Dzień dobry się z Państwem.
No dobra... Przyznaję. Moje plany odnośnie organizacji pewnych sfer życia, które sobie założyłam w styczniu padły jak kawka... nie nie wstaną. nie teraz. nie mam szans. Znaczy... Nie ma szans, bo nie chcę niczego robić ponad siłę, za wszelką miarę. Nie o to mi przecież w tym wszystkim chodziło. Ale, ale! W następnym tygodniu topiki fotograficzne będą , muszę sobie tylko wymyślić temat. A może ktoś mi jakiś podrzuci ?;)
Może wymyślę coś, co jednocześnie będzie pożyteczne? Zastanowię się, ale już coś mi chodzi po głowie - bynajmniej nie wesz ;)
A dzisiaj pokażę Wam wnętrze.... nie moje, ale mojego przedpokoju. Nie całe, ale nie ukrywam, że zrobienie fotek w takim pomieszczeniu, żeby jeszcze było ci widać i jakoś sensownie, to nie lada wyczyn.
Powrót do kraju sprawił, że dostrzegałam, jak brudne mam ściany w przedpokoju. W związku z tym postanowiłam je odświeżyć, ale postawiłam na tapety - dzięki którym nie widać ani brudu, ani dziur w ścianach, które się szybko i łatwo tworzą od zwykłego puknięcia czymkolwiek. Zmiana ścian wiązała się z tym, że postanowiłam dopasować komórkę oraz inne dodatki. Dużo tego nie ma, ale efekt jest chyba widoczny. W każdym razie ja jestem zadowolona, a to najważniejsze, gdyż to ja muszę codziennie na to patrzeć ;)
Wcześniej przedpokój - główny, że tak powiem, kącik, wyglądał tak.
Już wtedy komódka przeszła tzw. metamorfozę, czyli po prostu przemalowałam część drewnianą na popielaty, bo była brązowa :P
Teraz wygląda tak:
Użyłam primera do mebli firmy RENESANS i tę drewnianą część - bez szlifowania uprzedniego, pomalowałam farbą kredową na kolor antyczna biel.
Jeżeli chodzi o drzwi. Zaczęłam przemalowywać je na jasne ( ecru), ale sił i zapału mi starczyło na 3 pary. szczerze mówiąc nudzi mnie takie monotonne zamalowywanie dużej przestrzeni... No i listewki przypodłogowe należałoby jakoś przemalować, ale nie szalejmy od razu ze wszystkim ;)
Ta drewniana "mini półeczka" nad komodą, po nałożeniu tapety, wtopiła się w całość i była mało widoczna. nie chciałam jej przemalowywać, bo 1. podoba się mi taka jaka jest; 2. przywiozłam ją z Francji i chciałabym ja zawsze taka kojarzyć. Wykorzystałam zatem ramę okienną, którą dostałam od naszego Przyjaciela. On wcześniej dał mi tę wielką dębową ramę, która teraz wisi w pracowni i półkę obecnie zdobiącą przestrzeń nad naszym łóżkiem ;) Ma jeszcze dla mnie duży kredens z l. 50, ale nie wiem zupełnie, dlaczego mój W obawia się go przywiezienia do naszego mieszkanka ;)
No i gdy ta rama ze zdjęciami moich Gnomów oraz moimi fotkami z Berna oraz Mediolanu zawisła, tak jakoś ten kąt skojarzyłam z uliczką i zachciało się mi jakiejś lampy. Dużo oglądałam w necie na początku modelu, który bym kupiła, a potem już zaczęła mi w głowie świtać własna wizja, ale w wykonaniu W ( On lubi realizować tego typu moje pomysły, byle nie za często ;)). Wiedziałam, że będzie jakaś stara decha. Że ma być jakiś "wysięgnik" od niej, bo to będzie lampa a'la latarnia. Wciąż miałam zagwozdkę - co będzie "abażurem", dopuszczałam też myśl o samej żarówce ozdobnej, aż spojrzałam na moją klatkę... I viola!
