W środę zwiedzałam Włochy. Nie, nie w realu. Poszłam sobie po prostu na bloga MAGDY i się tak napatrzyłam, pozwiedzałam, aż na końcu zachciało się mi pizzy! Tak, to prawda: nie umiem zrobić takiej, jak w Neapolu, ale skąd mam wiedzieć, jak ją przyrządzić, skoro nigdy tam nie byłam?
W każdym razie na wieczór przyrządziłam pizzę. Po swojemu. Wyciągnęłam, co miałam w lodówce i violà! Zjedzona została natychmiast...
MOJA PIZZA
sos:
- pomidory w puszce, ale nie w kawałkach lecz zmiksowane;
- 3 ząbki czosnku;
- 2 łyżeczki koncentratu pomidorowego;
- 1 łyżka oliwy extra vergine;
- oliwki czarne ( ja dałam zielone, bo tylko takie miałam, ale czarne byłyby lepsze);
- suszony tymianek oraz oregano;
- listki bazylii świeżej;
- sól i pieprz do smaku.
Dodatki do pizzy:
- pokrojona w plasterki cukinia;
- szynka parmeńska lub jakąkolwiek macie;
- pieczarki ( z 5 sztuk);
- starty ser ( np. mozzarella).
- ciasto do pizzy kupne lub wykonane samodzielnie ( ja kupuję, przestałam robić, odkąd przetestowałam tutejsze).
Na rozgrzaną patelnię wlewamy odrobinę oliwy i wrzucamy posiekany lub wyciśnięty przez praskę czosnek. Gdy się zeszkli, dodajemy pomidory z puszki, koncentrat, oliwki pokrojone w plasterki oraz przyprawy i tak niech sobie bulgocze przez jakieś 5-7 min.
W międzyczasie kroimy pieczarki na plasterki i podsmażamy na patelni.
Gdy sie piekarnik nagrzeje, rozwałkowujemy ciasto do pizzy, wkładamy do naczynia na pizzę, następnie wlewamy sos, wrzucamy pieczarki, układamy plasterki cukinii oraz szynki, dodajemy oliwki, jeśli ktoś je lubi . Wkładamy do piekarnika na 15 min. Po tym czasie wyciągamy i posypujemy serem tartym i zostawiamy na jeszcze 5 minut. Ja ser dałam co prawda od razu, ale to dlatego, że się rozpędziłam. Wolę później dać, by ser był ciągnący.
Ostatnio z W. nadrabiamy zaległości filmowe. Kiedyś jakoś ciągle nie było czasu, a ja uwielbiam oglądać z Nim filmy. Siedzieć /leżeć przytulona, czasami komentować ( "Nie wchodź tam! Tak jest zabójca!!!), a potem rozmawiać, dzielić się swoimi przemyśleniami.
W zeszły piątek wklepałam do wujka G. hasło " najlepsze filmy". Wyskoczył tytuł. Sprawdziłam najpierw, czy to nie S-F, fantazy ani film walki, zabijania i efektów specjalnych.
Mało że okazało się, iż to produkcja francuska to oparta na autentycznych wydarzeniach.
Siedliśmy i zaczęliśmy oglądać...
Chociaż mówimy, że nie oceniamy ludzi po wyglądzie czy na podstawie ich przeszłości, wcale tak nie jest. Potrafimy być uprzedzeni do kogoś jedynie dlatego, że jest czarny albo pochodzenia żydowskiego. Albo ma kolczyki w nosie - więc pewnie agresywny przestępca i satanista. "Albo pijak. I złodziej. Bo każdy pijak to złodziej!" ( cyt. z filmu Barei). Okazuje się, że czasami warto odrzucić uprzedzenia. Zaufać człowiekowi, intuicji. Oczywiście, możemy dostać porządnego kopa w tyłek, ale i może stać się i tak, że nawiąże sie niesamowita więź, przyjaźń...
