wtorek, 5 lutego 2013

DRUGI DZIEŃ - ZABAWA

Bonjour.
O matko i córko! Ja się nie dziwię, że tak chętnie wszyscy biorą udział w FOTO WYZWANIU ULI, ale zajrzenie do każdego Uczestnika oraz skomentowanie Jego postu zajmuje pół dnia! Trudno... Rodzina będzie chodziła głodna.

Kiedy rozmyślałam o temacie dzisiejszego wyzwania, który brzmi ZABAWA, oczywiście od razu wpadłam na pomysł, aby zaprezentować swoje pociechy. Ale jak to ja...chodzę koło tematu i zastanawiam się, czy nie chciałabym opowiedzieć czegoś innego w tej kwestii. Tak długo myślałam, aż mnie olśniło... Z przyjemnością wróciłam do własnego dzieciństwa, swoich zabaw...

Moje lata szczenięce przypadły na okres, kiedy zabawek w sklepach było jak na lekarstwo. Lalka B.  - o której zresztą pisałam TUTAJ - była szczytem marzeń i wtedy nikt nie zastanawiał się nad jej zgubnym wpływem na postrzeganie własnego wyglądu przez dziewczynki. Ja wyrosłam z rzeczonej lali, zanim ją otrzymałam. Znaczy się, nie miałam jej nigdy, bo już nie potrzebowałam, gdy była w zasięgu mych możliwości.
Pamiętam jednak swoje zabawy z dzieciństwa, które wspominam z rozrzewnieniem i uważam, że ogromnie wpłynęły na moje poczucie szczęścia, zadowolenia czy też pozytywnego patrzenia na świat w dorosłym życiu. Brak gotowych zestawów otwierał mój umysł, pozwalał mi być kreatywną, tworzyć świat fantazji. 
Uwielbiałam bawić się w sklep. Ekspedientka zresztą to był mój drugi - po nauczycielce - wymarzony zawód. Jakaż fascynująca była czynność ważenia produktów! Nie były powszechne cukier, mąka czy ryż, nie wspomnę o kawie w kilogramowych torebkach. To wszystko się najpierw ważyło - a mnie ta czynność fascynowała! Odważniki, dosypywanie  lub odsypywanie produktu specjalną łopatką. Ach!
Ja bym mogła jeszcze tak długo opowiadać o tych radościach dziecięcych..., O!  U mojej Babci w górach chociażby bawiłam się z Magdą - Przyjaciółką od lat chyba trzydziestu albo i więcej - w dom, szkołę, kościół oraz sklep.Zbierałyśmy trawę pełniącą funkcję szczypiorku, rumianek, który był koperkiem a kamenie ziemniakami. Biały piach mąka a czarny kawą. A babka lancetowata kapustą! Przyroda, wszystko było skarbnicą przydatnych do zabawy rzeczy. Ale nie to będzie moim  głównym tematem rozważań.
To, co między innymi naprawdę miło wspominam i ze wzruszeniem o tym mówię, to zabawa małymi gumowymi figurkami (najbardziej pamiętam smerfy), którym robiłam domki, używając klocków jako murów, zaś pudełka po zapałkach i tym podobne potrzebowałam do tworzenia mebli. U Babci miałam luksus, bo Dziadek i Wujek byli stolarzami, więc zawsze dostawałam klocki, które sobie przerabiałam na mebelki.
W domu rodzinnym jednak brałam szafkę nocną, która była elementem łóżka (chowałam ją za dnia a wieczorem wysuwałam) i w niej stworzyłam domek dla moich smerfów.  Uwielbiałam te zabawy, ponieważ mogłam z tymi figurkami spędzać czas zarówno z innymi dziećmi jak i sama.

