niedziela, 28 lutego 2010

Cukieras numer dwa!

W piątek otrzymałam wiadomość, że notesik dotarł do adresatki. Okazało się, że trafiłam w Jej gust. Ileż to radości,m gdy się słyszy takie słowa!!! Z drugiej strony, po raz kolejny się przekonałam, jak pracuje Polska Poczta. do Irlandii przesyłka doszła na drugi dzień, na Śląsk po tygodniu...
Teraz czas wypełniam na bieganie po sklepach, wypisywaniem lub rysowaniem swoich projektów związanych z urządzeniem naszego nowego mieszkanka, stąd troszkę głowa zaprzątnięta innymi pracami a nie  działaniem techniką decoupage czy też scrapem. Z drugiej jednak strony będę miała o czym pisać, bo oprócz samego urządzania domu, spotka mnie zapewne niejedna historia sklepowa albo wpadkowa.
Kochani! Zbliża się wiosna, już nawet jakieś pączki nieśmiało się pojawiają. Życzę Wam kolorowego przyszłego tygodnia!!!

czwartek, 25 lutego 2010

Candy u Marzeny

Zajrzałam na stronkę Marzeny i jakie tam cudeńka biżu zobaczyłam, to głowa mała. Dziewczyna robi cudeńka i do tego jeszcze niektóre chce rozdać jako candy. Spieszcie się zapisywać, bo warto!


środa, 24 lutego 2010

Cukieras numer jeden i coś o włosach...długich włosach

Właśnie dowiedziałam się, że lusterko dotarło do zwyciężczyni, w związku z tym mogę pokazać, co wymodziłam. Miało być -według życzenia - po mojemu i radośnie. Starał m się zatem, jak mogłam ;) Cieszę się, że Oli spodobał się prezent!



Jagoda, by rodzice mogli pójść do CAPIITOLU na przedstawienie HAIR, została w niedzielny wieczór z dziadkami. Gdy ją odbieraliśmy, zapytałam:
Ja: Co robiłaś z dziadziem i babcią?
Jaga: Skakałam tak daleko jak Małysz.
Ja: A! Skakałaś razem z dziadziem?
Jaga: Nie. Dziadzio był...skocznią!

W drodze do domu, dziecię już prawie w objęciach Morfeusza zapytało:
Jaga: Mamo, a co z Miętusem? Który był?

No, jak już jesteśmy przy HAIR, to chętnie powiem kilka słów o tym musicalu. Zachwyciła mnie przede wszystkim kondycja i niesamowity talent aktorów. Spektakl trwał prawie 3 godziny z jedną przerwą, a oni bez wytchnienia tańczyli, śpiewali, wpinali się na balkon, robili salta i inne takie. Ze sceny biła radość, energia i wspaniała feeria barw.





Jestem wielbicielką filmu Formana, który powstał na podstawie tego musicalu, więc nie do końca patrzę trzeźwym okiem. Jedynym zastrzeżeniem było to, że nagłośnienie nie było zbyt dobre, bo miałam kłopot z rozumieniem śpiewanego tekstu. Na szczęście znam te utwory i były one dość wiernie przetłumaczone. A! Jednej rzeczy nie mogłam zrozumieć. Otóż na przedstawieniu byli...gimnazjaliści. Uważam, że przedstawienie nie jest skierowane dla tak młodego widza. Podjęta problematyka nie była wg mnie dla nich zrozumiała.Było tam wiele scen dość szokujących  młodego widza. Choćby scena, kiedy około 30 osób rozbiera się do naga. Fakt, dla mnie ta scena była zupełnie aseksualna, a jej wymowa wręcz dramatyczna i bardzo dla mnie wzruszająca, ale dzieci dość żywo zareagowały i to bynajmniej nie pozytywnie. Ale co tam inni! Najważniejsze, że mogłam obejrzeć ten spektakl i sprawił mi on ogromną przyjemność.