"Nietykalni" to historia prawdziwa. Sparaliżowany milioner Phillipe zatrudnia do opieki nad sobą młodego chłopaka, który właśnie opuścił więzienie. Driss - choć ma zupełnie inny pogląd na świat, pochodzi z całkowicie innego środowiska - ujął bogacza , ponieważ przy nim czuł, że żyje i że Driss się nad nim nie lituje. Mało tego! Potrafi śmiać się z niepełnosprawności swego pracodawcy.
Film, choć wzruszający i pełen ciepła, posiada ogromną dawkę humoru. Omar Sy - grający właśnie Drissa - jest niesamowity ze swoją mimiką ( najpiękniejsza scena, gdy jest w operze), ruchem i tańcem ( na urodzinach Philippe) i śmiechem. Cudownym śmiechem.
Powiem Wam ,że dawno nie widziałam tak dobrego filmu, przy którym odpoczęłam, pośmiałam się powzruszałam, ale i uwierzyłam, że przyjaźń może istnieć między ludźmi, jeśli tylko tego chcą, jeśli tylko dadzą sobie szanse i ani pieniądze, ani kalectwo, ani inny kolor skóry czy wyznanie nie są w stanie przeszkodzić w czystej relacji międzyludzkiej.
Piękny, cudowny film! Polecam z czystym sumieniem!
Dziś kolejny wieczór z filmem. Jeszcze nie wiem, jakim, a moze Wy macie jakieś propozycje? Czekam na tytuły!
Jagodzianka.
Nietykalnych oglądałam już dwa razy, i mogłabym jeszcze wiele...piękny film i pięknie go zrecenzowałaś;) Nic dodać nic ując... Miłego weekendu a pizzą mi smaka narobiłaś;)
OdpowiedzUsuńa polecam Infiltrację z Leonardem di Caprio..MNie się bardzo podobał:)
OdpowiedzUsuńUważam, że Leo jest jednym z najlepszych aktorów jego pokolenia. Zapisałam sobie ;) Dzięki!
UsuńTo jeszcze zobacz Wyspę tajemnic... też jest w niej doskonały Leo
UsuńKochana, zobaczyłam że jest w reżyserii Martina Scorsese i już zapisałam jako jak to mówią : "mast si" ;)
UsuńW. twierdzi, że oglądaliśmy "infiltrację" - ja nie pamiętam. Do powtórki!
UsuńSlyszalam o tym filmie i ciagle zapomina go poszukac moze dzis wieczorem. O pizzy natomiast nic nie powiem, bo jestem dosc ortodoksyczna w tym temacie w przeciwienstwie do mojego osobistego wlocha, ktory dopuki mieszkal w ojczyznie tez taki byl, raptem w Szwajcarii odkryl pizze mrozona i tylko taka jadamy ostatnio. Moze tylko ci doradze sprobowac pizze z grillowanymi warzywami(baklazan, cukinia, papryka)a pizzy z szynka parmenska nie jadam ale widzialam w pizzeriach, ze daja ja na pizze dopiero po upieczeniu, generalnie tej szynki nie poddaje sie jej obrobce termicznej.
OdpowiedzUsuńKoniecznie obejrzyj.
UsuńCo do pizzy. Mrożonej pizzy nigdy nie jadłam i chyba nie ma takiej opcji, bym spróbowała. No chyba, że gdzieś u kogoś. Robiłam tartę z grillowaną cukinią. W. nie trawi bakłażana, więc odpuściłam sobie to warzywo, po tym jak wprowadziłam cukinie, za którą też nie przepada ;) Ach, ja lubię tę szynkę tak lekko przypieczoną, gdy jest chrupka... Oczywiście, taką bez obróbki też.
Ja za baklazanem tez nie przepadam ale od czasu do czasu kupuje, to warzywo. Baklazan musi sie spocic zeby pozbyc go goryczki.Ja wlasciwie jadam go tylko w jednym daniu Parmigiana to taki rodzaj zapiekanki jak lasagna tylko zamiast makaronu uzywa sie plastry grilowanego lub smazonego baklazana i do sosu nie daje sie miesa.