Kiedy zobaczyłam całe zestawy mebelków, jakie firmy produkują obecnie dla dzieciaków, oniemiałam z zachwytu. Po kolei zaczęłam kupować kuchnię, potem salon, pokój dziecięcy, łazienkę... Wszystko dla Jagny... Oficjalnie. W rzeczywistości chciałam zrealizować swoje pragnienia nie tyle z dzieciństwa - bo one były spełnione w owym czasie - ale raczej odtworzenia tamtych chwil... 
Ostatnio, gdy dokonywałam przemeblowania u Jagny w pokoju, pokazałam Jej, jak może wykorzystać półkę regału...
Dziś prezentuję Wam moje dzieciństwo w wersji luksusowej. Ja nie wiem, czy zazdroszczę Jagnie, że ma takie zabawki, a ja takich nie miałam. Tak naprawdę, ja nie odczuwałam braku czegokolwiek wtedy. (Trudno jednak odczuwać brak czegoś, co nie istniało ). Ja się - że tak powiem - spełniłam w dzieciństwie.
Miło mi jednak było, gdy wyciągnęłam Jagnie te zestawy (niektóre kupiłam Jej  pięć lat temu podczas pierwszego pobytu tutaj), pokazałam pomysły z lat dziecięctwa swego, a Ona szybko podjęła temat i potem bawiła się długo z wypiekami na policzkach...

Nie dało się tego pokazać w jednym ujęciu...

Jestem ogromnie ciekawa Waszych zabaw z dzieciństwa... Czy również skakałyście przez gumę albo przez kabel? Czy robiłyście "widoczki", czyli wykopywałyście dół w ziemi, wkładałyście piórka, historyjki po gumie i inne takie "skarby" a na to kładłyście szkiełko? A graliście w "zbijaka"?

Miłej zabawy i do jutra,
Jagodzianka.


P.S. Te lampki przy łożu świecą ;)

55 komentarzy:

  1. Zabawki to moja wielka miłość, razem z Potworkiem uwielbiamy przesiadywać w wielkim Smyku w Opolu :)
    W gumę oczywiście grałam, w zbijaka też, łaziłam po drzewach, budowałam szałasy, w piaskownicy robiłam ogród itd. Tęsknię strasznie za tamtymi czasami :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Jagodzianko... wszystko o czym piszesz było chyba wtedy standardem:) szkoła na strychu (tablice ze stołu do ping-ponga), na strychu - miał 120 m2 miałam też hotel (zafascynowana serialem "Pokolenia"), sklep z butami, a w ogrodzie pod bzem przez lata miałyśmy szałas ze starymi naczyniami z garażu, skakanie w gumę, skakanka, siatkówka, dwa ognie, miałyśmy też małego kotka, któremu robiłyśmy labirynt z prześcieradła i poduszek i on musiał tam łazić (biedny... potem babcia przytrzasnęła go drzwiami od garażu...) wiesz... w życiu bym się nie zamieniła z dzisiejszym "luksusem"... ehh.. przywołałaś wiele wspomnień:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten strych musiał być magiczny;)
      My też przesiadywaliśmy na strychu - w starej kamienicy - na którym wisiało pranie... Kurczę, poczułam jego zapach ;)

      Usuń
  3. Oj tak skakałam w gumę i przez sznur do prania :) i nawet z kuzynką założyłyśmy muzeum kamieni :) i jeszcze latem bawiłam się z dzieciakami w podchody! Super było! Niezła zgraja nas była na naszym podwórku. Teraz tam gdzie mieszkałam jest dwoje dzieci :(
    Miło było wrócić do tych wspomnień, nawet prawie się wzruszyłam (walczę ze sobą):D Dzięki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację! Podchody! To była świetna zabawa. U nas odbywały się między podwórkami. Ależ to było fajne!

      Usuń
  4. Oj tak, trzeba było wykazać się kreatywnoscią :) Ja również uwielbiałam bawić sie w sklep, w pocztę. Pieniędzmi były płaskie kamyczki ( koniecznie musiały być płaskie!) Nie kojarzę dzieciństwa z brakiem zabawek, choć do Pewexu chodziło sie tylko pooglądać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja robiłam z papieru pieniądze. Manufaktura, bo bo szkoda mi było "ziemniaków";) ale bywało ,ze i kamienie były pieniędzmi. Po "ciężkości" oraz wielkości oceniałam ich wartość :D

      Usuń
  5. Po pierwsze to chcę napisać, że jestem zachwycona tymi zestawami mebelków! Są cudowne! :-)

