sobota, 29 września 2012

GAR Z BIGOSEM, GROCHEM I KAPUSTĄ - BAKŁAŻAN I ULE DWIE

Bonjour.
Dziś dzień taki leniwy. Deszczyk siąpi, nic się nie chce... Chce się jedną tylko rzecz: spać! Szczególnie gdy MO (Mały Obywatel), czyli Franio przez cała noc daje znać o sobie. A raczej Jego zęby. Wychodzi Mu właśnie druga dwójka. Druga! A gdzie i kiedy reszta? I czy wszystkie mają zamiar tak długo i boleśnie wychodzić? Dobra, już dobra... nie narzekam ;) Włączam swój optymizm a wraz z nim mam do polecenia książkę. 
W obecnych czasach, patrząc na te wszystkie bestsellery, można zwątpić w literaturę. Jedna młoda dama proponuje być sexy mamą, zaś inny już niemłody dżentelmen pokazuje, jak być młodym, młodszym... coraz młodszym. Wiecie, taki powrót do przeszłości;) Każdy, kto się zwie celebrytą, winien popełnić jakiś jeden twór książkopodobny I tak popularne nastolatki prezentują swe biografie (!) a znani z tego, że są znani, piszą, że są znani. Masakra! Tak, tak, wiem, że masakra to krwawe starcie zbrojne lub rzeź ludności, ale wybaczcie, dla mnie tego typu publikacje są rzezią na literaturze przez duże L.
Ale wśród tej sterty chłamu można znaleźć coś warte przeczytania. "Wyśpiewam wam wszystko" Urszuli Dudziak mam na myśli.  Ta niezwykle utalentowana wokalistka, bazując na swoich pamiętnikach pisanych już we wczesnej młodości, przedstawia nam swoje barwne życie, które spędziła u boku takich sław jak Michała Urbaniaka, który był Jej mężem, czy Jerzego Kosińskiego - niesamowitego pisarza i partnera jazzmanki. Wspomnienia pisane są w sposób bardzo lekki, z dużą dawką humoru. To, co mnie jednak najbardziej zauroczyło w tej książce, to niesamowity optymizm Dudziak, jej miłość do świata, ludzi. To przekonanie, że wszystko może się udać. Fantastyczne jest to, że mając kompleksy i tak trochę nie wierząc w siebie, tyle osiągnęła. I ja myślę, że właśnie stoi w  miejscu, w którym jest teraz dzięki swej ufności, wierze, że jak się chce coś osiągnąć, to można, tylko trzeba działać. Przykładów na to jest podanych wiele w tej biografii. I właśnie ze względu na tę pogodność samej autorki chciałabym Wam polecić tę książkę. Czytając ją, cały czas się uśmiechałam i nawet uwierzyłam, że jeszcze dużo możliwości przede mną i nic nie jest stracone. Może wy również?
 Okładka, na której widnieje uśmiechnięta wokalistka, jest kolejnym dowodem na to, że u Urszuli Dudziak jest coraz lepiej. Że Ona się dopiero rozkręca! A ma już lat... Ach, czy to ważne? Na pewno skończyła 18 ;)

To jak już mamy taki smakowity kąsek literacki, to podejmę wątek kulinarny. Ostatnio wspominałam Wam o smakowitym bakłażanie. Postanowiłam zrobić takie danie, by i W. zmienił zdanie na temat tego warzywa. Co prawda dalej nie przepada za oberżyną, ale tę potrawę uznał za bardzo smaczną. Przepis zaczerpnęłam, oczywiście, z KWESTII SMAKU troszkę go modyfikując.

