sobota, 17 listopada 2012

GAR Z BIGOSEM, KAPUSTĄ I GROCHEM - "MOJE ŻYCIE WE FRANCJI" oraz ŚPIEWNY ALFABET: "A"

Bonjour.
Odkąd zaczęłam eksperymentować w kuchni  i przyrządzać dania bardziej wyszukane, to i zaczęłam się interesować literaturą zawierająca wątek kulinarny. Wyobrażam sobie, podczas czytania opisu przygotowania dania, jak ono pachnie, smakuje oraz wygląda. Czasami potrawa może smakować niespecjalnie, ale sposób jej podania może sprawić, że zniknie cała w oka mgnieniu ;)

Książkę Julii Child "Moje życie we Francji" dostałam dawno temu, ale dopiero niedawno ją skończyłam czytać. Opisy tego kraju wywoływały zbyt dużo wspomnień i zarazem tęsknoty za nim. Wiedząc jednak, że tu wrócę, mogłam spokojnie dokończyć lekturę.
To opowieść autobiograficzna Amerykanki, która wraz z mężem przyjechała do  Paryża. On zawodowo a Ona - jako jego żona ;). Bardzo szybko rozkochała się w kuchni francuskiej i zaczęła namiętnie ją studiować nie tylko w swoim domu, ale i uczestnicząc w kursach u wybitnych paryskich  kucharzy. Doświadczenie i umiejętności a także doskonała znajomość tejże kuchni sprawiły, że Julia postanowiła napisać książkę kucharską dla... Amerykanek. I tu autorka powieści obrazuje cały proces przygotowawczy powstania poradnika.
I to, co mnie właśnie ujęło, zastanowiło i zachwyciło zarazem w tej książce, to niezwykle skrupulatne i precyzyjne przygotowanie wszystkich przepisów. Julia sama tej publikacji nie przygotowywała, bo pomagały Jej jeszcze dwie koleżanki. Niesamowity dla mnie był jednak fakt, że zanim jakiś przepis trafił do spisu treści, Julia najpierw go przygotowywała osobiście, robiąc przy tym bardzo dokładne zapiski i adnotacje. Mało tego! Do przepisu na przykład z kurczakiem w roli głównej kupowała różne rodzaje tegoż drobiu i sprawdzała, który najlepiej się nadaje. Kiedy miała przygotowany sposób na doskonały sos i odkryła, że w USA nie można dostać jedynej w swoim rodzaju francuskiej śmietany (Potwierdzam. Jest doskonała!), testowała na amerykańskiej  i... zrezygnowała z tego przepisu, gdy okazało się, że osiągnęła zupełnie inny efekt. 
Pomyślałam sobie, że to ogromna szkoda, że ludzie w pogoni za pieniędzmi, zdobywaniem fortuny, zrezygnowali z solidności wykonania, z dbałości o wygląd jak i zawartość produktów.
Zaraz sobie przypomniałam, jak byłam z Jagną w czerwcu w sklepie na "E", by kupić parę książek. Przechodziłam wtedy koło stoiska kulinarnego i rzuciła się mi w oczy pewna książka z przepisami. Nie znam tytułu, autora, ale z okładki i "strzępków zapamiętanych słów" wiem, że miała być ona zestawem przepisów niby kucharza - w rzeczywistości postaci serialu telewizyjnego. Na okładce, oczywiście, facjata tegoż aktora. Bardzo znanego zresztą i przeze mnie cenionego;)
Stwierdziłam, że to jest okropne, że dla zysku i zarobku jak największej ilości pieniędzy, ludzie posuwają się do produkowania, wydawania często takiego chłamu, że ręce opadają i aż dziw bierze, że ktokolwiek to kupuje...
Tę tendencję do takiej nierzetelności zauważam w wielu sferach naszego życia. Na przykład ktoś coś organizuje, zachęca uczestników do udziału. Ludzie się angażują, zapalają do realizacji pomysłu, a potem organizator nie przejawia zainteresowania swoją akcją. Ma się wtedy wrażenie, że tak naprawdę nie chodzi mu o efekty jego pomysłu, ale na ...popularności, na podbijaniu sobie statystyk.
To jest ogromnie smutne...
Nawet te programy wyszukujące talenty wszelakie często kwalifikują do udziału osoby, kierując się nie ich talentem, ale "oryginalnością" - zapewnieniem większej ilości widzów... 
Niski poziom prezentują ostatnio nie tylko produkty nawet znanych marek, które kiedyś były za jakość i wykonawstwo cenione, a obecnie i tak w Chinach wszystko produkują, ale i "dobra intelektualne", jakimi jest literatura ( o tym już pisałam kiedyś, wypominając o "autorach" takich poradników typu: jak być młodszym od własnego syna albo jak być perfekcyjną mamą nie posiadając dziecka), po dziennikarstwo - gdy czytam tytuł tak zwanego" artykułu" dotyczącego znanej aktorki, ż e jest szczęśliwa i ma falujący biust! W treść tejże rewelacji już nie wnikam, bo mam ostatnio problemy ze snem ;).
Taka mnie ostatnio złość bierze na tę "byle jakościowość", ze aż zgrzytam zębami. Miałam tu na wyposażeniu suszarkę do naczyń słynnej firmy na "I". Mimo że talerze posiadam również twj firmy, z owej suszarki ciągle mi spadały. Pojechaliśmy do sławetnego sklepu w celu zakupienia nowej - i w mym mniemaniu - lepszej. Nie chcecie znać rezultatu... W każdym razie uważam, że OSOBY, KTÓRE MAJA ZMYWARKI I MYCIU RĘCZNYM TUDZIEŻ SUSZENIU NACZYŃ DROGĄ TRADYCYJNĄ NIC NIE WIEDZĄ, NIE POWINNY PROJEKTOWAĆ TEGO TYPU PRZEDMIOTÓW!  Jeszcze rozumiem, jakbym miała jakieś dziwne talerze w kształcie konia albo serca. Ale to tradycyjne naczynia i to tej samej firmy!!! Ojej!
Tak, to prawda. Ostatnio w głowie kłębi się mi wiele tematów, które mnie irytują, zastanawiają lub smucą. Bywają w swej treści kontrowersyjne, ale będę o nich pisała. Już niedługo.