    A po drugie, przywołałaś tyle wspomnień! Bo ja też w to wszystko się bawiłam – w sklep ( i to nie tylko w domu, ale często, bardzo często, na dworze, przy osiedlowym lasku, skąd braliśmy nasze „produkty”), w szkołę, w dom... Robiłyśmy te „okienka” w ziemi (zupełnie o tym zapomniałam, a to było takie fajne! PAmiętam, że wsadzałam tam też kwiatki i roślinki), skalałyśmy w gumę, były też jakieś gry kapslami, siatkówka przez trzepaki... Ot, życie na blokowisku, na szczęście blokowisko obok lasku. ;-)
    I wiesz co? Wcale nie chciałabym się zamienić. Bo to wszystko tak długo trwało... dzieciństwo jakby dłuższe było, nikt nie siedział w domu i nie grał w gry komputerowe, nie pisał na komunikatorach. Całymi dniami ganialiśmy po podwórku. Ech... ;-)

    Ps. Ale "w zbijaka" to nie wiem co to...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się rozmarzyłam ;)

      Tak, tak! Kapsle! Lubiłam w nie grać z chłopakami!
      Tak, w te okienka - "widoczki" wkładało się wszystko: listki, sreberka po cukierkach, piórka;)
      Tak, siedzieliśmy całymi dniami na podwórku. Moja Jagna - choć rzadko używa lap, TV nie ogląda, to wraca ze szkoły tak późno a potem musi przygotować się na następny dzień, więc w tygodniu to Ona rzadko jest na dworze...

      Usuń
    2. P.S. Zbijak to inaczej dwa ognie. Są dwie drużyny, które rzucają do siebie piłką. Przeciwnicy muszą ją złapać, choć rzucającym zależy, by właśnie zawodnik nie złapał. Kto piłką dostał, a jej nie złapał, odpadał z gry.

      Usuń
    3. Dwa ognie!!! no pewnie, że pamiętam! Tylko nazwy zbijak nie kojarzyłam. Ach, uwielbiałam grać w 2 ognie! :-)))

      Usuń
  6. Widoczki... ależ obudziłaś we mnie wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurczę, jagodzianko, jakbym się w czasie cofnęła!
    Dokładnie tak było jak piszesz....
    I też chciałam być albo ekspedientką (tyle, że ja lubiłam sprzedawać chemię;) i nauczycielką. ile ja w życiu dzienników się oprodukowałam! ;)

    Mebelki są cudne! (ja dla swoich ludzików robiłam z kartoników i plasteliny;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nauczycielką to ja też byłam...Che, che... Zresztą studia w tym zakresie odpowiednie pokończyłam, więc marzenie z dzieciństwa spełniłam, ale tylko na płaszczyźnie wyedukowania się, niestety.

      Usuń
  8. U nas na te widoczki mówiło się "sekrety" ;-) sposób wykonania podobny - kwiatek czy listek jeszcze można było włożyć. Mebelki Jagny cudne - sama z chęcią bym się pobawiła. ja w dzieciństwie robiłam mieszkania z pudełek po butach - wycinałam okna i przyklejałam skrawki tkanin jako firanki. W zbijaka graliśmy jak się zebrała większa grupa, w podchody się bawiliśmy latem chodząc po parku. Al najczęściej w sklep. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też robiłam takie domki!
      Moja Jagna sobie też kilka takich zrobiła i to bez mojej podpowiedzi ;)

      Usuń
  9. Ja w gumę ! O rety uwielbiałam !
    Najbardziej jednak uwielbiałam bawić się w domw piaskownicy, z piasku budować pomieszczenia, rozbijać kawałek cegły na przyprawy - np curry do piaskowego kurczaka :)
    A jako że obok mojego podwórka otworzyli dom handlowy i restaurację często w momencie wyjmowania piaskowego kurczaka dochodził do nas zapach z restauracji :)) To wspomnienie którego nigdy nie zapomnę ! Dobrze że z wrażenia nie zjedliśmy tego piasku :))
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, to ja chyba wtedy nie znałam tej przyprawy... Nie wiem... Tak isę mi wydaje. Za to teraz jest w pierwszej trójce moich ulubionych ;)

