czwartek, 30 sierpnia 2012

SŁODKIE WYZWANIE # 18 W SZUFLADZIE i TEN MOMENT

Bonjour.
"A w Peron na Chargonnet pada deszcz" pozwolę sobie tak sparafrazować piosenkę Turnaua. I tak ma być przez kolejne trzy dni. 
Nie będę zatem nic o nowym miejscu pobytu pisała, tylko pokażę oraz zgłoszę jednocześnie przepiśnik, jeszcze cieplutki, bo zrobiony dosłownie dzień przed wyjazdem. Po zajrzeniu do "Szuflady" okazało się, że owa praca doskonale pasuje do jej WYZWANIA # 18, dlatego prezentuję i zgłaszam do zabawy:
 

Tegoroczny wyjazd wakacyjny mieliśmy krótki, bo zaledwie tygodniowy. Spędziliśmy go pod Warszawą w domku w lesie. I muszę przyznać, że dawno tak nie wypoczęłam. to był czas wspaniałych spotkań z naszym Kuzynostwem i Przyjaciółmi. Ale to także był czas, kiedy sobie nie wyznaczaliśmy wytycznych, które MUSIMY zrobić. NIC NIE MUSIELIŚMY. to był fajny czas dla nas wszystkich, bo każdy go spędzał tak, jak lubi najbardziej: W. chodził po lesie, ja czytałam lub pstrykałam fotki. ( O robieniu zdjęć jeszcze Wam opowiem w osobnym poście). Jagna wraz z Frankiem szaleli. Ich energia dosłownie rozpierała. Udało się mi uchwycić TEN MOMENT:

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie,
Jagodzianka.

środa, 29 sierpnia 2012

WITAM Z PERON!

Bonjour!
Troszkę się już zaadoptowałam w nowym miejscu.
Jagna pojechała obejrzeć swoją nową francuską szkołę (polską zaczyna 12.9), Franio zasnął, więc mam chwilę dla siebie... Nie wiem, od czego właściwie zacząć ...
Podróż minęła spokojnie. Szczerze mówiąc, dopiero jak wjechaliśmy do Francji, miejsca już mi dobrze tam znanego, pękłam i emocje wyszły ze mnie gałkami ocznymi ;) A do tego jeszcze Radek śpiewał, chi, chi.
W połowie drogi, w Niemczech,  nocowaliśmy w hotelu WENDER. Tam zawsze robiliśmy postój. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że...wszyscy nas pamiętają z obsługi. Nawet właściciele. A przecież minęły cztery lata i przez to miejsce przewinęło się wiele osób. To było bardzo miłe!
Właścicielami naszego domu (my mieszkamy na dole, oni na górze) jest małżeństwo: Ona Amerykanka a On Anglik. Posiadają psa goldena (!) urodzonego w ...Afryce ;) Bardzo sympatyczni ludzie, gościnni, uprzejmi, a do tego bez problemu możemy się z nimi porozumieć. To wielkie ułatwienie!
Ponieważ wciąż obawiam się o Jagodę, jak sobie poradzi w szkole z językiem, którego nie potrafi, zaczęłam ją przygotowywać psychicznie... I efekty już widzę! Za ogrodem naszym, na skrzyżowaniu jest fontanna. Zaraz obok mieszka rodzina z dziećmi. Jagódka chodzi nad tę fontannę i próbuje nawiązać kontakt z dziewczynką. Co prawda, każda z nich mówi w swoim języku (Jagna zaczęła zdecydowanie częściej teraz używać angielskiego. Nawet gdy bawi się, słyszę, że prowadzi dialog "in English"). Brak komunikacji słownej jednak im w niczym nie przeszkadza. To jest niesamowite, że dzieci nie mają oporów i kierują się czym innym przy zawieraniu znajomości. To w nas, dorosłych, są opory przed ośmieszeniem się lub skompromitowaniem, że powiem coś w złym czasie, albo ze złym akcentem. Tego dzieciakom zazdroszczę!
Gdy tak się ta moja Jagna bawiła przy tej fontannie, podeszła do niej starsza pani z wnuczkiem. Najpierw powiedziała do mej córy po francusku, ale gdy ta nie zareagowała, zadała pytanie po angielsku o imię, a Jagna jej odpowiedziała. Podeszłam do płotka, ciekawa, co będzie dalej. Podeszła do mnie owa Pani. Zapytała, skąd jesteśmy. Gdy odrzekłam jej ,ze z Polski, zaczęła łamanym mym językiem ojczystym mówić, że mieszkała w Polsce 7 lat. I gdy usłyszała imię "Jagoda" była przekonana, że właśnie z Polski pochodzimy.I tak prowadziłyśmy polsko - angielską konwersację zakończoną zaproszeniem na kawę. Czyż świat nie jest mały?

Dziękuję Wam za słowa otuchy! Piszecie, że zazdrościcie mi odwagi... Ja trochę jestem przerażona ;) Za pierwszym razem nie miałam żadnych obaw. Tym jednak wiem, ile mnie pracy a Jagnę stresu będzie kosztowała nauka, bo zacznie polską pierwszą klasę i zarazem francuską przygotowawczą, gdzie będą ją uczyli pisania i czytania w kolejnym języku... Na razie cieszy mnie jej pozytywne nastawienie i ogromny zapał. Oby go starczyło do końca roku szkolnego ;)

Z naszego ogrodu...

Nasze oczko wodne wydaje się być puste... Nic bardziej mylnego! Ta woda jest prosto z gór. Krystaliczna! W upalne dni można się w niej schłodzić...

Nasz pierwszy lunch... W mojej wersji. W. stwierdził, że za takim jedzeniem trochę tęsknił...

