Bonjour.
Dziękuję serdecznie za słowa otuchy jak i zainteresowanie wczorajszymi doświadczeniami szkolnymi Jagódki.
To był wyczerpujący emocjonalnie wtorek, ale - jak na razie - zakończony sukcesem.
Po pierwsze. chcieliśmy Jagódkę zapisać do CP ( odpowiednik polskiej zerówki), ponieważ tam uczą dzieci pisać i czytać. dla dziecka, które nie zna języka - uważaliśmy - będzie to najlepsze rozwiązanie. Ale okazało się, że z uwagi na Jagny wiek, musi chodzić do CE1 (odpowiednik pierwszej klasy). :(
We Francji rozpoczęcie roku szkolnego nie przebiega jak u nas: począwszy od apelu, poprzez spotkania w klasie i pogadanki, co będą dzieci potrzebowały i czego będą się uczyły (upssss... być może teraz to inaczej wygląda, posiłkuję się swoim doświadczeniem ;)).
Tutaj przed szkołą wszyscy się zbierają; dzieci i rodzice. Przed wejściem przy stoliku stoją panie nauczycielki z termosami z kawą ;). Inni nauczyciele przemieszczają się między dzieciarnią i "odfajkowują" obecność. Jak dla mnie był to czas lekkiego chaosu. Następnie każdy z nauczycieli klaszcze w dłonie i dzieci ustawiają się grzecznie w rządku - każdy w swojej grupie. Następnie dzieci idą do klas i zaczynają normalne lekcje.
Z różnic, jakie jeszcze są tu widoczne, zauważyłam, że rodzice nie wchodzą do szkoły. Na swoje pociechy czekają na zewnątrz.
Bardzo miłe i budujące było zaangażowanie - zarówno chłopców jak i dziewczynek - w tym, by pomóc Jagnie. U nas raczej jest tak, że "odmieńców" zostają się samemu sobie - ale tu znowu mogę się mylić i być może jest teraz zupełnie inaczej...
W każdym razie byłam o 11.3o po Jagienkę, która wyszła uśmiechnięta i opowiadała, że pisali dziś literkę A i że najpierw usiadła sama i dosiadł się do niej chłopiec.
Po lunchu (a może obiedzie ;)) odprowadziłam dziecię do szkoły. Widziałam, jak dwie dziewczynki "rywalizowały" o to, z którą Jaga będzie w parze. to też jest takie pocieszające, że dzieci są przyjaźnie nastawione... Tylko ta bariera językowa...
O 16.3o odebrałam dziecko ze szkoły, która rzekła mi, że bardzo lubi tę szkołę, tylko przykro jej, że nie może porozumieć się z dziećmi ,ale równocześnie powiedziała, że poradzi sobie z tym. Kiedy podałam Jej przykład koleżanki, która pojechała do Niemiec i będzie musiała także zmierzyć się z tym samym problemem (językowym), dziecię mi odrzekło: "Ale ja nie mam żadnych problemów!" No tak... grunt to pozytywne nastawienie.
Jakieś dwie fotki pstryknęłam z rozpoczęcia roku, ale szczerze mówiąc, nie miałam głowy ani nastoju do tego, by zajmować się aparatem, więc Wam nic nie pokażę.
Chciałabym jednak omówić jeszcze jedną istotną kwestię... Gdyby nie to, że W. rano zawozi Jagódkę do szkoły to cztery razy przemierzałabym odcinek dom - szkoła. Podróż trwa ok. 20 minut, ale jak już wspomniałam wcześniej, mieszkamy u podnóża gór Jura, droga zatem wiedzie po wzniesieniach i dolinach. Zapewniam Was, kochane, że jeśli chcecie mieć piękną i smukłą sylwetkę, to te wycieczki są wprost idealne! A jaką kondycję można sobie wyrobić, gdy mocno trzyma się wózek, gdy schodzi się w dół, a potem pcha jak wóz z drewnem - gdy idzie się pod górę... A jak się cieplutko od razu robi! Zapraszam zatem wszystkie Panie do mnie na takie wędrówki i będziemy sobie razem chudnąć ( w moim przypadku - zanikać ;)).
Idąc tak sobie do tej szkoły, poczułam się jak bohaterowie z książki " Dzieci z Bullerbyn". Tylko my nie mijamy złego szewca a uroczy młyn...
I tak cały czas: z górki albo wręcz przeciwnie ;)
Jak jest mglisto i bezsłonecznie to trudno ująć uroki krajobrazu...
Pozdrawiam serdecznie,
Jagodzianka.
Na twoje pisanie czekam jak na króciutki rozdział, powstaje z tego cudna opowieść;-)
OdpowiedzUsuńCudownie,że Mała tak cudnie wrasta w środowisko, bądź co bądź dla niej obce;-)
Dziękuję, Basiu. ;) To dopiero początek Jagny drogi w obcym miejscu... Obawiam się, że jeszcze będziemy mieli pod górkę i to nieraz i to pod bardzo stromą!