      Usuń
  10. Jedynie czego nie zaznałam, to tych "widoczków" (pierwsze słyszę) ;) Ale tak... całą reszta z wielkim przytupem na TAK!!! :D Ja jeszcze bardzo doskonale pamiętam zabawę, którą uwielbiali wszyscy na moim osiedlu w różnym wieku W CHOWANEGO :D ha ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. ja bawiłam się z koleżankami w sklep :) najpierw zbierałyśmy zielska kapsle itp. :)
    piękne zestawy mebelków :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Och tak, tak! Uwielbiałam robić widoczki :) Oczywiście gra w klasy i skakanie przez gumę również było stałym elementem podwórkowego życia, podobnie jak gra w chowanego czy w zbijaka :) o mamo, sporo tego było :) aż się łezka w oku kręci, że te czasy już nie wrócą... ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jagodzianko, Ty chyba nie pracujesz. A co ma zrobić ten, kto późno wraca z pracy? Nie dość, że nie wiadomo jakie zdjęcie wybrać (bo o zrobieniu tylko pomarzyć), to i obowiązki w domu i inne, przyniesione z pracy...
    Patrząc na Twoje mebelki przypomniało mi się dzieciństwo. Nie miałam jednak tyle szczęścia, by posiadać cały salon, czy kuchnię. Eh... szukam tego dziecka w sobie... dziś :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Kadarko. Od sierpnia, kiedy to przyjechaliśmy tutaj, nie pracuję. Wcześniej jednak chodziłam do pracy: wstawałam o 5.30, zawoziliśmy Jagnę do szkoły, Franka do mojej Mamy, ja potem do pracy (ok. 16 km od domu). Wracaliśmy wszyscy ok. 17-18 do domku. Zajęłam się dziećmi, a po 20.oo zaczynałam... tworzyć, zaś w przerwach robiłam obiad na dzień kolejny. Każdy jest inny, ja mam w sobie dużo energii. Wolę spać 4 godziny dziennie, ale noc spędzić na "dłubaniu". Oczywiście, jeśli chodzi o zdjęcia - to już inna bajka. Na szczęście mam dobry aparat, więc i nocami mogę robić zdjęcia, zaś głowę pełną pomysłów ;)

      A te mebelki... niech będą jednak takim wspomnieniem naszego dzieciństwa. Choć nie miałyśmy takich luksusów, to jednak byliśmy szczęśliwi. Mieliśmy głowy pełne pomysłów!
      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
    2. Hmm.. długo nie pracowałam, zajmowałam się dziećmi. Szukałam długo pracy, takiej z marzeń, nic na siłę. I znalazłam. W pracy robię wszystko co sobie zamarzę. Dosłownie i kreatywnie. Nie narzekam, że praca be i brak czasu, ale chciałoby się mieć czasem dzień wolny bez żadnych konsekwencji :).
      Fajnie, że się zatrzymałaś i robisz coś fajnego, innego niż codzienna pogoń.

      Usuń
    3. Wiesz, to zatrzymanie się obecnie to wynik łutu szczęścia, okazji, spełnienia najskrytszego marzenia. Po urodzeniu obojga dzieci musiałam zaraz po macierzyńskim wracać do pracy. Cieszy mnie to, że mogę teraz być z Franiem - bo to najważniejszy okres w Jego życiu i Jagną - dla której całkowita zmiana była dużym wyzwaniem.
      Super, że po tylu latach znalazłaś to, co sprawia Ci radość i satysfakcję.

      Usuń
  14. Łazienka wymiata(:
    Zabawy w sklep... te przygotowania... Szycie ubranek dla lalek...Widoczki i podchody, to też było coś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też się ta łazienka najbardziej podoba. I te lampki w sypialni ;)

      Usuń
  15. Jakie cudowne mebelki! Zawsze marzyłam o takich...

    Kiedyś to były czasy i zabawy.... świetne, kreatywne, jak tylko dało radę to na świeżym powietrzu... A w zimę po szkole w kombinezon i na sanki, wracało się z zamarzniętym tyłkiem i glutem pod nosem na kolacyjkę i dobranockę.
    teraz nawet jak śnieg spadnie to dzieciaków brak na dworze {siedzą na chatach i grają na komputerach}, a kiedyś za moich czasów cala wieś huczała od śmiechów, krzyków i wrzasków radości!

