niedziela, 26 maja 2013

WOJENKA DOMOWA - GENERAŁOWA ZNOWU GÓRĄ!

Bonjour.
Kiedy decydujemy się zostać rodzicami, zaczynamy sobie zaraz wyobrażać
 małego bąka z dużymi oczami, rozbrajającym uśmiechem, loczkami i dołeczkami w policzkach. Ten idylliczny obraz upiększamy poprzez wyobrażenie, że nasze przyszłe dziecko będzie bardzo grzeczne, mądre, zabawnie poznawało smaki potraw, a w przyszłości zostanie KIMŚ, zaś na starość stanie się naszą opoką. Problemy rodzicielskie okażą zaś nam obce, gdyż będziemy wychowywali mądrze zgodnie z zaleceniami psychologów, terapeutów itd,
A potem się dziecko rodzi i okazuje się, że zamiast perlistego śmiechu, słyszymy tylko płacz, zamiast zabawnych minek podczas próbowania brokułów, wypluwanie każdeej nowej potrawy, zaś zamiast słodkiego "dobrze, mamusiu/tatusiu", słyszymy irytujące NIE.
Bycie matką, to jest naprawdę trudna sprawa. Niektórym się wydaje, że macierzyństwo polega na podcieraniu tyłka i dawaniu jedzenia jedynie.  No, ale tym, co się tak wydaje, nie mają pojęcia o rodzicielstwie...
Nie, nie twierdzę, że  "dzieci to nic więcej, jak tylko kłopoty". Bo to też ogromna radość  i duma, o których za chwilę. Chcę jednak  - w tym moim i wszystkich mam święcie - podkreślić, że oprócz tego "chowu" polegającego na podtrzymaniu podstawowych funkcji życiowych dziecka, jeszcze inne mega, mega trudne zadanie: wychować to dziecię na prawego (leworęczni na lewego) człowieka, pokazać wartości, którymi powinno się kierować w życiu, tłumaczyć świat i pokazywać jego białe oraz czarne strony. A należy pamiętać, że ten słodki bobas w pewnym momencie staje się młodym człowiekiem, który ma swój pomysł na wizję świata i często ćwiczy naszą cierpliwość... To jest chyba jedna z największych nauk dla dorosłego a jednocześnie ogromna próba naszej wytrzymałości: cierpliwość, jaką musimy zachować wobec dziecka. 
Czasami zaglądałam na fora rodziców, którzy pytali: Jak mam postępować z buntem dwu-trzy-cztero-pięcio-sześcio- siedmio- ośmiolatka (dalej jeszcze nie czytałam, ale znajoma Annette - była nauczycielka - powiedziała mi, że potem jest jeszcze gorzej, bo dziecko przeżywa taki dysonans poznawczy: z jednej strony dojrzewa, więc staje się już młodzieżą, a z drugiej jednak wciąż jest jeszcze dzieckiem). W odpowiedzi można było przeczytać: musisz to przetrzymać i być cierpliwa... A czy można gdzieś tę cierpliwość kupić?
 Jagoda ostatnio powiedziała mi, że nie chce zostać matką, bo to jest bardzo trudne, szczególnie gdy dzieci są niegrzeczne. Ja zaś odpowiedziałam Jej, że coć to prawda, to oprócz tych trudów, jakie niesie za sobą macierzyństwo, jest wiele pięknych chwil, dla których warto zostać rodzicem.
Choćby chwile, gdy w szkole słyszę, ze Jagody poziom francuskiego jest na tyle wysoki, że spokojnie komunikuje się jak inne francuskie dzieci i w związku z tym nie widzi się konieczności  udzielania Jej dodatkowych lekcji z tego języka.
Albo kiedy jeździ na Nai ( koniu - kucu) z uśmiechem jak rogal, gdy się kładzie na niego (nią, bo to dziewczyna), albo przytula i całuje.
Albo kiedy po serii mówienia NIE , zaczyna etap mówienia TAK. Rzadko, bo rzadko, ale takie chwile są tym bardziej cudowne!
Albo kiedy bierze Frania za rączkę  i bawi się z Nim np. w szkołę: sadza go na krzesełku i uczy literek, rysowania kółek. Podczas jedzenia posiłków rozmawia z Nim po "frankowemu" i On jest wtedy wniebowzięty. Równie intensywnie z Nią rozmawia i  cieszy się przy tym ogromnie...
Albo kiedy patrzę na Frania skupioną minę, gdy ogląda książeczki, szczególnie kiedy bierze swoje ulubione, w których znajdują się zdjęcia dzieci  i On próbuje naśladować ich miny , ujęte pozycje (np. baletnicy...).
Albo kiedy bierze szklane kulki  i wrzuca je przez otworek do środka stołeczka i jest bardzo ciekawy, co się z nimi dzieje po tej drugiej, ciemnej stronie... 
Albo kiedy każe sobie otworzyć lodówkę, zagląda do niej i rzecze: O nie! sup (soup - zupa) nie ma! 
Albo kiedy widzi, że ładuję brudne rzeczy do kosza zielonego, On mi ten kosz wyrywa i postękując zanosi do pralki, potem sam te  ubrania od niej wrzuca, a mnie każe jedynie wlać płyn do prania.
Albo kiedy po wstaniu kładzie dudusia na poduszce i mówi "pa pa, duduś" , zaś butelkę na wodę odkłada na półkę i  woła "pa pa picie".
Albo kiedy wychodzimy ze sklepu i zawsze do pań kasjerek mówi: au revoir! 
Albo kiedy* Mu coś naprawię, założę, podam, to powie : Inki (Dzięki) bye, bye! 
To są chwile, gdy cieszę się, że jest mamą i wiem, że chociaż  czeka mnie jeszcze wiele dni, kiedy będę musiała zachować anielską cierpliwość lub się w nią uzbroić i staczać bój z niepokorną latoroślą, to warto było zdecydować sie na macierzyństwo... 
Zawsze warto...
Kwiaty we włosach potargał wiatr!
Bywały dni, kiedy nie padało... Miło powspominać...
Fascynujące odkrywanie właściwości materii... a może antymaterii?
Nauka rolowania...na razie ciastoliny... i oby tylko ciastoliny...
A gdyby tej ciastoliny troszkę wepchnąć w miejsce na trójkę?
Pognieciemy...
i malutki kawałeczek wyodrębni...
Daj siostra, to za ciężkie dla ciebie...
Kolejna lekcja fizyki...o przyciąganiu ziemskim..

