poniedziałek, 5 sierpnia 2013

WĘDROWNIK PO FRANCARII - MIMIZAN cz. II

Bonjour.
Człowiek myśli, że im starszy jest, tym więcej wie i mniej popełnia błędów. Nic bardziej mylnego! Choć się tyle rzeczy wie, potrafi czytać ze zrozumieniem, to i tak głupoty się popełnia. I wcale nie jest to rzadki proceder.
Weźmy na przykład mnie. Osiemnastkę przekroczyłam już dwukrotnie. Wiem, że Ocean Atlantycki to nie Bałtyk, a jednak...
To, że wzięłam dżinsy i  ciepłe bluzy dla dzieci, bo może być chłodno na przykład nocami, można mi wybaczyć, a nawet stwierdzić, że przezorność jest zawsze wskazana, bo "lepiej nosić niż się prosić" - jak mawiają.
Mimo wiedzy o klimacie "nadoceanicznym", to gdzieś tam podświadomość wizualizowała mi bałtyckie realia. Tak to jest, gdy się właściwie całe życie nad polskie morze jeździło, a nad innym - tj. Śródziemnym było jedynie raz i bez szału ( z wyjątkiem stanu portfela po... To był prawdziwy szał, ale o tym innym razem).
Wracam jednak do mej głupoty. W pierwszy dzień słońce owszem świeciło, ale zza chmur. Było jakby za mgłą. Owszem, czuć było ciepło, ale bez przesady. Pomyślałam zatem, że opalać się nie będę, tylko popstrykam fotki. Założyłam  sukienkę,  kapelusz i poszliśmy na plażę. Z tego wszystkiego zapomniałam wziąć  preparaty do opalania. Ale stwierdziłam, że nawet nie są konieczne tego dnia, gdyż słońce wciąż za chmurami było... 
Nawet czujność W. została uśpiona. On, choć ma śniadą karnację i opala się szybko w dodatku na czekoladowo, nie przepada za słońcem. Stosuje wtedy "Faktor 1000", czyli zakłada koszulkę i zasypuje się piaskiem ( Spokojnie, głowę zostawia na powierzchni, nie zasypuje jej). Tym razem się nie zabezpieczył...
W. z dziećmi szaleli w wodzie, a ja wypstrykawszy całą kliszę ( żart), położyłam się i odsłoniłam nogi. A potem zasnęłam... A gdy się obudziłam, moje nogi skwierczały... A wieczorem to skwierczałam cała w miejscach, gdzie sukienka mnie nie zakrywała. I W. skwierczał również. Tak sobie razem skwierczeliśmy. Dwa skwarki...
W. potem koszulki już nie zdejmował ( chyba, że szedł popływać), a ja smarowałam się co chwilę, aczkolwiek nogi zakrywałam dość długo...

 To, co mnie urzekło, to ciepła woda.  Była w sam raz: nie zupa, ale na tyle chłodna, by się orzeźwić. A fale! Fantastyczne, choć miały taką siłę, że kilka razy mnie przewróciły. Co prawda nie było mi dane zobaczyć takich prawdziwych jak na zdjęciach z panami na deskach, ale wszystko przede mną!

Kilka ujęć z Mimizan...

A ktoś miał chyba dwóję z ortografii...

Po plaży obowiązkowo rozrywka lub przekąska...

Pamiętacie, jak zarzekałam się, że ze swojego leżaczka nie zejdę? Hmmmm... Na plażę nie brałam go, bo nikomu się nie chciało go nosić.
Za to próbowałam wypoczywać na naszym polu. Próbowałam poczytać książkę... wiecie jaką... Próbowałam....

A propos pola. Pokażę Wam, jak  wyglądał nasz sektor i nasze królestwo. Jedną z istotnych spraw, o jakiej chciałabym jeszcze opowiedzieć, to historia przedostatniej nocy. Uprzejmi sąsiedzi donieśli nam, że zapowiadają na wieczór i noc dość silne burze.  Uprzątnęliśmy zatem pole i przygotowaliśmy namiot do opadów. Nastąpiło testowanie naszego nabytku...
Nigdy w życiu nie przeżyłam takiej burzy: błyskało się właściwie bez przerwy. przez około trzy godziny było non stop biało od błyskawic, grzmoty pojawiały się co chwila, deszcz tak mocno walił w namiot, że my siebie nawzajem słabo słyszeliśmy. I tylko ze strachem patrzyliśmy na dzieci... Frank, którego budzi nawet tupot mrówek, spał jak zabity. U Jagny to normalka - ją nic nie obudzi. Choć rano rzekła: "To tak mocno padał deszcz, a ja spałam w najlepsze?".
Namiot zdał egzamin na szóstkę!

