Weekend spędziłam w Kędzierzynie Koźlu u
Edki, gdzie w towarzystwie kilkunastu dziewcząt robiłyśmy bombki oraz butelki. Był to niezwykle przepięknie i fantastycznie spędzony czas, nie tylko na płodnym tworzeniu, ale również wśród salw śmiechu, poznawania siebie nawzajem.Wiem, może to wydawać się śmieszne, ale dla mnie jest to niesamowite, że poznajemy się wirtualnie, żyjemy w takimże świecie, a potem się po prostu spotykamy: żywi, realni. I następnym razem, słowa, które ktoś ze zlotu będzie pisał na forum, będę po prostu "słyszała".
Tworzyłam dużo, choć na początku nie miałam weny, a ponadto chciałam zmienić swój "style". Wyszło jednak jak zawsze... Żartuję. Kilka bombek zrobiłam zupełnie w "nie moim" klimacie, co nie znaczy, że się mi nie podobały. Wręcz przeciwnie! zawsze podziwiałam je u innych, a teraz sama coś podobnego zrobiłam!
Dzięki Edce mogłam spróbować nowych preparatów, nauczyłam się kłaść duży motyw na małą i nierówną powierzchnię. Z przyjemnością nadal będę to trenowała. Natomiast dzięki reszcie dziewcząt mogłam podpatrzeć, jak one wykonują swoje prace, cieniując, wycinając, kładąc motyw czy farbę.
Co prawda, bombek już nie mam, bo "się sprzedały", ale chęć do tworzenia nowych rośnie z dnia na dzień. Po takim spotkaniu jednak, nic dziwnego, że chce się robić, gdy ma sie w swoich łapkach reliefy, sztuczny śnieg i obowiązkowo BROKAT!
Chciałabym Wam pokazać lampkę, którą również zrobiłam na zlocie. Pierwotnie w planach , oprócz tworzenia bombek, było robienie lampek, ale nic z tego nie wyszło. Ja jednak wcześniej córci obiecałam, ze zrobię dla niej wróżkową lampkę i postanowiłam słowa dotrzymać.
W wykończeniu pracy pomogła mi Gosia, która domalowała to i tamto;)
Mimo że klosz miał być ozdobiony, to w pewnym momencie stało się to koniecznością, ponieważ chlapnęła na niego kropla czerwonej weny... nie ma tego złego...
Moja córcia od urodzenia jest dwujęzyczna. Mój mąż mówi do niej tylko po angielsku. Stąd też bywa u niej mieszanie języków, dokładanie końcówek polskich do angielskich słów.
Ostatnio była taka sytuacja, gdy dziecię miało jechać z ojcem swym na rowerze.
Jaga: Tato, ale ja chcę na swoim bajku rajdać (to ride bike - jechać na rowerze).
***
Jaga: Mamo, patrz! Flaj na mirrorze (a fly - mucha, a mirror - lustro)
***
Jaga: Ja byłam czajlądkiem (child - dziecko) przez tysiące lat, teraz jestem ‘grown upem’ (to grow up - dorosnąć)
***
Jaga: Tato, jak się nazywa to, co rośnie na drzewie i ma czapeczkę?
Tato:An acorn.
Jaga: Ale nie tato, jak to jest w MÓJ JĘZYK?
Tato: Żołądź
***
Ja: Jagódko, co robisz?
Jaga: I'm klejing , mamo. (od słowa klej stworzyła czasownik angielski z końcówką -ing;))
Pozdrawiam cieplutko wszystkich Czytających, jak i uczestników zlotu. (Panowie również byli. Głównie pełnili funkcję "rozlewaczy weny"). Życzę miłego i spokojnego tygodnia!
Zwalniając tempo życia*, pozdrawiam Jagodzianka
*bo coraz więcej ku temu powodów.