O patrzcie! Ty jeszcze nie mam trójek! P.S. Cztery dni temu wyszedł ostatni kieł! Jupi!
Z siostrą też może być fajna zabawa...
Niech se dziewczyna popuszcza...
...samochodziki...
Kulki można wykorzystać na wiele sposobów...
na przykład wkładamy  je do tej dziurki...

i sprawdzamy, czy rzeczywiście tam są!
Naga Maja znaczy się... Jagna i Naja.

Wielu cudownych doświadczeń związanych z wychowywaniem pociech, nie zrażaniem się porażkami i wielu pokładów cierpliwości, życzę ja
Jagodzianka.

P.S. Czytałam ostatnio wypowiedź pana Żakowskiego na temat wiedzy, jaką powinni mieć maturzyści. Powiedział wtedy: – Wiecie, co to jest anafora? Nie wiecie! Nie załamujcie się. Pytałem redaktorów i dziennikarzy, w końcu zawodowo zajmujących się pisaniem, też nie wiedzieli.   
Hmmm... Nic dziwnego, że pisarstwo ludzi, dla których język, słowo jest narzędziem pracy, jest na poziomie płytkiego bajorka. Z jednej strony mówi się, że nie należy "wkładać do głów" tylu informacji, że życie i wybrany zawód sprawią poszerzenie swej wiedzy w danym kierunku, a z drugiej pokazuje się, że nawet wtedy nie chce się tejże wiedzy poszerzać.
Może jakiś dziennikarz albo maturzysta przez przypadek czyta mój post, to  tylko nadmienię,  że powtarzający się zwrot "albo kiedy" nie świadczy o ubogim słownictwie autorki, ale jest świadomym zabiegiem zwanym właśnie anaforą. Mam nadzieję, że ta wiedza nie zaśmieci Waszego umysłu...