(Zdjęcia pochodzą z STĄD )



niedziela, 21 lutego 2010

Dzień Języka Ojczystego

Nie mogłam obojętnie przejść obok takiego dnia. Niedawno czytałam na blogu, nie pamiętam czyim, interesujące rozważania na temat tradycji i patriotyzmu. Wiele w nim było racji, choć nie ze wszystkimi tezami się zgadzałam. Dlaczego wspominam o tym? Bo dla mnie patriotyzmem jest nie tylko wywieszanie flagi, znajomość tekstu polskiego hymnu  (w przeciwieństwie do pewnej głowy państwa), ale także właśnie dbałość o język ojczysty, zarówno w mowie jak i w pisowni. Słucham nieraz wypowiedzi różnych ludzi, którzy z oburzeniem mówią o amerykanizacji czy też zalewie "europejskością" naszego kraju. Podnoszą, że tracimy  swoją tożsamość narodową w ten sposób, że bezmyślnie przyjmujemy jakieś obce trendy czy tradycje. I ci sami ludzie mówią : "włanczać", "tu pisze", "poszłem", "dwutysięczny szósty rok" a między tymi słowami wtrącają łacinę niekoniecznie wysokich lotów. O czym to świadczy?
Powoli również przyjmuje się zasadę, że w internecie można pisać z błędami, skrótami, a także nie używać polskich liter, ponieważ chodzi jedynie o komunikację, przekazanie wiadomości. Jednakże to wcale nie jest ekonomia czasu, gdyż często w związku z brakiem polskich liter, nie wiadomo, o co nadawcy chodziło. Problem jednak w tym, że już pokolenie naszych dzieci ma za główną formę komunikacji ze światem właśnie internet, który często jest wyrocznią ich pojmowania świata.
A co z dziennikarzami? Jestem zgorszona ich poziomem kultury języka. W programach młodzieżowych występują dziennikarzyny, które rozsiadają się w fotelu i używając języka potocznego, "lansują się na wyluzowanych", często do tego akcentując nie na tę sylabę, którą należy. Szału dostaję, gdy słyszę matemaTYka.
Ale ja nie tylko chcę narzekać! Oj, nie! Gdy pracowałam w banku, przez moje ręce przechodziły umowy z wnioskami o pożyczkę gotówkową. Było to niesamowite dla mnie doświadczenie, ponieważ poznałam tyle wariantów zapisu liczebników pięćset i sześćset, że nigdy bym nie uwierzyła, że można takie formy zapisać. Niestety, gdzieś zapodziałam karteczkę z tymi zapiskami, ale z tego, co zapamiętałam, były: pincet, piecet, pięścet, szejset, szeiset.
Oczywiście, ze można używać błędów językowych w celach zabawy słownej, tylko jest jeden warunek...trzeba dobrze znać język ojczysty:).
Mistrzem komizmu językowego był niewątpliwie Stanisław Bareja, który doskonale operował polszczyzną , by ośmieszyć nie tylko system, ale i  no właśnie nasze korzystanie z języka nie tylko polskiego...
W "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" zabawne było podsumowanie języka francuskiego przez Mrugałę "Widzi pan ? Słowa nie można zrozumieć... Wariacki kraj, język idiotyczny, na przykład: u nich ja to jest "mła", ale ja dla niego to nie jestem "mła" tylko '"wu", ale on dla siebie jest 'mła', ale dla mnie on to jest "luj". Bądź tu mądry, kto jest kto?""
Albo moja ulubiona scena z tego samego filmu. Do kierownika wchodzi obrażony klient z kurczakiem i ścierką w ręku i informuje, że właśnie w  ten sposób sprzątaczka podała mu mięso. Riposta kierownika  jest natychmiastowa : "od tego jest ścierka, żeby była brudna, a podstawowe zasady higieny są takie, że jak się wchodzi, to się puka. A pan wchodzi bez pukania. Z brudną ścierką...". 
Bądź też: 
-Ja proszę pana zawsze   zdanżam na czas.
- Zdążam.
- o, i Pan zdanża!
Dbajmy o nasz język ojczysty, bo jeżeli  SAMI nie będziemy zwracać uwagi na poprawną pisownię, wymowę, jak i nie będziemy dbali o bogactwo językowe naszych słowników, to będzie znaczyło, że nie jesteśmy dumni ze swojego pochodzenia i Ojczyzny.



Zdjęcie pochodzi z biografii Stanisława Barei autorstwa Macieja Replewicza.

sobota, 20 lutego 2010

Love me tender...

