jagnę, czy chciałaby, żeby tato mówił do niej po polsku, powiedziała NIGDY
Widzisz - ja uważam, że wyjeżdżając tutaj moim obowiązkiem jest mówić w ojczystym języku, bo tutejszego najlepiej nauczą ją Francuzi. W. angielski jest tak samo już "naturalnym" jak mój polski.
Mnie się wydaje, że właśnie zamieszałabym jej totalnie, gdybym wyjeżdżając zaczęła nagle mówić po fr., bo przez dajmy na to 5 lat mówiłam po polsku i nagle znienacka zaczęłam w innym.
Tutaj na tych zdjęciach to akurat średnio ładnie napisała. Pokażę kiedyś, jak ona potrafi pisać. Czasami aż trudno mi wierzyć, że ona tak sama. I co dziwne/najgorsze(?) po polsku BAZGRZE. No dobra się poprawiła, bo zaczęłam ją bardzo gonić. ale ona woli pisać po francusku. Ale o tym też kiedyś napiszę. Jak ktoś będzie chciał o tym czytać ;)
Czytałam z zainteresowaniem Twoje spostrzeżenia, mimo, że jak na razie ten problem mnie to nie dotyczy ;) Ale moja siostra wyjeżdża zagranicę z dziećmi i obawiałam się jak dziewczynki poradzą sobie z językiem. Mam nadzieję, że będą się równie szybko uczyły jak Jagna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Nawet nie wyobrażasz sobie, jak szybko załapią. Jagna po 4 miesiącach już zaczęła parlać. Oczywiście, nie wysławiała ani nie wysławia sie w każdej dziedzinie, ale spokojnie z każdym dogaduje.
UsuńA jeśli chodzi o moje dzieci, to tak:
OdpowiedzUsuńAurelka przyjechała do Anglii w wieku lat 6 i w ciągu tygodnia poszła do angielskiej szkoły. Umiała po angielsku tyle co uczą na zajęciach w przedszkolu i zerówce, czyli niewiele. My zawsze mówiliśmy do niej tylko po polsku. Na dziś (14 lat) mówi, pisze i czyta po polsku i po angielsku. Po polsku nauczyłam ją ja, nie chodziła nigdy do polskiej szkoły.
Mikołaj dopiero rozpoczął przygodę z edukacją, w odpowiednim czasie nauczę go czytać i pisać po polsku.
Konie przepiękne!
Jagna też poszła po kilku dniach od przyjazdu (chyba po tygodniu właśnie) do francuskiej szkoły. Mówiła tylko dzień dobry i dziękuje ;) Chodzi do polskiej szkoły, by - jak wrócimy do kraju - miała zaliczoną pierwszą, czy też drugą klasę.
UsuńA powiedz, czy Córa buntowała się, gdy uczyłaś ją polskiego czy była chętna? Pytam z ciekawości. Ja na początku nie chciałam się w to mieszać (jako wykwalifikowana nauczycielka polskiego ;)), ale w pewnym momencie się trochę za to moje dziecko wzięłam - głównie chodzi mi o pisanie.Chociaż Wy oboje Polacy to też inaczej, ale następnym razem napiszę swoje spostrzeżenia w tym temacie.
Nie buntowała się. Ale ona trochę nie miała wyjścia, bo ona ma matkę terrorystkę ;)
UsuńA poza tym była w takim wieku, że generalnie nauka sprawiała jej dużą przyjemność.
Jeeeeju, ile tu nagadane! a ja mam tyyyle roboty! :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: gratulacje za lingwistyczne wyczyny malej! w zyciu bym sie nie odwazyla uczyc dzieciaka jezyka obcego; do dzisiaj mam obiekcje jak mam go nawet po franku poprawic...
Druga sprawa: te rysunki sa po prostu niesamowite!!!! szok!
No i pismo! i bez bledow! jestem pod wrazeniem olbrzymem!!!
Co do jezyka/jezykow dziecka, moje doswiadczenia sa inne :D
Dziecina ma, jak wiecie, czystej krwi polsko francuskiej :))) bajki uwielbia ogladac. Tak wiec nie ma dla niego najmniejszego problemu czy bajeczka jest po koreansku, rosyjsku, hiszpansku, polsku. NIE ROZUMIE tak samo! :D No mooooze troszku po polsku.