16 komentarzy:

  1. O rety, wiem że anafora nie jest mi obca!
    Cudownie jest być mamą .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Basiu, bo ostatnio tyle czytam o tych maturach... Ja nie jestem za tępym wkuwaniem definicji i regułek, ale niedługo okaże się, że egzamin dojrzałości będzie się zdawało jedynie z obsługi FB, bo przecież reszta jest niepotrzebna w życiu ;)
      Są chwile zwątpienia, gdy dzieciaki dadzą w kość, ale jednak to takie fajne ;)

      Usuń
  2. życzę jeszcze wielu cudownych chwil i nie mniej cudownych wspomnień z bycia mamą...super te Twoje dzieciaczki!pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie napisane,a ze zdjęć uśmiałam się jak bąk!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdjęcia Frankowe, zwłaszcza w czapce - cudne, takie fhancuskie! Słodziak jest, na maksa.
    A bycie matką to cudowny stan, choć jako mama dwóch dorosłych synów dobrze wiem, że małe dzieci to mały kłopot, dopiero potem, oj... ;)
    Pozdrawiam najserdeczniej! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Fransua to taki garsą ;) Słodziak jest,choć bywa, że staje się upierdliwy, to jednak uśmiech z twarzy mu nie schodzi.

      Usuń
  5. Fajnie być Mamą bezcenne przeżycie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bycie mamą jest bezcenne i jednocześnie bardzo kosztowne :D

      Usuń
  6. Matczyne przemyślenia, rozterki, kłopoty, porady, kurcze ja mam tak samo!!! Mamy więcej wspólnego niż myślałam (hehe, a ta była nauczycielka ma zupełną rację;) I co do matury,noooo...ja w tym roku mam dwójkę (bliźnięta, bo chłopak i dziewczyna) co to właśnie maturzyści - doroślaki. I wnioski mi się nasuwają takie same, jak Tobie, do czego to wszystko prowadzi, ta "nowa" edukacja. Np. taka matura z języka angielskiego jak mi dzieci powiedziały, że równocześnie z wylosowaniem trzech tematów włączono stoper na ich oczach (15 minut i do widzenia) to mi się włos na głowie zjeżył. I że klucz, klucz (!!!) się tylko liczy, no dla mnie masakra. A kurde ja nauczycielką jestem (matematyki co prawda)!. Powinnam jakoś optymistycznie zakończyc ten komentarz, ale czarne chmury ... to ja poprosze coś optymistycznego, co?:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś optymistycznego, powiadasz... chyba jedynie to, że już masz ten temat za sobą, a ja dopiero wkraczam... A na coś - może nie optymistycznego, tylko żartobliwego zapraszam jutro ;).

      Usuń
  7. A i jeszcze jedno, do "matczynego" tematu. Bycie mamą, mimo tych wszystkich "uciążliwości" jest naprawdę bezcenne, nie zamieniłabym tego na żadne skarby świata:) Ale że to najtrudniejsza z ról, to pod tym podpisuję się "obiema ręcami";)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda... Choć czasami ma człowiek ochotę...chociaż poddusić ;)