BAKŁAŻAN ZE SPAGHETTI
  • 2 łyżki oliwy z oliwek do smażenia;
  • 1 bakłażan, pokrojony w kostkę;
  • 2 pomidory, sparzone i obrane a następnie  pokrojone w dużą kostkę;
  • 4 łyżki orzechów włoskich;
  • 1/2 szklanki rodzynek;
  • 1/3 szklanki  bulionu;
  • garść świeżej bazylii;
  • oliwa z oliwek extra virgin do polania, w ilości - do smaku;
  • sól i świeżo zmielony pieprz;
  • szczypta pieprzu kajeńskiego;
  • 100 g makaronu typu spaghetti.
Na patelni rozgrzewamy oliwę, dodać bakłażan i mieszając od czasu do czasu smażymy przez około 4 minuty na średnim ogniu, aż będzie ładnie zrumieniony i jędrny w środku. W połowie smażenia, solimy.  Dodajemy następnie rodzynki, orzechy oraz pomidory. Wszystko doprawiamy solą, świeżo zmielonym pieprzem oraz szczyptą chilli. Wlewamy bulion, mieszamy i smażymy przez około 4 minuty, aż rodzynki zmiękną, a  cały płyn prawie wyparuje. W międzyczasie gotujemy makaron w osolonej wodzie.
Odcedzony makaron wkładamy na patelnię z bakłażanem i mieszamy. Posypujemy bazylią i polewamy oliwą z oliwek extra virgin do smaku. 
 
Post dziś zaczęłam od jednej Uli za skończę na drugiej.
Jak zauważyliście zapewne wygląd mojego bloga ie zmienia. Kieruję się przede wszystkim tym, by był przejrzysty i czytelny dla Was, a dla mnie poukładany;) Nie podjęłabym się tych zmian od strony technicznej nigdy, gdyby nie doskonałe porady ULI PHELEP , która w bardzo przystępny sposób tłumaczy tworzenie bloga od strony technicznej (co mnie akurat zainteresowało), ale i od strony merytorycznej. Jeśli zatem macie jakieś problemy, pytania, zajrzyjcie do Niej koniecznie!
Mam nadzieję, że zmiany u mnie Wam się spodobały? Powiedzcie, że tak! ;)

To co tak muzycznie zakończymy dzisiejszy wieczór sobotni muzycznie? Ulą? 
Miłej niedzieli Wam życzę i do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

piątek, 28 września 2012

PIĄTEK POD WYZWANIEM - POMARAŃCZOWO oraz KONTRASTOWO

Bonjour.
Dzisiaj piatek ,a zatem dzień wyzwaniowy.
W Tęczy Jesiennej zorganizowanej przez  Anię z HOME SWEET HOME dzisiaj króluje pomarańczowy.
Tak sobie pomyślałam, że  kolor ten o tej porze roku kojarzy się jednoznacznie z dynią... Wzięłam aparat i chodziłam po wiosce, aby znaleźć jakiś ciekawy temat do sfotografowania - oczywiście w kolorze pomarańczowym - a tu nic. Zaledwie jeden kwiat;) 

A potem zajrzałam sobie niby przypadkiem na stronki o dyniach i się zatopiłam w temacie i postanowiłam zrobić takie oto lampiony: jesienne, pomarańczowe, "dyniopochodne";) To też świetna okazja, by miło spędzić z dzieckiem czas...Podpatrzone TUTAJ
Oto moja jesień w kolorze "orange" ;)
Tak za dnia...

...a tak nocą...

W CRAFTMANI zaś wrzesień jest pod znakiem kontrastu. Należy wykonać pracę z użyciem dwóch kontrastowych kolorów. A siedziałam sobie i dumałam, jakież to zestawić ze sobą barwy, a że ja wczoraj pomarańczowo - dyniowo w głowie miałam, to stworzyłam taką pracę, którą zgłaszam do zabawy.





Słonecznego weekendu Wam życzę, by można było uwiecznić na fotografii piękną złotą jesień ;)
Do widzenia sie z Państwem,
Jagodzianka.

czwartek, 27 września 2012

DŁUBANKI JAGODZIANKI - ŁAWECZKA... MOJA ŁAWECZKA ;)

