czwartek, 13 września 2012

CZWARTY DZIEŃ - CODZIENNIE

Bonjour.
  1. codziennie – co robisz codziennie, powtarzająca się czynność 
Klasycy uważali, że treścią dzieł winny być sprawy piękne i wzniosłe. Codzienność do nich nie należała i pisanie o niej byłoby wręcz profanacją sztuki. Tak sobie myślę, że pewnie poprzewracali się w grobach na wieść o istnieniu turpizmu, który wychwala brzydotę,  a tematem wiersza może być nawet łyżka duszlakowa jak u Białoszewskiego w "Szarych eminencjach zachwytu". Wiadomo, że to, co jest naszą codziennością, zwykłymi czynnościami, wydaje się nam prozaiczne, mało atrakcyjne i nawet niewarte mówienia. 
Miałyście taką sytuację, żeby przy wspomnieniu koleżance, że zrobiłyście pranie, ona pociągnęła temat i z wielkim zainteresowaniem zapytała: "A co dziś prałaś? Jasne czy kolorowe? Użyłaś płynu do zmiękczania? Pierzesz w programie delikatne?". Albo mąż wraca z pracy i od progu mówi: "U, kochanie, jak pachnie w domu pronto. Uważam, że doskonale wyczyściłaś z kurzu półki z książkami". Mało, że takich słów od swojej połowy nie usłyszycie, to prawdopodobnie w 90 % żaden nie zauważy, że cokolwiek czymkolwiek zostało wytarte z kurzu! Taka prawda...
Codzienne czynności nie są fascynujące, ale są naszym obowiązkiem, który musimy wykonać. Choć nie znaczy to, że wszyscy to MUSZĄ, bo są tacy, którzy tego CHCĄ, bo LUBIĄ.  A weźmy chociaż gotowanie. Dla jednych to prawdziwa udręka, by coś upichcić na obiad. I mam wrażenie, że w takich potrawach czuć tę szczyptę "NielubieniaGotowania". Ale są też tacy, dla których gotowanie to poezja, kreowanie smaków, kolorów  i konsystencji! To sztuka.
Mnie się wydaje, że codzienność trzeba najzwyczajniej w świecie oswoić. To, czego się nie lubi uatrakcyjnić (Ja na przykład nie cierpię prasowania. Dlatego, żeby przetrwać, prasowałam, oglądając jednocześnie "Gotowe na wszystko". Miałam nagranych kilka sezonów, więc codziennie była dawka dwóch odcinków. Wiadomo, jak się zaczynała jakaś akcja - a było ich wiele - to ręka zatrzymywała się wraz z żelazkiem, ale nie bądźmy już takie "akuratne";)).
Albo w tej codzienności znajdźmy te czynności, które sprawiają nam przyjemność i je celebrujmy. 
Ja, gdy pracowałam, czekałam jak na zbawienie - po całym szalonym, zabieganym dniu- na godzinę 20.oo, kiedy to mogłam już spokojnie wyciągąć decu-scrapy i zapaść się w otchłań dłubania, by odreagować stresy dnia...
 
A jak jest teraz? Moją codziennością obecnie jest na pewno oswajanie się z nową rzeczywistością, ale wykonuję to, co wszyscy:piorę, sprzątam, gotuję, CZASEM prasuję (nie mam dalszych sezonów "Gotowych" ;)), chodzę - oczywiście sześć razy dziennie w tę i z powrotem do Jagnę. Chociaż dzisiaj tylko cztery, ponieważ popołudniu jedzie do polskiej szkoły, więc jedna runda z głowy...
 
Ale to, co sprawia mi przyjemność (oprócz tradycyjnego rękodzieła), to poranne otwieranie okiennic. To moment, kiedy zapraszam słońce i dobrą energię do siebie; kiedy witam dzień z wiarą, że przyniesie mi same pozytywne chwile i zapewni chęć do:
  •  przejścia po raz kolejny pod górę, 
  • zdążenia przygotowania lunchu,
  • do nauki języka zwanego francuskim, 
  • cierpliwości wobec dzieci,
  • posprzątania z uwieszonym na nodze Franiem,
  •  zrobienia kolejnego prania.
 Otwieranie okiennic to otwarcie nowej kartki w moim kalendarzu życia, w którym zapisują się moje emocje, przeżycia, PrzespracerowaneLubPrzebiegnięteKilometry...
 
Tak, tak, kochani. W oknie widzicie Stefana, który... zakwitł po raz trzeci w tym roku! (Storczyk jest właścicieli, którzy wyjechali na wakacje i zostawili mi go pod opieką. Na szczęście koleś rozumie po angielsku, więc jak go spryskuję, to zagadam swojskim "How are you?";)).
Stefan miał pójść do Moniki. Jednakże wyjechała ona na drugi koniec Polski, W. dzwonił do Jej K., ale ten nie odbierał i dla mnie to był znak, że Stefan MUSI jechać z nami. I są chwile, kiedy błogosławię swoje gabaryty. W samochodzie ja siedziałam po turecku (mam tę zdolność zmieszczenia się w każdym fotelu samochodowym:)), a Stefcio przede mną, zabezpieczony torbą. Mam nadzieję, że chłopak dobrze zniesie zmianę klimatu, bo on jest bardzo wrażliwy na wszelkiego rodzaju przeprowadzki...