Gdy zapada zmrok, zapalam tę latarenkę, panuje półmrok, dzięki któremu można spokojnie przechodzić do innych pomieszczeń, bez konieczności zapalania dużego światła, a co za tym idzie: oszczędność prądu i zapobieganie ciągłym strzelaniu żarówek ponoć o wydłużonej żywotności :P
A na koniec ściana - na prośbę kilku osób o pokazanie tej części, która stała przez nas dostawiona - tam znajduje się garderoba i taki ogólny "pierdolnik" na np. moje kartony do pakowania, pamiątki, ozdoby świąteczne.
Ściana została ozdobiona fototapetą wykonaną z naszego zdjęcia, a dokładnie zdjęcia W z pierwszych wyjazdów do naszej kochanej Francji...
A Ci, którzy nie śledzą FB, pewnie zastanawiają się nad napisami na drzwiach...
Poranek weekendowy rodziców.
Frank pod drzwiami naszej sypialni.
F: JAGODOOO, RODZICE NAPISALI NAM, ŻEBYŚMY BYLI CICHOOO I NIE BUDZILI ICH!!!!
J: OOOOK!
F: I NAPISALI FECIE, BY NIE SKROBAŁA DO DRZWIIII!
J: DOBRAAA!
A tak przy okazji tych dialogów z dziećmi:
Zasłyszane...
Frank do Jagody: Ja już mam dość tego wszystkiego!
Jagna: Franku, ja chodzę do szkoły już 5 lat i jeszcze nie zwariowałam...
Kurtyna.
***
Frank: Mamo, już nie będę mężem Lenki, bo ona woli Marcela.
Ja: Ojej, przykro mi. ale na pewno znajdziesz sobie jeszcze żonę.
Frank: Tak, wiem! moją kuzynkę!
Jagna: nie możesz ożenić się z kuzynką, bo to twoja rodzina.
Frank: to nie jest moja rodzina, bo nie mieszka ze mną w domu!
Jagna: to babcia też nie jest rodziną twoją, bo z tobą nie mieszka?
Przecież to mama twojej mamy.
Frank: nie jest rodziną, bo nie mieszka z nami i nie jest moją mamą.
Ale wiem! Ożenię się z Zuzią, bo mnie dzisiaj pytała, czy chcę zostać jej mężem, jak już będziemy duzi.
Kurtyna.
Ja: Ojej, przykro mi. ale na pewno znajdziesz sobie jeszcze żonę.
Frank: Tak, wiem! moją kuzynkę!
Jagna: nie możesz ożenić się z kuzynką, bo to twoja rodzina.
Frank: to nie jest moja rodzina, bo nie mieszka ze mną w domu!
Jagna: to babcia też nie jest rodziną twoją, bo z tobą nie mieszka?
Przecież to mama twojej mamy.
Frank: nie jest rodziną, bo nie mieszka z nami i nie jest moją mamą.
Ale wiem! Ożenię się z Zuzią, bo mnie dzisiaj pytała, czy chcę zostać jej mężem, jak już będziemy duzi.
Kurtyna.
***
Wchodzimy z Frankiem na naszą klatkę. Następuje akurat kumulacja wracających z pracy sąsiadów. Frank mówi wszystkim "dzień dobry". Przepuszcza w drzwiach ze słowami "proszę bardzo".
Frank: Mamo, jak wejdziemy do domu, to zrobisz mi order.
Ja; Za co?
Frank: za to, że używam kultury.
Frank: Mamo, jak wejdziemy do domu, to zrobisz mi order.
Ja; Za co?
Frank: za to, że używam kultury.
P.S. Gdyby tak panna Krysia chciała brać przykład z mojego sześciolatka...
Kurtyna.
Się nagadałam za cały miesiąc ;)
Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.