Sielanka o poranku ;)
Kiedy wychodziliśmy, Rudy miał zawsze dostęp do powietrza i kubeczek wody...

Ta sielanka trwała sobie dwa tygodnie...
Do domu jechaliśmy 12 godzin: a to dzieci na zmianę: siku, kupa, a to zjeść trzeba było, a to grad nas złapał i deszczysko takie, że nic nie było widać. Ja zaś ze strachem patrzyłam na szybę przednią, czy jej wielkie kule nie rozbiją. Dojechaliśmy do domu o 23.oo. Zmęczeni i wykończeni. Wchodzimy do sypialni... a tam woda. I tak zamiast położyć się, jeszcze wynosiliśmy wszystko z pokoju. Dwa dni później mieliśmy powtórkę z rozrywki, ale dzięki temu ,że byliśmy na miejscu, nic nam nie zalało, a mogliśmy zobaczyć, jak to się stało. W niecałe 5 minut spadło tyle wody, że poziom jej podniósł się o ponad 10 cm! Odpływ nie dawał rady, mimo że był całkowicie otwarty! Przybiegł Gerry i pomógł nam wylewając wodę, która gromadziła się przed naszym wejściem do domu ( do sypialni też mamy wyjście od razu do ogrodu). Deszcz po 5 minutach przestał padać, woda spłynęła w minutę do odpływu. wszystko wróciło do normy. Jakby nic się nie stało...

Za tydzień zapraszam Was na wycieczkę do Bordeaux.
Do widzenia się z Państwem,
Jagodzianka.

20 komentarzy:

  1. Kilka lat temu jak wybieralam sie na wakacje na Sardynie zapakowalam tak jak ty troche wszystkiego na kazda okazje. Jedyny moment kiedy jakas bluza moglaby mi sie przydac to w czasie nocnego rejsu statkiem ale ja wspanialomyslnie zostawilam wszystko w samochodzie. Ratowalam sie w sklepie z pamiatkami, kupilam sobie pareo by okryc sie jak szalem. Potem przez caly miesiac uzywalam tylko kostiumy kapielowe, szorty, klapki i kapelusz. Cala zawartosc walizki nie zobaczyla swiatla dziennego. Od tamtej pory nad morze nie zabieram wiele wiecej.
    Ty przynajmniej masz wymowke, bo te doswiadczenia z nad Baltyku. A ja nad polskim mozem bylam tylko raz i to nie na wakacjach tylko na cwiczeniach terenowych z geografi fizycznej. Mam tez podobne doswiadczenie z deszczem, tamta noc byla nasza ostatnia w namiocie. Rano spakowalismy manatki i przenieslismy sie do hotelu. A po powrocie do domu oddalismy w prezencie caly ekwipunek biwakowy. Nigdy wiecej w namiocie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, nie. Mnie ten deszcz i burze wcale nie zniechęciły. Zresztą w Polsce przechodziliśmy powodzie - choć fakt - byliśmy wtedy młodzi i bez dzieci.
      Ja jestem jeszcze bardziej napalona na wyjazdy pod namiot - tylko trochę boję się naszego polskiego klimatu - deszcze i dzieci cały dzień w namiocie równa się psychiatryk...
      Ale o tym będę myślała w przyszłym roku...

      Usuń
    2. Ja sie zrazilam do wakacji w namiocie duzo wczesnej, wlasnie tuz przed moja jedyna wizyta nad Baltykiem. W czasie innych cwiczen terenowych spedzilam miesiac w gorach Swietokrzyskich przemieszczajac sie z namiotem to tu to tam. Nabawilam sie wtedy zapalenia oskrzeli z ktorym potem musialam pojechac nad morze. Dla mnie wtedy byl juz temat zamkniety. Potem moj Camillo namowil mnie na namiot czego sam zalowal.