Pozdrawiam, 
Jagodzianka.

18 komentarzy:

  1. Piekne zdjecie, piekna opowiesc.. Ale ten Stefanek, ludu, i on Ci zakwitl po przewozie? Tez mam Stefana, jest z nami od 1,5 roku, jest gigantyczny, wlasnie poraz kolejny obwiesza sie na karniszu...nie wiem jak go pohamowac! Kiepski ze mnie ogrodnik... Przycinasz go jakos specjalnie? Ale musze sie pochwalic, ze moje tez kwiatki mial.. choc wiem jakie to wrazliwe zwierze, tfuu kwiat! Sciskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ja go nie przycinam. Owijam jedynie... Ale coś się mi mój Stefcio nie podoba... Coś mu chyba dolega ;( Ale kwitnie i to najważniejsze. Teraz to miał tylko cztery kwiaty, ale przy kwitnieniu w maju to po prostu prawie cały był biały. I ten zapach!

      Usuń
  2. Masz okiennnice, o ja, zazdroszczę :)

    A prasować nie lubię i nie prasuję. Chyba, że już naprawdę muszę. A jak nie muszę, a tylko by się przydało, to prasuje mąż :)
    Za to gotować lubię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co... Był czas,że nie prasowałam. Ale miałam taki okres, ze potrzebowałam się totalnie wieczorem odmóżdżyć i wtedy prasowałam trochę.

      Usuń
  3. bardzo klimatyczne zdjęcie :) i te niebieskie okiennice, bajka...

    z tym oswajaniem codzienności to coś jest na rzeczy; ja tak oswajałam gotowanie, a teraz nie mogę uwierzyć, że kiedyś nie lubiłam gotować :)
    (a na marginesie, to czy mogę prosić o przepis na surówkę z selera i orzechów? ładnie się uśmiecham :)

    mam czasem wrażenie, że codzienność innych jest dużo ciekawsza niż moja...;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam czasem takie wrażenie.
      A przepis: seler świeży obrać i zetrzeć na małe oczka. Pokropić cytryną. Następnie obrać orzechy włoskie i na drobno posiekać zmieszać z selerem oraz z jogurtem (albo śmietaną - jak kto woli). można dodać także posiekaną zieloną pietruszkę. Posolić do smaku.

      Usuń
    2. Ja znam podobny przepis tylko jeszcze dodaje się ananasa pokrojonego w kawałki. Pycha!
      Okiennice piękne i otwierani ich codziennie musi być miłym rytuałem ;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. dziękuję za przepis, brzmi bardzo apetycznie...

      Usuń
  4. Oj, ja też prasować nie lubię... ale nie ma mnie kto w tym wyręczyć-mąż strajkuje :D
    super zdjęcie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można : A) polubić prasowanie albo je tolerować ;)
      B) nie prasować ;)

      Usuń
  5. Ach, cudowne są te Twoje okiennice - rytuał ich otwierania mogłabym celebrować bez końca ;) Prasować też bardzo nie lubię. Robię to dopiero wtedy, gdy Mąż nie ma już co na siebie włożyć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to samo robię z prasowaniem. Prasuję raz w tygodniu 7 koszulek i mam z bańki na tydzień ;)

      Usuń
  6. Kochana, zapewne gdzieś pisałaś o przeprowadzce dokładniej, ale jeszcze nie miałam czasu się wczytać. Gdzie Ty jesteś? Bo ta chatka wygląda naprawdę zachęcająco...
    Białoszewski wielkim poetą był, bo swojski, z wyobraźnią, ale też piekielnie inteligentny. Nie to, co Słowacki... Może podła jestem, ale jakkolwiek talentu Słowackiemu odmówić bym nie mogła, po twórczości widzę, że był człowiekiem zupełnie nie z mojej bajki. Ukształtowała go epoka, w której żył, stąd te jego posrane dzieła. Ale wracając do tematu - Białoszewskiego ludzie lubią, choć nie rozumieją. Na szczęście nie wiedzą, że był gejem, bo szybko by front zmienili. Uwielbiam Mirona i Gałczyńskiego jeszcze, i niektóre wiersze Leśmiana. Ale w lirycznej poezji wolę autorki kobiety. To tak a propos twoich okiennic ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pisałam. Mieszkam obecnie w południowej części Francji.
      Białoszewski... Tak, dziękuję Ci, Koleżanko,za tak głęboką analizę moich okiennic, odwołując się przy tym do poezji ;P
      Myślę, że Białoszewski jest bliższy ludziom współczesnym między innymi, że żył on w "naszych czasach", choć język jego twórczości do łatwych nie należy. Słowacki zaś żył w zupełnie innej epoce: od języka po idee, sytuację kraju... No a wymogi romantyzmu były takie, że pisać utwory należało w takim a nie innym duchu;) Tam wszystko było inne ;)
      No a teraz STRASZNĄ prawdę o Białoszewskim napisałaś i już go nikt nie będzie lubił ;P;P;P

      Usuń
    2. cóż ja poradzę, że tak głębokie myśli mi po głowie chodzą ;p

      Usuń
    3. A ja tam Słowackiego lubię ;)

      Usuń