poniedziałek, 17 marca 2014

WĘDROWNIK PO FRANCARII: {z cyklu} POLKI NA OBCZYŹNIE: PROJEKT JĘZYKOWY

Bonjour.
W tym miesiącu na blogu POLKI NA OBCZYŹNIE ( mamy od niedawna jednego Pana!) opowiadamy o naszych językowych doświadczeniach.
Ja już wielokrotnie o tym pisałam w kontekście wielojęzyczności moich dzieci - szczególnie Jagody, ponieważ Franio w tym temacie powiedzmy "raczkuje", aczkolwiek coraz więcej mówi nie tylko po polsku, ale i angielsku i włącza pryzy tym pojedyncze słówka francuskie.
W związku z tym, że posta tego będą czytali nie tylko moi stali Czytelnicy, którzy znają moją sytuację, w kilku słowach napiszę o moich realiach.
Oboje z Mężem jesteśmy Polakami. Przed narodzinami Jagody postanowiliśmy, że Mąż będzie mówił do Niej tylko po angielsku, ja zaś po polsku. Był to nasz pomysł na prostą i nic nie kosztującą nas finansowo naukę języka obcego. Nie wiedzieliśmy, czy pomysł ten wypali, ponieważ wymaga on dużo samodyscypliny, by wyuczyć w sobie nawyk mówienia do dziecka nie w ojczystym języku. Udało się! Maż miał na początku obawy, czy aby dobrze robi (wątpliwości były związane li tylko z tym, czy poprawnie wymawia słowa, używa właściwych zwrotów). Te wahania szybko rozwiała sytuacja, w której się znaleźliśmy, czyli wyjazd do Francji.
We Francji językiem urzędowym jest tylko francuski, jednak my mieszkamy w dość specyficznym miejscu. Tuż przy granicy ze Szwajcarią, można rzec na przedmieściach Genewy, która znanym jest miastem z tego że znajduje się wiele organizacji międzynarodowych (  ONZ, WHO, czy też CERN, dla którego pracuje mój Mąż. W związku z tym otaczamy się ludźmi przeróżnych narodowości , mówiących wieloma językami. Nie ma zatem problemu, by posługiwać się angielskim, aczkolwiek w wielu sytuacjach nie ratuje on nas z opresji...

Nie będę Wam opowiadała o mojej sytuacji językowej, ponieważ ona jest dość prosta: mówię do dzieci  i Męża po polsku. Z sąsiadami porozumiewam się po angielsku ( tymi najbliższymi). Z resztą jest już gorzej...
Przeprowadziłam jednak wywiad z moim Mężem Wojciechem gdyż, albowiem, ponieważ On właśnie na co dzień z tym problemem "wielojęzyczności" się spotyka.