Na rozładowanie emocji proponuję mój ŚPIEWNY ALFABET, w którym zaprezentuję w kolejności - alfabetycznej;) - twórców i ich utwory, które lubię, cenię, zapadły mi w ucho czy też pamięć głęboką.
Dziś zacznę od młodej - zawodowo - wykonawczyni, bo chyba dopiero w tym roku zaistniała. Córka znanej w latach sześćdziesiątych Mamy. Córka, która wcześnie tę mamę straciła, podąża w swej twórczości właśnie tą tamtą drogą co Jej rodzicielka... Niesamowicie podoba się i klimat, jaki tworzy, konsekwencję oraz miłość do czasów, które i dla mnie wydają się piękne i niezwykle interesujące. A jeśli chodzi o modę, jedne z najpiękniejszych...


Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

P.S.1 Na wniosek Pana i Władcy prostuję: NIGDY NIE ODKURZAM PODCZAS OGLĄDANIA MECZU PRZEZ PANA I WŁADCĘ. JA NIGDY NIE ODKURZAM. ROBI TO ON SAM. ;)
P.S.2 Nie wiem, czy to pod wpływem wczorajszych odpowiedzi w poście, ale nabrałam takiej werwy do sprzątania komnat, że wszędzie lśniło, a Rodzina - po ujrzeniu blasku czystości w każdym kącie, postanowiła noc spędzić w ogrodzie w namiocie, by nie zepsuć mi efektu uzyskanego... Powoli stan domu wraca do normy ;)
P.S.3 Katerino, odpowiedzi udzielę w czasie najbliższym. proszę o cierpliwość i zrozumienie dla mojego "bzika" w związku z zachowaniem porządku tematycznego  na blogu ;)

10 komentarzy:

  1. Bo ta bylejakość jest denerwująca. Byle jak się robi, byel jak pisze, byle jak mówi i ... co gorsza mam wrażenie, że wiele osób byle jak żyje :O.
    A życie ma sie jedno. Nie ma próby generalnej. Każdy dzień jest nam dany tylko raz.
    Ściskam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... Ludzie żyją byle jak, argumentując brakiem czasu, brakiem pieniędzy. A problem jest raczej w chęciach...No chociażby;ludzie twierdzą, że nie czytają książek, bo nie mają czasu na to. Na siedzeniu przed TV i oglądaniu durnowatych seriali natomiast mają. Twierdzą, że książek nie kupują, bo nie mają na to pieniędzy. A biblioteki często puste jak Sahara...

      Usuń
  2. Zgadzam się z Tobą...
    I uwielbiam Cię za to, że potrafisz być taka inna... kiedy trzeba zabawna, zwariowana i szalona...
    Ale kiedy sytuacja staje się poważna jesteś konkretna, zdecydowana i wiesz czego chcesz :)
    Szkoda, że jesteś mężatką ;) i tak jak ja hetero :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anet, ja też żałuję. Mogłybyśmy się uzupełniać w pięknym trio ;)
      Mądra bestia z Jagodzianki!

      Usuń
    2. Anet, dziękuję bardzo... To prawda, że jestem konkretna i zdecydowana. Pamiętam jak będąc w ciąży z Jagodą chciało się mi coś słodkiego. Weszłam do sklepu, stanęłam przed ścianą pełną słodyczy i... poryczałam się, bo nic mi nie wyglądało na to, na co mam ochotę. I nie mogłam przeżyć, że jestem taka "rozmymłana". Przy kasie wzięłam GRZEŚKA TOFFI na otarcie łez... i za chwilę wróciłam po kolejnych pięć sztuk i tak do rozwiązania :D

      Usuń
    3. AAA! Nasz związek... Są grupy ludzi, które twierdzą, że homoseksualizmem można się wręcz ...zarazić. A może wystarczy przeczytać jakieś dzieło twórcy homo, by się w ten sposób zarazić? Może warto spróbować i... :):):) Byśmy sobie fotki razem chodziły pstrykać to tu to tam :D

      Lucy, bestia to ja jestem na pewno ;)

      Usuń
    4. W takim razie jedna z Was będzie robiła za Piękną, druga za Bestię, a ja za podnóżek ;)

      Usuń
  3. Jagodzianko, lans za wszelką cenę, popularność wyznacznikiem sensu życia, bez znaczenia ile ma to wspólnego z prawdą - dotyczy już nie tylko reklamowanych produktów i ludzkich produktów reklamy, ale i tzw. zwykłych ludzi. Byle by ładnie wyglądało.
    Gorzką prawdę napisałaś. Ja też tupię nóżką na nie!
    Całuski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety... Niektórzy myślą, że mając to i owo, będąc za pan brat z najnowszymi trendami są JACYŚ... może i są... Tylko że często są "jacyś" jedynie na zewnątrz...

      Usuń
  4. Uwielbiam czytać Twoje przemyślenia :) Piszesz o samym życiu, a nie wyidealizowanym np. przez reklamy świecie. W porażającej większości spraw zgadzam się z Tobą w 100% :)

    OdpowiedzUsuń