      Usuń
  8. jak zwykle- z wielką uwagą i przyjemnością przeczytałam Twego posta:)
    co do dzieci-w 100,ba; w 1000% zgadzam się z Twymi wywodami :)
    jest wiele takich chwil, kiedy człowiek uświadamia sobie,że fajnie jest być rodzicem... u mnie został jakiś, niemal "atawistyczny" zwyczaj kilkakrotnego wstawania w nocy i zaglądania do dziecięcego pokoju, kiedy człowiek-matka, w pełni wyluzowany ( w końcu dzieci niemal pod 100% ochroną), wyciszony i w ogóle pozytywnie nastawiony do świata, zagląda nocą do sypialni dzieci i czuje niemal fizycznie tę miłość,to są takie moje "intymne chwile", kiedy mam, wręcz "dziką" ochotę pocałować te wykopane, po raz dziesiąty spod kołdry, stopki, pogłaskać te rozrzucone po podusi włoski itp...
    co do maturzystów, a nawet niżej...ostatnio usłyszałam wypowiedź pani minister edukacji w temacie testów dla gimnazjalistów-nie potrafiła wykonać poprawnie zadania testowego z gimnazjum, nie potrafiła nawet wyjaśnić "logiki" oceny według klucza dla nauczycieli- polecenie dla gimnazjalistów było nieprecyzyjne w stosunku do klucza, według jakiego nauczyciele mieli dokonać oceny zadań...to tak,jakby brakowało właśnie części polecenia dla uczniów, ale nauczyciele-na tę właśnie brakującą część mieli zwracać uwagę...więc gdzie tu do matury, kiedy na poziomie gimnazjum nie ma precyzyjnie określonych wymagań...martwi mnie ta edukacyjna równia pochyła...gorąco liczę i wierzę, że wróci "stary" 8-letni tok szkoły podstawowej, 4-letni tok LO, a przynajmniej, że ten idiotyczny "wynalazek"-gimnazjum, zostanie zlikwidowany do czasu,kiedy moje dzieci będą na tym poziomie rozwoju...
    wszystkim -zainteresowanym tym tematem, polecam śledzenie działalności i "efektywności" Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców (główni inicjatorzy zatrzymania reformy edukacji, zmierzającej m.in do obniżenia wieku obowiązku szkolnego)-mam nadzieję, że się nie pogniewasz za tę lekką "agitację"-jeśli uznasz post za zbyt "polityczny" to oczywiście usuń, co uznasz za stosowne...
    pozdrawiam najserdeczniej, Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anitko, dziękuję za tak obszerną wypowiedź. Ja - może Cię zaskoczę - ale nie jestem przeciwniczką wprowadzenia do szkoły sześciolatków - może dlatego, że mieszkam we Francji i widzę, jak tu to wszystko funkcjonuję. Jedno, co jest pewne, polskie szkoły nie są przygotowane do pracy z takimi dzieciakami. I tu jest pies pogrzebany.U nas się wszelkie zmiany wprowadza od d...strony - by pokazać,że coś się robi, a potem się będzie zastanawiać, co dalej...
      Pewnie i w tej kwestii Cię zaskoczę, ale - choć uważam, że poprzedni system nauczania ( 8 lat SP, 4LO), który i ja doświadczyłam i uważam za bardzo ok - to jednak nie jestem za jego powrotem. Dlaczego? Może naiwna jest ( na pewno tak), ale wg mnie, kolejne pieniądze, które powinny iść NA DOKSZTAŁCANIE NAUCZYCIELI KLAS POCZĄTKOWYCH ( SZEŚCIOLATKÓW PRZEDE WSZYSTKIM), JAK I DOKSZTAŁCANIE NAUCZYCIELI GIMNAZJUM pójdą na likwidowanie i powstawanie nowych szkół. znowu kasa pójdzie jedynie na organizację edukacji a nie na to, co jest problemem - kiepskie przygotowanie merytoryczne. Wg mnie, skoro już jest taki podział w systemie edukacji, jaki jest, to należy go usprawniać i na to właśnie udoskonalanie dawać kasę. Ja zdaję sobie sprawę z lekkiej nutki utopijności mojej wizji, ale nie jest filozofią coś tworzyć, potem burzyć i na zgliszczach budować od nowa, by potem znowu burzyć i budować. Energię pożytkuje się zupełnie w innym kierunku. Jeżeli w obecnym systemie edukacji widzimy jakieś błędy, usterki, to je naprawiajmy a nie burzmy, by znowu po kilku latach stwierdzić, że to pomyłka. Lepszy był tamten system.
      W obecnej maturze przeraża mnie to, że obniża się poziom tejże, by mieć dobrą frekwencję. 30
      % na zaliczenie - to dla mnie skandal. Moim zdaniem - każdy ma prawo podejść do matury - ale nie każdy ma obowiązek ją zdać.
      Kolejnym skandalem dla mnie jest to, że co roku słyszy się o błędach na testach maturalnych. Az się samo z gardła wyrywa: jacy piszący zadania i testy do matury, taki jej i zdających poziom.
      Przez 11 lat udzielałam korepetycji - przygotowywałam do matury. i z roku na rok widziałam, jak poziom maturzystów się obniża. Kiedy np. czwórkowa uczennica dostała ode mnie tekst z teorii literatury, który odnosił isę do tematu jej prezentacji i ona poprosiła mnie o to, bym jej przetłumaczyła z polskiego na nasze ( naprawdę nie był trudny, ale...nie było opracowania tegoż w necie!), to już wiedziałam, że moja pomoc maturzystom się kończy. bo coraz rzadziej chce się im myśleć, wysilać. I nieprawdą jest, że na korepetycje przychodzą jedynie słabi uczniowie. Swego czasu była to moda: każdy chodził.
      Wiem jedno: że dzieci od najmłodszych lat trzeba tak prowadzić, by same chciały zdobywać wiedzę. Trzeba tak je prowadzić, by zwracać uwagę nie tylko na ich poziom intelektualny, ale i to w pierwszych latach priorytetowo na ich poziom emocjonalny. Ale do tego potrzebna jest wyspecjalizowana kadra: i tu wielki ukłon w stronę uczelni...
      Pozdrawiam.

      Usuń