Bo ja z kolei stwierdzilam, ze do dzieciny mej, od malosci, bede gadac w matczynym jezyku czyli polskim! Tez sie troche balam, ze nie bedzie dobrze mowil, ze pozniej itd. Ze jesli dziecko ma, dajmy na to pojemnosc 1000 slow, to sobie je podzieli na 2 jezyki i tak naprawde nie bedzie dobry ani w jednym ani w drugim. Nic podobnego! dziecina zaczela mowic calkiem normalnie, a nawet lepiej niz dzieci monojezyczne (no teraz mu sie troche "zepsulo ;) )
Kiedy dziecie doroslo do wieku zycia w spoleczenstwie, czyli w strukturach przedszkolno jakichs tam, sprawa sie nieco skomplikowala. Otoczone francuskim, polski poszedl nieco w odstawke, a i ja w zwiazku z tym, w pewnym momencie zaczelam mu przetlumaczac...tak, tak, z polskiego na francuski, zeby miec pewnosc, ze dobrze zrozumial, zwlaszcza przy opierniczaniu ;))) BLAD!
Mowic to nigdy za bardzo nie chcial, niestety :( Jak juz go zmusze do powiedzenia czegos po polsku, to wydaje jakies krotkie zdania i to z bledami. Na angielski jest zapisany za gruba kase, a mnie cos sie wydaje, ze nawet policzyc nie umie... i to tyle...Moze nie jest jakis lingwistyczny, a moze po prostu jest skromnis, zawstydzony i sie nie uzewnetrznia ze swoim geniuszem ;)
Pozdrowka!
Sis
Uwielbiam Twoje teksty: szczególnie o oglądaniu bajeczek w różnych językach.
UsuńNie bez kozery zapytałam pshoom o bunt (czy był taki), bo właśnie mam zamiar przy okazji pisania troszkę o Franiu wspomnieć o tej niechęci dzieci do używania języka, którego nie mają na co dzień ( oprócz rozmów z rodzicem), ale o tym napiszę później.
W każdym razie nie poddawaj się i mów do Niego po polsku. Bo to, ile się osłucha - bezcenne i będzie procentowało w przyszłości.
Moje dziecko na razie nie mowi za wiele nawet... My mówimy do niego po polsku, bo ani ja, ani mój mąż nie czujemy sie kompetentni, żeby go języka uczyć, ale na przykład puszczamy mu bajki po angielsku. Wiem, że to daje efekty, bo młody świetnie rozumie i opowiada mi po swojemu co się w bajce dzieje albo jak na koniec odcinka Pocoyo mówią "bye" i nawet nie machaja (bo mówi to narrator, którego nie widać) to sam z siebie im "papa" robi. Poza tym pamiętam jak Mikołaj mojej siostry w analogicznym wieku pokazywał nam "padl" na spacerze, bo to słowo znal z Peppy a nie znał słowa "kałuża".
OdpowiedzUsuńDzieci bardzo szybko łapią. Myślę, ze Młody bardzo szybko nauczy się angielskiego, jak zacznie przebywać z dzieciakami w piaskownicy ( o ile to nie będą polskie dzieci ;);).
UsuńJagna moja do tej pory używa tylko słowa towel. Nie wiem, czy kiedyś powiedziała go po polsku i nie pytaj dlaczego. Tak po prostu jest.
Helou miła Jagodzianko ;). Zajrzałam do Ciebie ----> od Lucy i pozwól, że się pokręcę, poczytam, pooglądam i mam nadzieję zostanę na dłużej. Niech tylko czas da mi czas. Temat dwujęzycznych dzieci nie jest mi obcy, bo u mnie polisz-inglisz na co dzień (no, nie dokładnie na co dzień, bo mąż często wybywa, ale jednak). Pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńBardzo serdecznie zapraszam do rozgoszczenia się. Kawki? Mam ogromną nadzieję, że pozostaniesz u mnie dłużej. A jak będziesz miała więcej czasu, podziel się swoimi doświadczeniami językowymi.
Usuńuwielbiam lawende , a dzieci właśnie najlepiej uczyć d małego poprzez bajki
OdpowiedzUsuńWesołego jajka
pozdrawiam