Bonjour.
Było to rok temu. Wieczorową porą wracam do domu. A tu widzę (słabo, bo słabo, ale intuicja mi podpowiada, że warto poświęcić swoją uwagę) coś co prawdopodobnie było ławeczką. Mówię zatem do W., by poszedł po to COŚ i żeby się spieszył przez złomiarzami ;)
Poszedł.
Wrócił.
Przyniósł.
Nie wyglądało to najlepiej, ale ponieważ mój W. lubi się bawić  w te klocki, to mi oczyścił deseczki, uzupełnił brakujące elementy, coś tam dorobił i przyniósł.
Postawiłam to to na balkonie i zaczęłam się zastanawiać, jak chcę ozdobić. Kocham motyw lawendy, bardzo lubię bluszcz, ale są to tematy bardzo popularne przy tego typu mebelkach. Dalej tak chodziłam i się zastanawiałam.
Minęły trzy miesiące...
Na naszym OTWARTYM FORUM został ogłoszony konkurs na pracę o tematyce ogrodowej. Pomyślałam, że to dobra okazja zrobić w końcu coś z tą ławeczką. 
Nie ukrywam, że natchnęła mnie MARINA, której prace są w klimacie, który bardzo mi odpowiada((oprócz dziecięcego ;)). I nagle jakby mnie oświeciło. Wiem, że motyw jest równie popularny jak lawenda, ale jest on tak piękny, że trudno się od niego opędzić... No i jak zaczęłam działać. I tak robiłam całą noc, bo stwierdziłam, że nie zasnę, dopóki nie skończę.
Praca moja w konkursie wygrała, z czego jestem bardzo dumna i ogromnie się cieszę...
No i tęsknię za moją ławeczką ;)

A wyglądała tak...

Mam nadzieję, że jednak deszcz dziś nie spadnie, choć chmurzyska się kłębią i raz jest piękne słońce a za chwilę robi się ciemno i mroczno...

Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

środa, 26 września 2012

BZDURKI SPOD KLAWIATURKI - O HEJTOWCACH I LOVERSACH*

Bonjour.
Tekst ten chciałam napisać jakieś półtora roku temu, kiedy to pisałam nocną porą z niedzieli na poniedziałek i słuchałam Grażyny Dobroń. Wspomniałam wtedy o jej doskonałej audycji "Fire walk, czyli boso przez ogień", która jako jedyna polska otrzymała prestiżową nagrodę URTI Radia France.
Dnia następnego chciałam sprawdzić, czy można gdzieś w sieci posłuchać tejże audycji, dlatego wpisałam nazwisko dziennikarki. Pierwszy link, jaki ukazał się moim oczom, brzmiał "Nienawidzę Grażyny Dobroń". Szczerze mówiąc, byłam zaskoczona tym zdaniem do tego stopnia, że postanowiłam poczytać, za co też takie negatywne opinie otrzymała pani Grażyna. Okazało się, że wiele osób irytuje pozytywne nastawienie  do świata i ludzi, wiara w człowieka, szczęście, optymizm i jej uspakajający głos. No cóż... Zaczęłam się zastanawiać nad ludzką naturą. Ja wiem, że nie ma takiego, co by wszystkim dogodził. Przekonałam się niejednokrotnie, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie krytykował kogoś, że:
- za bardzo się stara, albo za słabo, 
- że robiąc coś dla kogoś, musi się zastanowić, czy spełni jego oczekiwania (sic!),
- że jest za dobry, albo za zły,
- za bogaty, albo za biedny, 
- za ładny albo za brzydki.
A jak ktoś coś dla kogoś robi albo angażuje się w jakieś szczytne cele, to: robi to dla "lansu", "ma parcie na szkło, robi to dla kasy itd., itp.
W niedługim czasie po tym, co przeczytałam o Dobroniowej, w ZWIERCIADLE ukazał się felieton Małgorzaty Kalicińskiej o ludziach, którzy są tzw. hate'owcami, czyli osobami, które z założenia nienawidzą wszystkich i wszytko, dlatego też namiętnie piszą komentarze pełne jadu, złośliwości, chęci "dowalenia". 
Rzeczywiście, zauważyłam to również, dlatego od dawna staram się nie czytać komentarzy pod tzw. artykułami internetowymi, ponieważ w głowie tylko pojawia się mi jakże trafna - niestety - myśl Lema: Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów, a tym bardziej nie pisać swoich, zgodnie z zasadą Nie dyskutuj z głupcem. Ściągnie cię do swojego poziomu a potem pokona doświadczeniem.
Naprawdę zastanawia  mnie, skąd w ludziach taka chęć bluzgania na wszystkich i wszystko? Skąd w nich tyle nienawiści? Dziwi mnie znajdowanie czasu i czerpnie przyjemności z tego, że kogoś się zmiesza z błotem. Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to to, że motorem takich działań są kompleksy, poczucie niższości, niespełnione ambicje życiowe lub zawodowe. W internecie ludzie są anonimowi, niewidzialni, a zatem odważni i dlatego kreują się na pięknych, mądrych, wszechwiedzących i uzurpujących sobie prawo do krytykowania wszystkich i wszystkiego. A język nienawiści bardzo szybko się rozprzestrzenia i to jest niebezpieczne.
A na przykładzie chociażby Dobroniowej widać, że język pozytywny, miłości, szerzenie optymizmu jest czymś negatywnym, nużącym. "Fajniej" jest tak pojechać po kimś, by się dowartościować i  gdy jakaś  tzw. gwiazda ubierze się zwyczajnie to napisać: ma kasę, a ubiera się jak "szmaciura", a gdy ubierze się bardzo wytwornie czy tam markowo to: ma kasę, to wydaje fortunę na ciuchy, zamiast pomóc dzieciom głodującym. Jest zatem i tak źle, i tak niedobrze.
Myślę sobie, że to, jak patrzymy na innych świadczy o nas i o tym, jak my patrzymy na siebie. Nienawidzimy siebie samych, więc nienawidzimy innych, a szczególnie tych, którym się w życiu powiodło. I jeżeli nie zaczniemy siebie kochać i szanować, to będzie w nas kiełkowała gorycz, zniechęcenie, pesymizm. I taki będzie nasz świat. Bo to MY ten świat tworzymy. I to, jak my będziemy postrzegać siebie, będziemy przekazywać dzieciom. I jeśli my będziemy wciąż wszystkich krytykować i nienawidzić, to nasze dzieci też takie będą.
Nie twierdzę, że należy na wszystko patrzeć przez różowe okulary, bo świat nie jest jedynie słodki i lukrowany. Ma on wiele ciemnych stron, dotyka nas wiele nieszczęść, trudnych doświadczeń, ale przecież wśród nich są te wspaniałe chwile, które powinniśmy celebrować. Powinniśmy się cieszyć z tych pozytywnych doświadczeń, by nie ulec tej modzie bycia hejtowcem*.
A jak nam jest źle i czujemy, że świat jest niesprawiedliwy, ponury, to weźmy kubek z kawą, siądźmy na trawie i spójrzmy na niebo: jest niebieskie, na słońce: znowu świeci, zamknijmy oczy i wsłuchajmy się w szum wiatru... Uśmiechnijmy się do siebie i do innych ;)

Do widzenia się z Państwem, jeśli ktokolwiek doczytał do końca ;)
Jagodzianka.

* zapis świadomy i celowy.

wtorek, 25 września 2012

SCRAPKI SPOD MOJEJ ŁAPKI - OŁÓWEK DO SŁÓWEK; KROK PO KROKU

Bonjour.
Bardzo mile zostałam zaskoczona, gdy po ostatniej serii przedstawionych notesów, otrzymałam wiele maili, które nie tylko wyrażały uznanie dla nich ,ale i zawierały prośbę o pokazanie, jak je wykonuję.  Kasia zapytała mnie, czy mogę zdradzić tajemnicę, jak robię swoje notesy. Ok. Zdradzę tę tajemnicę, tylko nikomu ani słowa ;)
Bardzo się cieszę, że mogę się podzielić wiedzą z Wami, a przede wszystkim tym, że moje wytworki się Wam podobają ;)

W związku z tym, że wszyscy w moim domu uczymy się języka francuskiego, niezbędnym przedmiotem jest notatnik na słówka.  Postanowiłam zatem wykonać taki mojemu W.

Do jego wykonania potrzebowałam: karton introligatorski lub jakikolwiek sztywny karton, który będzie służył za okładkę, nożyczki, nożyk, klej, dziurkacz, papier do ozdabiania, wstążki i przydasie. Jakie przydasie? Jakie sobie tylko wymyślicie.