Otrzymałam zamówienie na wykonanie szkatułki dla miłośniczki twórczości nieśmiertelnego Elvisa. Zadanie, wbrew pozorom, nie było łatwe. Otrzymałam zdjęcie, które jest fotomontażem: owa fanka mistrza w Jego ramionach... Kombinowałam, jak połączyć to zdjęcie z kolorystyką  oraz jakie dołożyć jeszcze elementy, by z jednej strony nie przedobrzyć, a z drugiej by pasowały do całości . Potem motywy zaczęły mi płatać figle, bo nagle porobiły się pęcherze, więc musiałam je likwidować. W każdym razie namordowałam się z tym i nie jestem zadowolona do końca z efektu... Trudno... 
Ten kwiat na wieczku szkatułki nie jest ozdobą, ale formą ochrony danych osobowych ;) Zamazane twarze kojarzą się mi bezwzględnie z przestępcami, więc w taki sposób chciałam ukryć twarz jubilatki.

środa, 17 lutego 2010

Wyróżnienie i Dzień Kota

Chciałabym się pochwalić, że otrzymałam kolejne wyróżnienie. ogromnie mnie ono cieszy i dodaje energii do dalszego działania. Tym razem otrzymałam je od IWY.
 Dziękuję , kochana!
 

A czy Wy wiecie, że dzisiaj jest Dzień Kota???? W zwiazku z powyższym chciałabym życzyć wszystkim futrzakom pełnej miski mleka (czy tam rybki ;)) i nieustannego drapania za uszkiem.

Tak bardzo chciałam pochwalić się Wam moimi  solnymi mruczakami, że po ich polakierowaniu zapomniałam ubrać w kokardki. Naprawiłam zatem błąd, wystroiłam Zielonego Limonka i Żółtego Cytrynka...
Już niedługo swoje wyróżnienia przekażę dalej. A ponieważ poznałam nowe, niezwykle interesujące blogi, będę miała zapewne twardy orzech do zgryzienia... a teraz, pozwólcie, wracam do działania, tworzenia, wycinania, lakierowania. 
Nieustającej weny Wam wszystkim życzę! pozdrawiam serdecznie!

poniedziałek, 15 lutego 2010

Małosolne ogórki... yyy... masosolne kocurki!

No dobra, przyznaję się bez bicia. Zakochałam się w Waszych figurkach z masy solnej i tak Wam ich pozazdrościłam, że postanowiłam spróbować swoich sił w tej technice. Wykorzystałam zatem czas wolny, gdy przebywałam z córcią w domu w zeszłym tygodniu, by wspólnie tworzyć przeróżne stworki i potworki.  Niestety, mam dwie "prawe ręce", więc moje kocuraki (bo cóż innego mogło powstać ;)) są troszkę takie z defektami, ale to pierwsze próby. Jestem pozytywnie nastawiona do świata pomimo pogody i mam kilka nowych pomysłów. Jak na złość wróciłam dziś do pracy i czasu będę miała bardzo mało, ale optymizm we mnie jest i to mnie trzyma przy życiu!

Jagoda jutro w przedszkolu będzie obchodziła Dzień Czekolady w związku z tym dzieci mają ubrać się na brązowo. 
Moje dziecię rzekło: Ja się ubiorę  na biało, bo chcę być białą czekoladą!

Jagoda: Mamo, jakie są dni tygodnia?
Ja wymieniam: Poniedziałek, wtorek...piątek, a po piątku...
Jagoda: ... szóstek!!!

niedziela, 14 lutego 2010

Skoro dziś Walenty...

Z okazji dzisiejszego święta, kiedy to wyznajemy zapewnienie miłości  i przyjaźni,  pomyślałam sobie, że ogłoszenie na moim blogu akcji Joasi z WRZOSOWEJ POLANY jest jak najbardziej na miejscu. Bo przecież głębokimi uczuciami darzymy również zwierzęta. Ba! Od nich często zaznajemy więcej miłości i dowodów przyjaźni niż od jakiekolwiek człowieka.Mało tego! Tylko my - ludzie - potrafimy zranić i haniebnie potraktować psa, a w zamian otrzymać od niego... wierność, miłość i pełne oddania spojrzenie.
Ja dziś chcę powiedzieć wszystkim Fabiom, które cierpiały i nadal cierpią przez okrutnych ludzi, przepraszam i życzyć im tego, by ich los się uśmiechnął do nich a miłość dobrego człowieka spotkała ich naprawdę!