    Pozdrawiam cieplutko =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co... Jak sobie myślę /patrzę na realia miast - co do zabaw zimowych, to niestety - nic dziwnego, że dzieciaki siedzą w domu. A jak jeszcze czytam, że różne osoby mieszkające na osiedlu robią wszystko, by dzieciaki nie mogły np. zjeżdżać z górki (posypują ją piaskiem, bo im wrzeszczące dzieci przeszkadzają), to wiesz... toż mi słów brak, a tyle mam zawsze do powiedzenia ;)

      Usuń
  16. Ale cudne mebelki. Tak liście babki były kapustą, tak robiłam widoczki, grałam w gumę i zbijaka i kozę :) Tak, tak :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale się uradowałam, jak przeczytałam, że Ty też miałaś babkę jako kapustę ;)

      Usuń
  17. Ależ cudne mebelki!!! Tak, skakałam w gumę, choć mama nie pozwalała. Bawiłam się na przedblokowek ławce w warzywniak. Zrywałyśmy takie liście co to im z łodygi takie wąsy wystają i ile tych wąsów tylu niby mężów :) Tzw. widoczki u nas nazywały sie aniołkami. Były dla mnie bardzo takie... magiczne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właśnie babka lancetowata - nasza kapusta - miała te wąsy! Myśmy w ten sposób właśnie dowiadywali się, ile będziemy mieć dzieci ;)
      A dlaczego Mama nie pozwalała Ci skakać przez gumę?

      Usuń
  18. fajne masz zabawki hehe :)
    O tak czasy dzieciństwa były cudowne, robiłam zupę z patyków i kamyków i koledzy musieli ją jeść, wspinaliśmy sie po drzewach, kolba kukurydzy to była laka z długimi włosami. Zabawek nie było, ale bawiliśmy się wszyscy doskonale :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Che, che;)

      Właśnie! Przypomniałaś mi a propos kukurydzy: my, gdy wyjedliśmy wszystkie pestki, to z pustych koszyczków słonecznika robiliśmy "miotłę", którą zmiataliśmy piach np. z betonu.

      Usuń
  19. śliczne mebelki ^^
    moje zabawy... ofc. skakanie przez gumę, gra w "beczkę" (zbijaka nie znosiłam, cały czas kazali nam w to grać na w-fie :/)... u dziadków wielogodzinne zabawy w piaskownicy (zamek na środku, wokół wioski, lasy i czego tylko dusza zapragnie... a na koniec brało się szlauch i robiło powódź w królestwie :P), zabawy w dom z córką sąsiadów (smażenie jabłek na słońcu :P), w Gumisie... no i klocki Lego :D czy w ogóle każde klocki. Lalki B miałam, ale bawiłam się nimi głównie w ten sposób, że... szyłam im ubranka :D. A, i uwielbiałam bawić się w pocztę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubiłam zabawę w pocztę a najbardziej... to walenie pieczątką! :)

      Usuń
  20. boskie zabaweczki! kurczę... Jagodzianko, u mnie dziś też w tym temacie zdjęcie z zabawą w kółko i krzyżyk, bardzo mi brakuje tych zabaw z dzieciństwa, ja też z moją przyjaciółką bawiłyśmy się w kwiaciarnię, sklep... robiłyśmy naleśniki z dużego liścia a papka z błota była sosikiem! cudne czasy! pozdrawiam
    P.S. bardzo fajny blog!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błotko - jedna z moich ulubionych materii. ;)
      Ja, pod wpływem tych dzisiejszych wpisów, jutro pogram z Jagną w "państwa - miasta" choć w wersji uproszczonej.

      P.S. Dzięki ;)

      Usuń
  21. Cudne! Ja też ostatnio - w grudniu jakoś namówiłam dziadków do kupienia Tyśce drewnianego domu i tak zaczęła się moja... przygoda z mebelkami i tworzeniem najprawdziwszego domostwa... Frajdę mam przy tym wielką, nie wiem czy nie większą niż córcia :), oficjalnie jednak przyznaję się do tego po raz pierwszy :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Doskonale pamiętam jak bawiłam się w zbijaka, skakałam w gumę, robiłam "niebko" w ziemi, ze szkiełka i skarbów, miałam "bazę" na podwórku... szkoda, ze nie moge nauczyć córki chociaż gry w gumę, nie pamietam juz jak się skakało, tych wszystkich figur itd :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym chciała Jagnę nauczyć skakać przez kabel, bo przez gumę, to bym się wstydziła - nie te kości, nie te stawy, nie te mięśnie;)

      Usuń
  23. Oczywiście napisałam swój wywód na temat dzieciństwa i wszystko mi znikło!
    Czytając Twoje słowa jakbym siebie widziała ;) acz wspomnieć muszę o Robin Hoodzie ;)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, szkoda, że poszedł w kosmos Twój wywód - chętnie poczytałabym.
      Robin Hood? Domyślam się, o co chodziło, ale przybliżysz temat?