JA: Wojciechu, powiedz naszym Czytelnikom, w jakiej jesteś sytuacji językowej?
WOJ: Posługuję się językiem - oprócz ojczystego - angielskim oraz francuskim, ale to w stopniu dość podstawowym. W domu do dzieci mówię po angielsku, zaś do Ciebie po polsku ( potwierdzam. przyp. Jagodzianki;)). Z rodziną i przyjaciółmi w kraju też rozmawiam po polsku. W pracy zaś głównie posługuję się angielskim.
JA: Co sądzisz o języku, którym posługujesz się na co dzień? Jak się z nim czujesz?
WOJ: Na co dzień posługuję się językiem angielskim w pracy i w domu w kontakcie z dziećmi. Czuję się z tym bardzo dobrze, ponieważ język ten jest moim hobby. Sporadycznie próbuję komunikować się po francusku: w sklepie, u lekarza w urzędzie. Uważam ten język za bardzo trudny, ale czuję satysfakcję, kiedy mogę się jako tako dogadać. Lubię język francuski, jednak czuję się z nim niepewnie.
JA:. W jakim języku lubisz rozmawiać i o jakich tematach?
WOJ: Na tematy dotyczące obecnej pracy (bardzo specyficzne słownictwo) wolę rozmawiać po angielsku, bo czasem nawet nie znam odpowiedników w polskim języku.
Z dziećmi (własnymi) rozmawiam tylko w języku angielskim  i zasadniczo, kiedy z nimi rozmawiam, to myślę po angielsku. Wykształcił się we mnie pewien rodzaj odruchu, do tego stopnia, że czasem do obcych dzieci zaczynam zwracać się po angielsku i reflektuję się dopiero po chwili.
JA: Czy uważasz się za osobę dwu-wielojęzyczną?
WOJ: Uważam się za osobę "dwu i pół języczną;), ponieważ komunikacja z dziećmi jak i w pracy wykształciła we mnie płynne posługiwanie się językiem angielskim, jednakże z francuskim czuję się niepewnie  i często mam kłopot z komunikacją. Po angielsku często myślę, zaś  po francusku nigdy.
JA: Co Ci pomaga w dbaniu o znajomość tych języków?
WOJ: Nie mam problemów z podtrzymywaniem języka ojczystego, ponieważ w nim to rozmawiam ze swoja żoną i to dużo. Często też kontaktujemy się z rodziną i Przyjaciółmi z Polski. 
Po angielsku natomiast czytam książki, słucham radia, słucham programów popularnonaukowych np. na YT. Ważne jest też to, że w kontakcie z dziećmi muszę ćwiczyć język, kiedy czytam im książeczki lub kiedy zadają pytania z zakresu, w którym okazuje się, że brakuje mi słownictwa.
Z językiem francuskim natomiast jest tak, że słucham słówek podczas jazdy samochodem, co wieczór "przerabiam" lekcje z podręcznika, staram się słuchać radia, dodatkowo kiedy pomaga Córce w zadaniach domowych ze szkoły francuskiej. Na początku edukacji Jagody miałem bardzo dużo powodów do nauki, ponieważ oboje byliśmy "zieloni". Teraz Jagoda bardzo płynnie mówi w tym języku, raczej rzadko ma problemy z tym językiem, dlatego też prawie w ogóle nie muszę sprawdzać wymowy słówek. Ona i tak wymawia je lepiej niż ja - bez względu na to, jakbym się starał, ponieważ ona słyszy melodię, akcent tego języka i - jak twierdzą francuscy sąsiedzi - mówi jak rodowita Francuzka.
JA: Jak wyglądają spotkania z ludźmi tutaj mieszkającymi? Kolegami z pracy? Czy ludzie się pozdrawiają, uśmiechają do siebie, zagadują?
WOJ: Mieszkamy w specyficznym, ponieważ wielojęzykowym miejscu. Tutaj ludzie są zupełnie inni. Bardziej otwarci, przyjaźnie nastawieni do świata, ludzi. Tutaj można liczyć na bezinteresowną pomoc sąsiedzką, nawet jeśli znamy kogoś z widzenia.
W pracy spotykam sie z Włochami, Niemcami, Bułgarami, Francuzami. Na pewno miło mi jest, gdy ktoś, kto wie, że jestem z Polski, wita mnie, mówiąc " Dzień dobry". ja też staram się witać w ich języku.
Nie umiem wyjaśnić, dlaczego tak jest, ale z obcokrajowcami łatwiej nawiązuję kontakt. kiedy mam mówić po angielsku z kimś, bardziej się otwieram, poruszam więcej tematów, chętnie po prostu rozmawiam. nie wiem, dlaczego tak jest, ale zdecydowanie lepiej mi rozmawiać z obcokrajowcami.
JA: Masz jakąś "wpadkę" językową, z której wciaż się śmiejesz?
WOJ:Chyba więcej śmiesznych sytuacji językowych mamy podczas rozmów z dziećmi...
JA: To prawda. Ostatnio Franio liczył jabłka po polsku: "jedenaście...dwanaście... cynaście... FOURNAŚCIE.
WOJ. No właśnie! Ja zaś kilka tygodni temu w knajpie w Chamonix chciałem poprosić  o szklankę wody Perrier. Pomieszałem dwa języki i poprosiłem o un glass ( ang. szklanka) de Perrier". Kelner był wyraźnie skonfundowany, aż wreszcie go olśniło: "Ah, un verre de Perrier!"   "Glass" to po angielsku szklanka a po francusku brzmi jak lody (glace), więc kelner przez chwilę myślał, że chcę lody ze  słynnej francuskiej wody mineralnej.
JA: Czy tęsknisz za językiem ojczystym? Brakuje Ci go na co dzień?
WOJ: Polskim posługuję się na co dzień w domu z Tobą, a że Ty mówisz dużo, to nie mam ani braków w tej sferze, ani  poczucia tęsknoty za ojczysty językiem.
JA: To w takim razie już milczę i dziękuję Ci za ten wywiad.

A jako  zabawny akcent językowy, pokażę Wam dowcipny napis, jaki widnieje w toalecie męskiej w CERNIE.


 Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

P.S. Tłumaczenie napisu: Mógłbyś być taki uprzejmy i stanąć bliżej, ponieważ Twój Wielki Dżon (;)) nie jest tak długi, jak myślisz... Bardzo Ci dziękuję.!
 

17 komentarzy:

  1. ha Swietny wywiad! A zdjecie pisuaru rozbawilo mnie niesamowicie! Ha ha!

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja mam nadal blokadę z powodu świadomości braków
    dzieciom czytam jedynie "max goes shopping" i "dora and a little star", ponieważ obie strony są w stanie to zrozumieć ;) a na poważnie - nie mam czasu na filmy w ogóle, a kiedyś oglądałam bardzo dużo w oryginale. wraz z czasem skurczył mi się mózg w części odpowiedzialnej za rozwój, nawet po wielokroć śni mi się ta sama historia, w której odkładam naukę na później, ponieważ zawsze jest coś istotniejszego do zrobienia i w efekcie daję ciała nie pojawiając się na egzaminie. a jeszcze nie tak dawno chciałam otworzyć przewód doktorski...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, z tym przekonaniem, co i ile dzieci są w stanie zrozumieć byłabym ostrożna. Tak patrzę i słucham mojego Franka... Będę musiała zrobić kilka filmików i może kiedyś pokazać - nie na zasadzie "lansu", ale pokazania, jak umył małego dziecka jest chłonny.. Szok i niedowierzanie - jak to piszą plotkarskie portale;) Co do Twojej części mózgu odpowiedzialnej za rozwój... Bardzo dobrze Cię rozumiem. miałam bardzo ambitny plan samorozwoju. Kiedyś pisałam o tym... No... Tylko Franek przestał mi spać w dzień... No tyle się rozwinęłam. ;) Może jednak powinnaś troszkę zweryfikować to "ważne i ważniejsze"? Może znajdzie się wtedy czas dla Ciebie?

