środa, 19 czerwca 2013

BZDURKI SPOD KLAWIATURKI {z cyklu} MARUDZENIE NIEPERFEKCYJNEJ: CO MA SŁUŻBA ZDROWIA DO ALFABETU?

Bonjour.
Nieperfekcyjna Matka (NM) postanowiła, skorzystać z rad zawartych między innymi na blogach o DWUJĘZYCZNOŚCI jak i  RADOSNEJ EDUKACJI LAURY  , by zacząć stosować ćwiczenia z Frankiem, dzięki którym chłopak zacznie szybciej czytać. Nie, NM nie chce mieć perfekcyjne dzieci. Daleko Jej do takich planów. Chce jedynie sprostać oczekiwaniom oraz zainteresowaniom Syna. A wszystko to zawdzięcza Służbie Zdrowia. Mało tego POLSKIEJ Służbie Zdrowia!
Wyjazd do Polski na święta Bożego Narodzenia zbiegł się akurat z koniecznością wykonania obowiązkowych szczepień Frania, jak i ostatniej serii szczepionki dodatkowej. Swoją drogą... NM nie jest przekonana, czy te dodatkowe szczepienia wyszły Frankowi na dobre.  Jagny - jako dziecku, które to styczności długo z grupą dzieci nie miało- gdyż, albowiem najpierw było pod troskliwą opieką Babci a potem pod  mało idealną opieką NM, nie szczepiono. Lecz Franczesko już od urodzenia posiadał Siostrę uczęszczającą do zbiorowisk małych ludzi, zatem pieniądze z tzw. becikowego ulokowano w kilkukrotne kłucie dziecka. I tak jak posiadając nieszczepione dziewczę, cała nieperfekcyjna rodzina znała tzw. jelitówkę jedynie z internetu, wiadomości telewizyjnych, tak przy Franczesku... Może to przypadek, może  owa grypa żołądkowa odhaczyła na swojej liście wszystkich, do których zajrzała i dostrzegła, że nie była z wizytą u Rodziny Sz., więc postanowiła nadrobić ten błąd i zaglądać dość często? A może ci Francuzi tacy hojni są i jej rodzinie Sz. nie szczędzili? W każdym razie, Frank zaczął łapać to paskudztwo a za nim reszta rodziny. Najśmieszniejsze, że Jagna przechodziła to cholerstwo najłagodniej a czasem w ogóle...
Ale wracając do Służby Zdrowia... Musiała NM zadzwonić i ustalić termin wizyty, zwłaszcza, że miała być rodzina w Polsce jedynie 10 dni. Zadzwoniła zatem już w październiku. Za wcześnie. Ma dzwonić za miesiąc. Skontaktowała się zatem w listopadzie. Okazało się, że w tygodniu poprzedzającym święta nie szczepią. No dobra, A wcześniej? Właściwie wcześniej też nie, bo pani doktor idzie na urlop.  To po nowym roku. Kiedy, bo 5 stycznia wraca rodzina do Francji? No, na styczeń to jeszcze nie ma terminarza. To kiedy ma być? Nie wiadomo. To, co ta biedna NM ma zrobić? Jakoś SIĘ WSTRZELIĆ W TERMIN STYCZNIOWY. Chyba prędzej zastrzelić, bo jak ma się wstrzelić w coś, co nie istnieje?
Trochę NM była załamana sytuacją, bo nie wiedziała, czy nie czeka ją szarpanina, bieganie, załatwianie. Ale tydzień później zadzwonił  W.  i od razu ustalił termin. Ach, ta siła głosu męskiego... Jednocześnie dowiedział się, że tego dnia pani doktor przyjmuje dzieci chore, więc on z Franiem wejdzie, jak będzie wolne okienko. 
Ponieważ NM, jak na nieperfekcyjną przystało, postanowiła w Polsce naplotkować się za wsze czasy, to cudowna okazja konfrontacji ze Służbą Zdrowia przypadła W. Chłop, przewidując, że może to troszkę potrwać, wziął ze sobą książeczkę... Był to angielski alfabet z obrazkami. Czekał W. z Franiem... 2 godziny i zdążył dziecię nauczyć literek, a sam młodzieniec po ciężkiej i intensywnej nauce zasnąć za silnych ramionach ojca swego. Tego dnia Franczesko nie został zaszczepiony. Dopiero dnia następnego...