UsuńTak, tak. wiem. Najpierw go solę i zostawiam na pół godziny. Następnie ręcznikiem papierowym odsączam z soku, który się wydzielił. I potem grilluję i jem. sama ;)
UsuńWracam Madziu do blogowego świata :) Ależ mam zaległości u Ciebie - powoli będę nadrabiać :) Ja uwielbiam pizzę, ale nigdy ciasto nie wychodzi mi tak jakbym chciała. Jakieś takie twarde zawsze jest... Ale smaku mi narobiłaś i na pizzę i na film :)
OdpowiedzUsuńKochana, widząc, ile napisałaś komentarzy - jesteś niesamowita, ze chce Ci się czytać i oglądać to, co tu skrobię. Kocham Cię!
UsuńNiesamowita to jesteś Ty, że tak regularnie zamieszczasz tyle ciekawych i inspirujących postów :) Czytanie i oglądanie ich to dla mnie relaks :)
UsuńBardzo, bardzo dziękuję! Buziaki!
UsuńObejrzany już 4 razy i wierz mi Jagodzianko, za każdym razem śmieję się tak, jakbym widziała go po raz pierwszy! Film jest genialny, tak samo i obsada.. Podobno kręcą wersję Hollywood, po co? Nie wiem, jakoś nie przepadam za odgrzewanymi kotletami, jeśli coś zrobiło furorę w oryginale. Dla mnie tej wersji żadna inna nie przebije. Tak jak nie przebiła szwedzkiej, amerykańska wersja "Dziewczyny z tatuażem". Widziałaś?
OdpowiedzUsuńahhh, zapomniałabym.... pizzaaaaaaa, prawie oblizałam monitora... =)
HOLLYWOODZKA WERSJA? to żart jakiś. wyjdzie jedna, wielka kicha naszpikowana najdroższym designem
UsuńŻanet. Oczywiście filmu "Dziewczyna..." nie oglądałam ,bo ja w ogóle do tyłu jestem ze wszystkim. Ale obejrzę - najpierw szwedzką wersję.
UsuńWysyłam Ci wirtualnie kawałek pizzy;)
Lucy, nawet nie zobaczę te hollywoodzkiej wersji, bo ja godność mam ;)
Dzięki wielkie za rekomendację filmu. Nie dawno oglądałam też przez Ciebie polecany (ten o Belgach i Francuzach) i bardzo mi się podobał. Teraz tego poszukam. A pizza smacznie wygląda. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAch, Kajuś, jak się cieszę, że przypadł Ci do gustu film " nic do oclenia". Obejrzyj zatem dzisiejszy - będziesz zadowolona!
UsuńPozdrawiam!
Ale mam lenia patrząc na pizzę. Poczęstujesz mnie kiedyś?
OdpowiedzUsuńI pizzą, i tartą,i fondue, i raclette i to wszystko zalejemy winem: białym, różowym i czerwonym!
UsuńO ja też chcę, ja też;P
UsuńBabki, wsiadać w samolot i czekam na Was! Albo jak będę teraz w Pl, to Was po drodze zabiorę ;)
UsuńJuż się cieszę;)
Usuńtytuł kojarze, wiec trzeba obejrzeć!
OdpowiedzUsuńObowiązkowo!
UsuńRównież polecam - świetny film
OdpowiedzUsuńChyba innej recenzji nie może być ;)
UsuńSkoro oglądałaś "Nic do oclenia" i Ci się podobało to polecam również "Jeszcze dalej niż północ" ("Bienvenue chez les Ch’tis").
OdpowiedzUsuńA "Nietykalni" to mój numer jeden!
Ach, o filmie "Jeszcze..." już pisałam :http://blogowanko-jagodzianka.blogspot.fr/2013/06/sobota-pod-kulturalna-chmurka-od.html
UsuńAch, faktycznie :) jeszcze nie czytałam tego wpisu, idę zatem nadrabiać zaległości!
UsuńMadziu, czyli jesteś o krok dalej niż ja, bo ja pizzy nigdy sama nie robiłam... no i widzisz, wystarczy palcem po mapie, taniej, szybciej i też całkiem miło:)
OdpowiedzUsuń