      Usuń
  3. świetny wywiad
    a napis mnie naprawdę rozbawił ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest naprawdę ciekawe!
    a pisuar dzisiaj króluje!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. my mamy w naszym firmowym chlopskim kibelku napis" chcesz podlewac rob to w domu", natomiast w starym biurze C. powiesil kartke z napisem "nie mowie zeby byc strzelcem wyborowym ale mozna chociaz sprobowac" :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pisuar rządzi!
    I jestem pod wrażeniem, że Twój mąż konsekwentnie rozmawia z dziećmi w obcym jednak dla niego języku. Nie napisałaś tylko nic o tym, czy dzięki temu dzieciaki rzeczywiście jednakowo dobrze mówią w obu, ewentualnie w 3.
    No i fajnie, że Twój mąż dużo z Tobą rozmawia. Szczęściara z Ciebie! Większość kobiet czuje w tym temacie zawsze niedosyt...
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć. Kiedyś pisałam o tym, jak jest u moich dzieci w tym temacie. Zaraz poszukam linków do tych postów, to w następnym komentarzu Ci wstawię. ZW przypadku Synka na razie trudno dokładnie to stwierdzić, bo nie ma jeszcze 3 lat. Choć bardzo dużo mówi po angielsku i po polsku, to też jeszcze dość niewyraźnie.
      Z Córką natomiast jest tak, że jej pierwszym językiem jest... francuski. Mówi, kłóci się w nim perfekcyjnie;) Nie ma problemów z wypowiedziami. Z angielskim też sobie bardzo dobrze radzi - to widać podczas spotkań z obcokrajowcami mówiącymi w tym języku. Chyba najgorzej idzie jej... z polskim. Zapomina słów: zna po angielsku, francusku, nie może sobie przypomnieć po polsku ;) No ale tak naprawdę to nic dziwnego, prawie cały czas rozmawia po francusku: w szkole, z koleżankami. Nawet do Frani często mówi w tym języku. Myślę, że szybko isę przestawi, jak wrócimy do kraju...

      Usuń
    2. http://blogowanko-jagodzianka.blogspot.fr/2013/06/wojenka-domowa-z-cyklu-dialogi-na.html

      http://blogowanko-jagodzianka.blogspot.fr/2013/04/bzdurki-spod-klawiaturki-czy-you-speak.html

      AAA! To nie W. dużo ze mną rozmawia, tylko ja z Nim. On mnie słucha... powiedzmy, że słucha ;) Myślę, że jak większość facetów, wiele informacji przelatuje Mu jedynie przez uszy;)

      Usuń
  7. ale fajny wywiad .. przeczytałem jednym tchem .. no utkwiło mi " ponieważ w nim to rozmawiam ze swoja żoną i to dużo" ... no tak trzymajcie moi drodzy ..
    a teraz czekamy na wywiad z Jagodzianką :^)..

    bardzo ciepło pozdrawiam i pozdrów Mt Blanc jeśli widać od Ciebie .. pamiętam z Genewy że nagle się wyłonił :^)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, wywiadu z Jagodzianką raczej nie będzie, bom nieciekawa... Nie mam za dużo do powiedzenia ;) Jestem zwykłą rudą kurą domową :D
      Mt Blanc pozdrowię, jak się wynurzy zza chmur. W poniedziałek był widoczny. Dziś całe Alpy zamglone.

      Usuń
  8. Magdo, a dzieci?W jakim jezyku one się porozumiewają miedzy sobą(w domu i posród innych dzieci czy dorosłych)?Myśle,ze jeden jezyk na jednego rodzica to dobry pomysł ale jak radzą sobie z francuskim?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jagoda i Franio mówią do siebie głównie po polsku. Jagna, gdy bawi się z Nim w szkołę albo coś w tym guście, to mówi często po francusku. Jagna z koleżankami porozumiewa się po francusku i angielsku, zaś ze mną po polsku, do W. po angielsku, ale i po polsku, choć mniej. Franio do mnie po polsku, a do W. pół na pół. Co ciekawe, wie do kogo w jakim języku mówić. O tym szerzej pisałam tutaj:
      http://blogowanko-jagodzianka.blogspot.fr/2013/06/wojenka-domowa-z-cyklu-dialogi-na.html

      http://blogowanko-jagodzianka.blogspot.fr/2013/04/bzdurki-spod-klawiaturki-czy-you-speak.html

      Usuń