Ale właśnie dzięki temu, że dziecię tyle spędziło czasu w przychodni, nauczyło się alfabetu i zaczęło interesować literkami. Zakochał się najpierw w L i M. Gdy zakładał koszulkę z napisem LITTLE BUT LOUD, nie pozwalał nic na nią zakładać, bo jest tam literka L! No, chyba, że wierzchnia bluzeczka również miała ekscytujące literki, to wtedy wyrażał zgodę. 
Summa summarum Franczesko rozpoznaje większość literek. Stąd też powstał pomysł, by wykorzystać jego zainteresowania - nazwijmy to lingwistyczne -  i trzy razy dziennie pokazywać 5 wyrazów, każdy po sekundzie, by dziecko zapamiętywało je  jako obrazy...
I tak sobie ta NM myśli... Rozumie, gdy rodzice protestują przeciwko edukacji sześciolatków z obawy o ich niedojrzałość emocjonalną, bo sama Jagny z tego powodu nie puściła o rok wcześniej do pierwszej klasy. Zważywszy, że jest córka z końca grudnia, to właściwie rozpoczęłaby edukację 2 lata wcześniej, a emocjonalnie jest wciąż bardzo dziecięca. 
Nie rozumie jednak podejścia rodziców, którzy chcą dziecku w tym wieku przedłużyć dzieciństwo. Dlaczego nie rozumie? Bo dzieci kilkuletnie mają nie tylko wielki potencjał poznawczy, ale przede wszystkim CHCĄ się uczyć, dowiadywać. 
NM zgodzi się z jednym - szkoły są beznadziejnie przygotowane do edukacji wczesnoszkolnej, Nie potrafią sprostać nie tylko temperamentom sześciolatków, ale i ich zainteresowaniom. Czytała NM (tak, tak, czasami coś tam przeczyta) wywiad z założycielką Uniwersytetu Dzieci, która mówiła, że zanim powstał uniwersytet poprosili dzieci z podstawówki, by napisały, czego chciałyby się dowiedzieć od naukowców. I co się okazało? Im młodsze dzieci (1-3 klasa i młodsze), tym miały więcej pytań, bo to wiek, kiedy są najbardziej ciekawe świata. I jeszcze jedną ważną rzecz wskazała w tym wywiadzie Pani Agata Wilman. 
Pewnie czasami nawet to dorosłym do głowy nie przychodzi lub myślą, że dziecko nie słyszy, nie rozumie, ale... mając włączony czy to telewizor czy też radio, pozwala się dzieciom słuchać różnych okropnych wiadomości: o wypadkach, zabójstwach, przemocy. Również często występuje sytuacja, gdy dorośli rozmawiają o poważnych, "dorosłych" sprawach w towarzystwie swoich maluchów. A jednocześnie rodzice nie chcą pozwolić sześciolatkom zacząć się uczyć, twierdząc, że są do tego jeszcze za małe. A dzieciaki już w tym wieku mają swoje zdanie i chcą się uczyć, poznawać, dowiadywać. Wystarczy sobie przypomnieć te serie pytań zadawanych przez pociechy: dlaczego? po co? a co to jest?
NM zatem chce wyjść naprzeciw potrzebom poznawczym swoich dzieci, by nie zabić w nich miłości do zdobywania wiedzy... 
Tak sobie NM myśli, że może wielu rodziców nie chce wcześniejszego pójścia dzieci do szkoły, bo sami wspominają ten okres jako drogę męki i przymusu? Dopóki zatem dzieci chcą poznawać świat, literki, cyferki i gwiazdy, pozwólmy im na to - niekoniecznie w szkole, jeśli ona wciąż "żyje swoim życiem"- ale nie czekajmy na moment, by dzieci dowiedziały się o wszystkim, co ich TERAZ interesuje, dopiero na lekcjach biologii czy fizyki, bo to najczęściej już za późno...
Wow! To są bańki mydlane!
Mienią się różnymi barwami...
... odbijają różne obrazy...
... mają przeróżne kształty...
Ojeju, można je dotknąć!
Ajajuj... nie ma jej...
Pozdrawiam,
Jagodzianka.

