Bonjour!
Troszkę się już zaadoptowałam w nowym miejscu.
Jagna pojechała obejrzeć swoją nową francuską szkołę (polską zaczyna 12.9), Franio zasnął, więc mam chwilę dla siebie... Nie wiem, od czego właściwie zacząć ...
Podróż minęła spokojnie. Szczerze mówiąc, dopiero jak wjechaliśmy do Francji, miejsca już mi dobrze tam znanego, pękłam i emocje wyszły ze mnie gałkami ocznymi ;) A do tego jeszcze Radek śpiewał, chi, chi.
W połowie drogi, w Niemczech, nocowaliśmy w hotelu WENDER. Tam zawsze robiliśmy postój. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że...wszyscy nas pamiętają z obsługi. Nawet właściciele. A przecież minęły cztery lata i przez to miejsce przewinęło się wiele osób. To było bardzo miłe!
Właścicielami naszego domu (my mieszkamy na dole, oni na górze) jest małżeństwo: Ona Amerykanka a On Anglik. Posiadają psa goldena (!) urodzonego w ...Afryce ;) Bardzo sympatyczni ludzie, gościnni, uprzejmi, a do tego bez problemu możemy się z nimi porozumieć. To wielkie ułatwienie!
Ponieważ wciąż obawiam się o Jagodę, jak sobie poradzi w szkole z językiem, którego nie potrafi, zaczęłam ją przygotowywać psychicznie... I efekty już widzę! Za ogrodem naszym, na skrzyżowaniu jest fontanna. Zaraz obok mieszka rodzina z dziećmi. Jagódka chodzi nad tę fontannę i próbuje nawiązać kontakt z dziewczynką. Co prawda, każda z nich mówi w swoim języku (Jagna zaczęła zdecydowanie częściej teraz używać angielskiego. Nawet gdy bawi się, słyszę, że prowadzi dialog "in English"). Brak komunikacji słownej jednak im w niczym nie przeszkadza. To jest niesamowite, że dzieci nie mają oporów i kierują się czym innym przy zawieraniu znajomości. To w nas, dorosłych, są opory przed ośmieszeniem się lub skompromitowaniem, że powiem coś w złym czasie, albo ze złym akcentem. Tego dzieciakom zazdroszczę!
Gdy tak się ta moja Jagna bawiła przy tej fontannie, podeszła do niej starsza pani z wnuczkiem. Najpierw powiedziała do mej córy po francusku, ale gdy ta nie zareagowała, zadała pytanie po angielsku o imię, a Jagna jej odpowiedziała. Podeszłam do płotka, ciekawa, co będzie dalej. Podeszła do mnie owa Pani. Zapytała, skąd jesteśmy. Gdy odrzekłam jej ,ze z Polski, zaczęła łamanym mym językiem ojczystym mówić, że mieszkała w Polsce 7 lat. I gdy usłyszała imię "Jagoda" była przekonana, że właśnie z Polski pochodzimy.I tak prowadziłyśmy polsko - angielską konwersację zakończoną zaproszeniem na kawę. Czyż świat nie jest mały?
Dziękuję Wam za słowa otuchy! Piszecie, że zazdrościcie mi odwagi... Ja trochę jestem przerażona ;) Za pierwszym razem nie miałam żadnych obaw. Tym jednak wiem, ile mnie pracy a Jagnę stresu będzie kosztowała nauka, bo zacznie polską pierwszą klasę i zarazem francuską przygotowawczą, gdzie będą ją uczyli pisania i czytania w kolejnym języku... Na razie cieszy mnie jej pozytywne nastawienie i ogromny zapał. Oby go starczyło do końca roku szkolnego ;)
Z naszego ogrodu...
Nasze oczko wodne wydaje się być puste... Nic bardziej mylnego! Ta woda jest prosto z gór. Krystaliczna! W upalne dni można się w niej schłodzić...
Nasz pierwszy lunch... W mojej wersji. W. stwierdził, że za takim jedzeniem trochę tęsknił...
A! Pierwsza reakcja Jagody, gdy weszła do naszego nowego domu: Ojej, tu jest o wiele ładniej niż myślałam!
Pozdrawiam serdecznie, machając do Was bagietką ;)
Jagodzianka.