      Usuń
  24. Świetne te mebelki (ja też ostatnio oglądałam - cudne są takie drewniane, ale dopracowne super, Melissa & Doug bodajże, jedyna wada, że dość drogie, ale co tam, muszę tylko namówić dziecko, żeby zapragnęło :P ;D)
    W gumę graliśmy (i jak rany, nie wiem jakim cudem ja robiłam to wszystko, teraz to może doszłabym do poziomu 'kolan' czy tam w porywie ud, wyżej nie ma szans), i w chowanego, i w dwa ognie, i taką grę terytorialną, nie pamiętam jak to się nazywało. Rysowało się wielkie koło i każdy wykrajał z niego kawałek terenu i potem się próbowało zdobyć jak najwięcej.
    Ale Barbie miałam, tzn nie Barbie tylko Jennifer, 4$ kosztowała w Baltonie. Szyłam jej tony ubranek i własnie to szycie i przebieranie było najlepszą zabawą lalkową :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ostatnio byłam w cudnym sklepie z rękodzielniczymi gadżetami i tam było pełno takich mebelków pomalowanych i surowych. O kwotach nie będę wspominała. Ale z ogromną przyjemnością pobawiłabym się nimi malując i ozdabiając.

      Usuń
    2. Zapomniałam dodać, że zazdroszczę umiejętności szycia - bez względu czy to było dla Jennifer czy Barbie.:D

      Usuń
    3. Niestety nie przekłada się to na szycie dla siebie ani dziecka (chociaż mam plan spróbować w końcu, jak tylko wykroję (nomen omen) trochę czasu).

      Usuń
  25. Zaczytalam sie w Waszych komentarzach, rozmarzylam, wyplynelam we wspomnienia, a tymczasem wyplynal mi wywar z granka! :D PRAWDZIIIIWY! nie z trawy! ;)
    Nie bede powtarzac, co powypisywalyscie, bo robilam to samo! Oprocz tego rabalam jakimis kijami czy nie wiem czym po przykrywkach od wielkich garow w starej stodole na wsi, uskuteczniajac watpliwa orkiestre, perkusje, czy co to to moglo byc, zwieszalam sie z trzepaka, bawilam w bibloteke, chodzilam w butach doroslych babek (nigdy nie rozumialam o co chodzi w zdaniu: "zdejmijcie te buty, bo POLAMIECIE OBCASY!" ;) ), palilam kredki, uwielbialam kogiel-mogiel, robilam "zlote mysli" oklejajac zeszyt pewexowskimi papierkami, wachalam chinskie gumki, kleilam guma arabska (oprocz stolu i paluchow nie pamietam co kleilam! pewnie wycinanki wlasnoreczne z "zeszytu papierow kolorowych"), robilam namiot z koca, notorycznie gubilam klucze od domu, ktore nosilam na szyi, ZEBY NIE ZGUBIC, zapodziewalam hurtowe ilosci sztuccow w piaskownicy oraz zdejmowalam BERET kiedy padal deszcz, zeby urosly mi wlosy...Nie pamietam jakie mialam zabawki, ale na pewno mialam Banke lub Wanke Wstanke, baczka i kalejdoskop i sie tym BAWILAM!
    A calkiem niedawno, dziecieciu memu wraz z dziecieciem mym, zrobilismy domek z kartonu. Dziecina ma (posiadajaca zabawek w ilosci niezliczonej) uradowala sie ogromnie i przez dlugi czas domeczek zawalal "szalone" powierzchnie mieszkania. Jednak o pozbyciu sie go nie bylo mowy! Kilka dni potem zobaczylam w sklepie...domek. Do zlozenia. Z kartonu. Zwatpilam co powinnam uczynic najpierw: zemdlec czy sie rozplakac...
    Ale ciesze sie, ze dziecina moja ma tutaj w parkach rozne strukturki do wdrapywania sie. A jak nie ma, to nie placze - biega z kolegami i bawi sie w jakies pomidory czy 1,2,3 sloneczko, czyli chyba w naszego berka ;)

    Jagodziana mnie chyba kiedys skresli z listy za to gadulstwo! :D
    Pozdrowionka serdeczne!
    Siostra

    OdpowiedzUsuń