15 komentarzy:

  1. Cos mi sie wydaje, ze ta jelitowka jest bardziej popularna tutaj na poludniu Europy niz w Pl. Pamietam jak dobrych pare lat temu pracowalam jako baby-sitter i tamte dzieciaki na to ciagle chorowaly a ja osobiscie nigdy nie mialam takich doswiadczen z dziecinstwa. Pierwszy raz to zlapalam we Wloszech wlasnie od tych maluchow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas tak naprawdę PRAWIE było na odwrót: wszyscy w Polsce: znajomi, rodzina, sąsiedzi chorowali, a my nie,. dopiero przed samym wyjazdem nas złapało po raz pierwszy a tutaj Franio dość często miał takie dziwne objawy... Choć mogły być to także zęby...

      Usuń
  2. Ty to jednak mądra jesteś :-)
    Franio też rozgarniety, wszak L i M to najpiękniejsze literki.
    A tak w ogóle to mężowi dam Cię do poczynania, choć on słowem pisanym ostatnio się brzydzi {może dasz się skusić na telekonferencję?}, niech się przedszkoli trochę w prawidłowym dzieci wychowywaniu, skoro tyle czasu z nimi spędza.
    Zdjęcie Franka do powiększenia i powiększenia na ścianie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, oj tam... zaraz mądra. staram się być jedynie odpowiedzialna za te gnomy, które to urodziłam własnymi siłami ;)
      Telekonferencja? Toż wtedy Twój Maz mi wygarnie ;) Nie jestem chyba jeszcze na to gotowa :)
      Niech Twój Chłop od puszczania baniek zacznie: dzieci pojma prawa fizyki a Ty - jak ja - będziesz foty strzelać ;)

      Usuń
    2. Moja szrańcza najpierw wyleje połowę baniek na siebie, resztę na męża, a ja dostanę bęcki za brak nadzoru i latanie z aparatem. Za nagrywanie się z dzielnego ojca też mi się oberwie. I w ogóle mam przechlapane, musisz mu wytłumaczyć na konferencji, że kobiety stworzone są do wyższych celów, a mężczyzna wychowujący musi być świadom życia i rozwinięty. Jakby nie było, mój mąż zaliczył trzy semestry pedagogiki, więc niech się poczuwa. Obcego i mądrzejszego ode mnie może posłucha :-)

      Usuń
    3. A to Franczesko też namiętnie wylewa połowę. Ale Twój Mąż ma trzymać butelkę z bańkami i je puszczać. To jest Jego Bardzo Ważna Misja. Dzieci zaś mają je jedynie łapać! Kurczę, ja nie pamiętam, ile semestrów pedagogiki miałam... Z tą mądrzejszą od Ciebie to już z lekka przesadziłaś....

      Usuń
    4. Przeczytałaś mój pierwszy komentarz? Widziałaś, ile tam baboli i głoput? Słowni mi je podpowiada, a mój analfabetyzm nie poprawia błędów. Także mądrzejsza w tym wypadku znaczy normalna ;)
      Ja tam męża nie chcę w apopleksję wprowadzić i dam mu odpocząć od wszelkich czyności paskudząco-maskujących dobry humor.
      Buziaki

      Usuń
    5. Wiesz, ile ja ostatnio robię błędów? Literówki, stylistyczne... Chcę szybko napisać i do tego jak najwięcej i potem łapię się za głowę. A posty potrafię nawet i 5 razy poprawiać, bo coś znajduję przez przypadek.

      Usuń
  3. Mnie się baaardzo podoba, że nie chcesz dzieci na siłę wciskać w żaden gorset, ani edukacyjny w wieku lat sześciu, ani zabawowy i bezmyślny w wieku lat -ile-kto-chce.
    Bo dojrzałość intelektualna to jedno, a dojrzałość emocjonalna to zupełnie inna bajka.
    Zdjęcia Franciszka i baniek mydlanych przepiękne, wyjątkowe, masz znakomite oko, kochana!!! Pozdrawiam najserdeczniej!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo wiem, że jak się na siłę działa, to może to przynieść opłakane skutki.
      Jagna na przykład uwielbia(ła) czytanie. Gdy miała niewiele ponad rok, czytałam jej już "Puchatka" a ona słuchała. Frank zaś woli oglądać obrazki i opowiadać , co na nich jest.
      A co do zdjęć... Bardzo dziękuję. Dużo ćwiczę, staram się, uczę i czasami mi coś wyjdzie;)

      Usuń
  4. Zakochałam się w Twoim maluchu, no zdjęcie zrobiłaś perfekcyjne! :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nooo! Potwierdzam, to napisałam w poprzednim komentarzu, jesteś genialna, tym razem mam na myśli podejście do nauki swoich pociech:) A fotki z Franiem i bańkami mydlanymi są cudne:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Staram się robić wszystko z głową, choć różnie to wychodzi... Czasami tę głowę zostawiam w szafie i jest wtedy cieniutko....
      Jeszcze raz bardzo dziękuję :D

      Usuń
    2. Hihi, z tą głową....oj jak ja Cię rozumiem;)))

      Usuń