środa, 30 listopada 2016

BZDURKI SPOD KLAWIATURKI: KOLEJNA ODSŁONA MOJEJ PRACOWNI

Dzień dobry się z Państwem
Zawsze coś: a to turniej szachowy, a to święta, a to śluby, a to pies... "Pies? A jaka rasa? " - skojarzenie moje jednoznaczne, gdyż wczoraj przy pracy słuchałam sobie kabaretu Dudek. Po raz setny. I nadal mnie wszystko bawi...
W związku z różnymi zamówieniami, rozrasta się moja pracownia, by pomieścić wszystkie dodatki, przydasie i mieć więcej miejsca do bałaganienia...yyy... to pracowania oczywiście...
Zapraszam zatem do zwiedzania...







Wreszcie pomalowałam organizer na przesyłki. Mam problem przy takich pracach z "dizajnem", ponieważ z jednej strony dodatki, szpargałki do organizera wszystko zasłonia, a z drugiej strony no chce sie "zaszaleć kreatywnie"...
No to moje szaleństwo polegało na 4 odcieniach turkusów zielono - niebieskich oraz przeszyciach...Tyle lat i nadal mam do nich słabość. Jednak miłość ma do country painting wciąż tli...



Pozwolą zatem Państwo, że wrócę do dłubania i z zapałem tworzenia artystycznego nieładu :)

Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

czwartek, 10 listopada 2016

BZDURKI SPOD KLAWIATURKI: FETA -ODSŁONA DRUGA

Dzień dobry się z Państwem.
Możecie się domyślić, że będę dość często monotematyczna w swoim bzdurzeniu. 
I tak naprawdę post by ten dzisiaj nie powstał, gdyby nie to, że przypomniałam sobie, że zrobiłam Fecia fotkę i chciałam ją porównać z portretem z dnia pierwszego u nas... No i szok przeżyłam... Na co dzień niby jakieś zmiany widać... Niby... Zdjęcia nie kłamią.



Ale po kolei...
Po ok. dwóch tygodniach -w czwartek - nasza psina zaczęła chodzić za Jagodą jak cień. I nagle po prostu nagle wybuchła miłość. Jagna była pierwszą i  jedyną osoba, na widok której merdała ogonem. Chodziła z nią do toalety, łazienki. Gdy znikała z oczu ( Jagoda), pies dostawał histerii. Mało tego... Właśnie tego dnia przekonaliśmy się, że nasz pies szczeka... I to także na nas :P Bo poczuła w sobie potrzebę obrony Jagody przed WSZELKIM niebezpieczeństwem - rodziców dziecka nie wyłączając.
Dla Fety Jagoda zamieniła sie z Franiem łóżkami: teraz to młodsze dziecię śpi na górze. Zanim to jednak nastąpiło, jedną noc spała na karimatach i kocach na podłodze, bo Feta nie widziała jej na piętrze łózka i cała noc chodziła i szukała swej ukochanej Pańci.
Razem odrabiają lekcje:

Razem się bawią...

Razem spacerują na różny sposób ;)



Feta sama potrafi się wyspać...

Zrobić śniadanie... czy też raczej wywlec spod stołu...


Zadbać o ałtfit...


Od dwóch tygodni Feta zaakceptowała mnie: merda ogonem z radością, nad ranem budzi, bym z nią.... pobiegała po domu... Jest radosna...
Jeszcze tylko W ma przechlapane... Podejrzewamy, że ktoś jego postury, albo o prostu facet ją dręczył, krzywdził i ma uraz.... Ale staram się i z tym poradzić... Z jednej strony Feta merda do Niego ogonem, ale i ...warczy, czasem szczeka... Absolutnie nie jest agresywna, ale boi się, wciąż jeszcze boi się W.  Z drugiej jednak strony W daje rano jej jeść...  zamerda zatem najpierw do Niego ogonem, uśmiechnie się... dostanie żarełko,  zje a potem... naszczeka na W... profilaktycznie...
Na zakończenie chciałabym pokazać zestawienie zdjęć z pierwszego dnia u nas i obecnie 2.10. i 10.11
Ach ta nasza kochana wyszczekana...

do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.


piątek, 4 listopada 2016

BZDURKI SPOD KLAWIATURKI: BOO!

Dzień dobry się z Państwem.
Moje podejście do Halloween przedstawiłam nieraz. Oczywiście, idąc tropem naszej słowiańskiej tradycji, mogłam kultywować Dziady. Mówiąc jednak szczerze cały ten metafizyczny świat wolę poznawać w II cz. dramatu romantycznego A. Mickiewicza, który zresztą uwielbiam czytać. Sobotni wieczór miał być po prostu pretekstem do spotkania około halołinowego. Dla mnie, przy okazji, do wyżycia się kreatywnego ,że tak powiem.  Byłam tak skupiona na dekoracjach, że własne przebranie stworzyłam w 5 minut: sukienka robiona na szydełku przez moją Babcię... właśnie uzmysłowiłam sobie, ze ta suknia była robiona dla mojej mamy i ma gdzieś ok 40 lat! Pożyczyłam od Jagny kapelusz. Znalazłam szminkę w kolorze bordo, którą w pierwszej młodości używałam namiętnie, cyrkonie i viola! Straszna ze mnie wiedźma. albo ja w swym prawdziwym antruażu ;)


Starałam się zadbać o detale, by wszystko jakoś tam było i śmiszno, i straszno, bo...
po pierwsze były z nami dzieci a po drugie ja nie mam potrzeby oblewania się krwią i przytulania do trupów. Ostatnio do sprzatania właczyłam sobie Michaela Jacksona i jego "thriller" nadal działa na mnie  niesamowicie, mimo wielkich teatralnych oczu głównej bohaterki ;) 










Zadbałam także o menu nawiązujące do strrrasznych klimatów. Myślę, ze obrus dla wielu z Was może stać się inspiracją... zwłaszcza dla domów, gdzie dzieci uczą się dopiero jeść ;)









Każdy z Gości przyniósł coś własnego. Asia przepyszną sałatkę, Magda ciekawa rybę, a Kasia - dziękuję Jej za próby dogodzenia moich gustów kulinarnych sushi nawet z awokado mym ulubionym... I naprawdę spróbowałam... Jeśli ktoś jeszcze pamięta me opowieści z próby zmierzenia się z mare menu oraz paryskimi ślimakami, to może się domyślić, że sushi wpada do tej samej grupy... pokarmów niejadalnych...



Ale clue naszego wieczoru był już w zeszłym roku wypróbowany ( nie zdążyłam pokazać ;)) poncz z dymiącej dyni... Dzieci oraz dorośli byli pod wrażeniem A i my byliśmy naprawdę zadowoleni, że nam się udało zrealizować pomysł...   W środku był poncz... wyborny...



A jak minął wieczór? Na śmiechu i zabawie przede wszystkim i naszej ulubionej grze "Tabu" bez żadnych składanych ofiar, wywoływania duchów, wzywania dusz i co tam jeszcze... 
Jako ciekawostkę Dropsa powiem że Franek sam z kartonu stworzył strój robota...
Feta dzielnie zniosła ilość ludzi i hałas...
Jagna zaczytana w "Harrym Potterze" nie zauważyła, ze w domu jest inaczej...
Hasło w grze "telefon 0700" testem na wierność mężów... Zdali, bo nie zgadli ;)
Żółw  Ziutek nie miał przebrania i nikogo nie ugryzł, choć miał okazję ;)
Niedługo Andrzejki...
Do widzenia się z Państwem...