Fabio to piękny mądry dwulatek. Kocha ludzi i chce za miskę jedzenia, ciepły kąt i dobre traktowanie oddać swoje wierne psie serduszko. Mimo młodego wieku sporo już od „ludzi” wycierpiał.
Początkowo Fabio był psem szczęśliwym. Biegał po podwórku. Bawił się z dziećmi. Jednak potem... Został przykuty łańcuchem do stodoły. Bez budy, bez możliwości schronienia, głodny, zmarznięty, apatyczny. Obok miejsca w którym mieszkał droga, ludzie, przystanek i nic, żadnej reakcji.
Ale Fabio miał szczęście. Wypatrzyła go Pani Zosia. Zawiadomiła odpowiednie władze. Niewielki to dało skutek... Przy kolejnej wizycie Fabio dostał od Pani Zosi jeść. Ach jak się rzucił! „Gospodarze” już całkiem poczuli się zwolnieni z obowiązku karmienia psa. Odtąd Pani Zosia jeździła ponad 20 km, żeby Fabia nakarmić. Prośby i tłumaczenia, że pies potrzebuje schronienia pozostały bez echa. Pewniej bardzo zimnej grudniowej nocy Pani Zosia nie mogła spać. Znów pojechała do Fabia. Biedny pies leżał przymarznięty do śniegu i lodu. Pani Zosia ma w domu kilka przygarniętych psich nieszczęść i nie mogła zabrać Fabia do siebie. Pojechał więc do schroniska. Normalnie to dla psa tragedia i trauma. A Fabio w schronisku poweselał, przytył. W tej chwili Pani Zosia stara się o przeniesienie Fabia do hotelu.
Kontakt do Pani Zosi i więcej informacji o Fabiu pod numerem telefonu 609 199 797

czwartek, 11 lutego 2010

Zielono mi... walentynkowo również!

Zastanawiam się, czy zima może być złośliwa??? Z moich obserwacji wynika, że a i owszem...
Na jakikolwiek zaglądam blog, każda z Was przywołuje wiosnę,:a to krokusikami, a to hiacyntami lub mówieniem wprost: ZIMO, SIO! A co na to dictum Biała Dama? Raczy nas kolejną dawką śniegu! Ja się jednak nie poddaję i w domu robię wszystko, by zagościła wiosenna atmosfera. Dziś na przykład zapodałam sobie koktajl sałatowo -bananowy.


Koktajl " Zielono Mi"
  • banan;
  • duuuża garść liści sałaty;
  • łyżeczka miodu;
  • łyżeczka oliwy;
Wszystko wrzucamy do miksera, chwile miksujemy a następnie... delektujemy się tym wyjątkowym smakiem!

Kochani, nie myślcie, że leniuchuję i nic nie tworzę. Cały czas robię, robię, robię. Z tym, że prace, które już powstały, na razie nie mogę pokazać. Wykonałam już cukierkowe lusterko i notesik. Z uwagi jednak na  prośbę zwyciężczyń, zdjęcia pokażę dopiero wtedy, gdy prezenty dotrą do adresatek...
No dobra, pokażę  kilka karteczek wykonanych z okazji Dnia Zakochanych - choć wolałabym inne określenie, bo przecież nie tylko swoim miłościom tego dnia mówimy o uczuciach...
Właściwie tylko te dwie pierwsze są typowo w moich klimatach, ale czasem bierze mnie chęć na coś stonowanego, spokojnego.


poniedziałek, 8 lutego 2010

Słodkości, rodzeństwo kluczników i ... ciągła walka z zimą!

Zacznę od miłej wiadomości, że  Yvonn rozdaje cukierasy na swoim blogu. Ja już stanęłam w kolejce po słodkości, a Wy??? Jeżeli tego jeszcze nie zrobiliście, spieszcie się!



Dawno, dawno temu zrobiłam sobie klucznik. Sobie jak sobie, bo powędrował w świat.  Ale przedstawiał on klimat bardzo bliski memu sercu...
 

Ktoś go zobaczył  i zapragnął mieć podobny. Wiadomo, że nie taki sam! Stworzyłam zatem braciszka, choć stosując różne przeciereczki oraz odcienie brązów, wygląda on na starszego a na nie młodszego ;) Mam nadzieję, ze nowa właścicielka będzie uradowana właśnie takim "dizajnem" tego "strażnika kluczy".



Mówiłam Wam, że walczę z zimą??? Nie chcę narzekać, bo ta wszechobecna biel jest piękna. Zazdroszczę jednak takiej Magodzie czy Green Canoe, które mieszkają w "tak pięknych okolicznościach przyrody", że tę zimę zupełnie inaczej przeżywają... Nawet, gdy nie mają wody...

Ja potrzebuję słońca, zieleni, śpiewu ptaków i zapachu kwiatów...