A! Pierwsza reakcja Jagody, gdy weszła do naszego nowego domu: Ojej, tu jest o wiele ładniej niż myślałam!

Pozdrawiam serdecznie, machając do Was bagietką ;)
Jagodzianka.

sobota, 25 sierpnia 2012

DO ZOBACZENIA W NOWYM MIEJSCU!

Emocje sięgają zenitu. Pakuję się jak w amoku. Jutro rano nadejdzie godzina Z! Wyjeżdżamy! 
Przede mną nowy rozdział życia. Na pewno ciekawy. Na pewno emocjonujący. Na pewno będący nowym wyzwaniem.
Do zobaczenia zatem we Francji!!!
Moje nowe miejsce...
Che, che... Niebieskie okiennice. O takich marzyłam ;D

Pozdrawiam serdecznie!
Jagodzianka.

piątek, 24 sierpnia 2012

PRZED wyjazdem jeszcze PRZEDpokój...

..."który tworzyłam tyle lat z mozołem", że tak sobie zacytuję Staszewskiego. 
Założeniem moim było nadanie przedpokojowi przestrzenności poprzez nadanie mu jasnych barw, dlatego też ściany były w delikatnym jasnym beżu (farba z kolekcji jesiennych barw, którą rozcieńczyłam 1:1 z białą), drewniane drzwi przez długi czas były saute (bo wciąż zastanawiałam się, jak je pomalować), a drzwiczki do szafki na buty pomalowałam na ciemniejsze beże z popielem (tak naprawdę to tylko górne pomalowałam, a drugie zostawiłam surowe na dość długi czas, bo coś mi tu nie grało). Generalnie całość miała być jasna w zimnych odcieniach szarości  i beżu.
Z jakiejś tam okazji dla OTWARTEGO FORUM wykonałam obrazek z motywem ptaszków, który był w barwach błękitno popielatych i... wtedy mnie olśniło! Moje dodatki będą niebieskie! Ja po prostu potrzebuję mocniejszych akcentów! Nie potrafię żyć w samych jasnościach. To jednak nie moje klimaty. Lubię tylko na nie patrzeć u innych;).
Zdjęć będzie dużo, ponieważ chciałam ująć szczegóły przedpokoju, choć wiem, że nie udało się wszystko sfotografować jak należy...
Motyw przewodni to oczywiście "ftoszki".
Zacznę jednak od mojej (a raczej W.) największej dumy - lustra, które wykonał mój mąż własnoręcznie. Kiedyś zobaczyłam takie lustra okiennice w katalogu i bardzo zapragnęłam takież i wtedy W. mi powiedział, że mi zrobi. Chodził jak ten kloszard po naszej mieścinie i zbierał stare dechy ;) Uchwyty dostałam od Przyjaciela - tego od Radia ;), który posiadał jakieś stare okiennice do spalenia...
Latarenka była czarna, więc ją szybko przemalowałam;)
Komódkę, którą kupiłam, też zmodyfikowałam. Pokrowce miała w kolorze ciemniejszego beżu. Poszłam do IKEI i ze zdziwieniem zobaczyłam, że mają to co chcę: materiał niebieski i do tego z motywem ptaszków. Koleżanka wzięła w ręce maszynę i viola!

Zarówno na bocznej ściance szafki na buty zrobionej przez W., jak na ścianie przy pokoju Jagódki "zainstalowaliśmy" fototapetę wykonaną z naszych zdjęć... z Francji, oczywiście. Tylko wykonaliśmy je w sepii.
Paryż:

Thonon:

Wspomniana szafka na buty...

No i ftoszki! Musiałam mieć wszystkich tych panów;)
 

Miałam problem z umieszczeniem lustra, bo chociaż przedpokój jest duży, to długo nie mogłam wybrać miejsca odpowiedniego. Aż wpadłam na pomysł, by znajdowało się między drzwiami łazienki i sypialni. Przez pierwsze dni wchodziliśmy z lustro zamiast do pokoju... Dziwne uczucie. Na górze decha, którą ozdobiłam papierem ryżowym i ftoszek - prezent.

Na giełdzie staroci kupiłam sobie ten wieszaczek a powyżej wygrana w candy u Kajki ;)

No i rzeczony obrazek, który mnie natchnął:
Mam jeszcze wyszywane ptaszki, które otrzymałam w prezencie, ale czekają na swoje ramki, które trudno zdobyć...
Nie jestem tym razem już przekonana, czy ktoś dotrwał do końca...

Ja wracam do pakowania... Muszę przyznać się, że w zderzeniu z przydasiami wszelakimi przegrywam... Minimalizm w tej dziedzinie jest po prostu niemożliwy! Pokonuję tę górę papierów, dziurkaczy, drewienek, farb oraz innych preparatów i walczę, by nie przeważyła myśl " a to się jeszcze przyda" lub "tego szkoda wyrzucać".

Pozdrawiam serdecznie!
Jagodzianka.

P.S. W komentarzach  przypomnieliście mi, że nie napisałam więcej o drzwiach. Na początku byłam zafascynowana drzwiami Elle  iw tym klimacie i wg Jej propozycji miałam zrobić swoje. W międzyczasie jednak powstał pomysł niebieskich dodatków i koncepcja drzwi się zmieniła. Trudno było ująć je na zdjęciu i nie udało się mi ich wiernie "odtworzyć n zdjęciu". W każdym razie kupiłam bejcę o wdzięcznej nazwie "borówka" ;),  która jest bezzapachowa i szybko schnie. Przecierałam tę bejcę szmateczką, ale tylko raz i to w taki sposób, by gdzieniegdzie przebijał kolor drewna. Następnie na suchy pędzel nakładałam białą farbę i maziałam to tu to tam. Całość zabezpieczyłam bezbarwnym woskiem.