Ponieważ mój notes będzie dla faceta, muszę ograniczyć ilość ozdobników. W ogóle to kieruję pewną zasadą podczas ozdabiania okładek czy to notesów, czy to albumów, czy też przepiśników - by wszelkich kwiatków, wystających gadżetów było jak najmniej. Oprócz walorów estetycznych, zwracam uwagę na aspekt funkcjonalny -by od używania te kwiatki nie odpadły i nie oszpeciły pracy.
Ale ad rem!

Notes będzie miał kształt ołówka. Przygotowałam sobie wcześniej szablon. Zawsze, kiedy Jagoda skończy wypełniać swoje książeczki do ćwiczeń, chomikuję z nich okładki, które potem wykorzystuję właśnie między innymi do robienia sobie szablonów.
Ten notes będzie większy od tego, który pokazałam TUTAJ, ponieważ zależy mi na tym, by zmieściły się wyrazy.

Obrysowujemy ten szablon na kartonie i wycinamy nożyczkami lub nożykiem. Z boku robimy dziurkaczem dziurki. Można użyć bindownicy, jeśli się ją ma ;) Następnie przystępujemy do ozdabiania okładki. Jeśli będziemy chcieli użyć wstążek, musimy pamiętać, by to właśnie je nakleić w pierwszej kolejności.

Ja użyłam papieru z motywem trybików (nie wiem z jakiej kolekcji ;), papier wizytówkowy, a na "rysik" użyłam papier z serii "Kapuśniaczek" z GALERII PAPIERU. Następnie użyłam wycinankę, którą otrzymałam od BEACI-24 (zajrzyjcie na Jej blog, robi piękne prace i do tego sama wykonuje śliczne kwiaty!) oraz ćwiek z czerwonym oczkiem, by ożywić okładkę. 

Kiedyś podpatrzyłam u CHIMERY ozdabianie poprzez szarpanie brzegów papieru a potem ich postarzenie tuszem i bardzo się mi to spodobało, więc  w ten sposób potraktowałam okładkę.

Na drugiej stronie okładki "zainstaluję" miała kieszonkę na tag, który będzie miał ważną funkcję, ponieważ będzie on udział w nauce słówek ;).  Kieszonkę robimy w następujący sposób: wycinamy prostokąt i nakładamy cieniutką stróżkę kleju na boki i dolną krawędź papieru (można użyć wąskiego paska taśmy) i naklejamy tak, by górna nie była zaklejona i można było włożyć w niego ów tag lub inne jakieś zapiski.

Jeżeli chodzi  o TAG.  Kształt jego jest dowolny: może być to zwykły prostokąt, albo kwadrat z przyciętymi rogami u góry lub kształt bardziej fikuśny. Ja znowu korzystałam ze swojego szablonu. Następnie wycięłam w nim dwa wąskie prostokąty.

Następnie naklejamy na niego papier z jednej strony. Odwracamy tak na stronę nieozdobioną i wycinamy okienko prostokątne a z drugiego nacinamy okienko, czyli boczne krawędzie i dolną krawędź.

 Następnie ozdabiamy tylną okładkę i wycinamy odpowiedniego formatu kartki. Mogą być one z zeszytu albo z jakiegoś notatnika firmowego. 
Zostało nam jeszcze spięcie okładek z kartkami. Można kupić specjalne metalowe kółka otwierane...

...albo użyć wstążek lub sznurka i powiązać w ten sposób:

Warto jeszcze wspomnieć o napisach na okładce. Można je wykonać a pomocą stempli, dostępnych gotowych już napisów, zrobić je ręcznie lub wydrukować.
Ponieważ lubię zabawę słowną, to sobie wymyśliłam tytuł dla tego notesika: OŁÓWEK DO SŁÓWEK.  Wydrukowałam na zwykłej kartce z zeszytu napis czcionką typu "typewriter" i postarzyłam tuszem.
I tak wygląda gotowa praca!

Mam nadzieję, że kurs jest czytelny i okaże się przydatny. 

Pozdrawiam i do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.