      Usuń
    3. No, nie dziwię się Tobie po takich niemiłych przygodach.

      Usuń
  2. No właśnie mnie namiot jakoś przeraża... chyba bym nie spała całe noce bo wszystko bym słyszała, nawet mrówcze kroki, że Cię zacytuję :D
    No i na plażę pewnie też bym nic nie wzięła, albo nawet gdybym wzięła to bym się nie posmarowała, bo zawsze twierdzę, że mi nic nie będzie :D I takim sposobem na początku lipca jak skwarka wyglądałam i się dotknąć nie mogłam, a ubrania ból mi sprawiały :)))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. EEE, wiesz jaka to frajda dla dzieciaków! a się pod namiotem śpi jak zabity - nic nie słychać;)
      No, ja właśnie unikam słońca. W ogrodzie siedzę wciąż pod wisterią, zaś na plaży zawsze się smaruję. No nie zawsze... Ten jeden raz zgłupiałam.

      Usuń
  3. Fajna z Was rodzinka, aż miło popatrzeć:))) Pozdrawiam wakacyjnie i przesyłam dużo uśmiechu... słońca macie już chyba aż nadto.

    PA! Tomaszowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, rodzinka jakich wiele: ze słabościami i problemami. Czasami głośna jak włoska ;)
      Za słońce podziękuję - mam go nadto ;)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Piekne wakacje i wspaniałę wspomnienia:) osobiście nie przepadam za namiotem:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Natchnęłaś mnie do wspomnień - kilka lat temu nie wyobrażaliśmy sobie wakacji bez wypadu pod namiot :) i może jeszcze kiedyś....
    Twoja rodzinka jest zaje...fajna, cudownie wyglądacie i miło na Was popatrzeć :) a czytanie Twoich wpisów to wielka przyjemność :)

    Pozdrawiam z upalnej (aż za bardzo) Polski - jutro temperatura wyższa niż w Egipcie!!

    Wasąg :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anulko, w przyszłym roku możecie śmigać z Franiem - bo Franki są super pod namiotami. No, prawie super, bo spać nie chcą tak, jak matki sobie zaplanowały ;)
      Pozdrawiam zatem polski Egipt i Twoją Rodzinkę!
      Buziaki!

      Usuń
  6. A ja chyba spokojnie wciąż jeszcze (w końcu jestem starą babą ;) )mogłabym podróżować z namiotem, byle takim dużym i wygodnym jak ten Wasz! :)
    Wyjazd pięknie Wam się udał, dzieci bezpieczne, a za Wami prawdziwa przygoda, za każdym razem z wodą z nieba. Piękne (jak zawsze) zdjęcia, az ma się wrażenie, że było się z Wami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, namiot wielki, dwie sypialnie i przedsionek - w czasie burzy spokojnie mieliśmy miejsce do grania w karciory;)
      Wielkie dzięki i gorące pozdrowienia!

      Usuń
  7. Piękne zdjęcia i jak zwykle fantastyczna opowieść...
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. ja w tym roku pierwszy raz zaopatrzyalm sie w krem i balsam z wysokim filtrem i choc specjalnie sie nie opalam to jednak przebywam na świezym powietrzu i zawsze pierwsze słońce poparza moja skórę, opalam sie na różowo.W tym roku nic z tego:)Skóra opala sie bardzo wolno i od razu na lekki brąz:)Doszlam do wniosku,ze preparaty z wysokim filtrem bede uzywala przez cąłe lato nie wazne cyz ide do sklepu czy spedzam dzien nad jeziorem:)I miałam podobna niemilą niespodizankę po powrocie do domu, załaczyłam pralkę i po paru min sasiad z dołu przybiegł krzycżąc,ze go zalewa:)Ano jakas rura sie rozszczelniła;)I mieliśmy wodę w kuchni a on wodę spływajacą po suficie i ścianach:)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy na następny dzień rozum do mnie wrócił, też smarowaliśmy się tylko F50, choć ja... już miejsca opalone potem smarowałam specjalną oliwką zapewniającą piękną opaleniznę ;)

      Usuń
  9. Z wielką przyjemnością pooglądałam zdjęcia i poczytałam. Jesteście wspaniałą rodzinką! :)

    OdpowiedzUsuń