UsuńNo pięknie tam macie! :) A Jagodzie zazdroszczę optymizmu i wiary! Wiadomo, że da radę! Ale ja chyba musiałabym się od niej nauczyć takiego podejścia :))) Pozdrowienia serdeczne! B.L
OdpowiedzUsuńOj, wczoraj odbiło się wszystko na mnie... Stresy Jagny wyszły i musiałam wczoraj bardzo mocno dbać o to, by nie zwariować ;)
UsuńOkolica piękna. Jeszcze parę dni i nabierzesz kondycji - zwłaszcza w stronę "pod górę" ;-) Na początku zawsze najtrudniej. Trzymaj się ciepło!
OdpowiedzUsuńDziś kolejny "trening";)
Usuńależ Jagódka optymizmu zebrała- skąd powiedzcie- mi tez się tyle przyda! To na pewno bardzo trudne, ale też bardzo ciekawe takie doświadczenie bycia tą "inną", ale myslę, że spokojnie da rad-jak sama mówi :)
OdpowiedzUsuńu nas zerówka ruszyła całkiem spokojnie, pewnie dlatego, ze z Frankiem jest jeszcze kilkoro dzieci, które zna z przedszkola. Ale Pani wygląda na taką.... z dawnych lat- ciut za oschła jak dla mnie :) Ale może pozory mylą?
Uważaj na tych zjazdach! A może kup rolki?? :) pozdrawiamy
Myślę, że dla Jagny bycie "inną" to teraz przede wszystkim niemożność zawarcia prawdziwych znajomości...
UsuńRolki - fajna sprawa - ale co zrobić z Frankiem ? W przyszłości myślę o rowerze...
Też bym chciała "zanikać",moze przyjadę pomóc?:)))A już upodobnienie Twojej marszruty do mojej ukochanej lektury "Dzieci..."rozczuliło mnie na maxa!
OdpowiedzUsuńŚwietnie,ze córcia daje radę,trzymam kciuki:)
Powiedz mi, jak to jest, że 'Dzieci" mają już tyle lat a wciąż zachwycają?
UsuńWitajcie
OdpowiedzUsuńCudnie tam u Was :)
Super, że Jagoda tak fajnie daje radę, daję ja za wzór moim dziewczynom, które marudzą, że nie są w klasie z ulubioną koleżanką.
Pozdrawiamy - Jany
O kochani, odezwaliście się! :) Wiesz... Początki są w miarę spokojne, bo na razie nie ma za dużo nauki, a to, co robią na lekcjach, jest dla Jagi zrozumiałe.
UsuńWspominałam już w jednym komentarzu, że wczoraj odbijały się na mnie Jej wtorkowe emocje i na wszystko słyszałam NIE.
Ta Wasza Jagoda to prawdziwa bohaterka - wspaniale daje sobie radę w nowej rzeczywistości :) I tak trzymać :)
OdpowiedzUsuńI bohaterowie mają czasami słabsze dni ( na przykład wczoraj ;));) Ale dzięki! Mam nadzieję, że będzie dobrze!
UsuńNo to i ja, "otokton" (ze tak pozwole zapodac sobie ortografia zesluchowa ;-), czyli tubylec, pozazdroszcze. Zazdroszcze kazdziutkiego szczegolu! Takiego pieknego domu, bliskosci gor wszelakich, Szwajcarii, "odchudzania" (nie czteryrazydziennego biegania do szkoly, bo to akurat mam ;-) ), z gorki, podgorki, mlyna, fontanny, widokow, ludzi...Zazdroszcze, ale teraz juz tak jakby bardziej serio, tych samozaistnialych mozliwosci jezykowych! Cudo, po prostu!
OdpowiedzUsuńCo do szkoly...powiem tylko: ciesz sie, kobieto! nawet nie zdajesz sobie sprawy jak powinnas sie cieszyc! z podejscia, luzu, elastycznosci. Porownam tylko odrobinke do tzw duzego miasta, dalej zwanego "stolycom". Nie ma co sie rozpisywac. Zreszta nie miejsce tu ani o nas mowa. W CP lepiej juz umiec pisac, ZADNYCH zdjec, a kawa? Jak sobie pojdziesz do cafe z mamusiami i dasz 3.5! :-D
Jagodziano, ciesze sie z Waszego sukcesu, z barw zycia i z naszego prawie sasiedztwa.
Z pozdrowieniami
Sis
Sisku, obawiam się, że przed nami jeszcze długa, kręta i bardzo stroma droga... Ja się cieszę, doceniam to wszystko - a szczególnie Jagody okazję do poznania kolejnego języka. Tylko jeszcze przy tym wszystkim nie zwariować!
UsuńA! Zdjęć żadnych, bo na nich inni uczniowie i rodzice... Ponadto zdjęcia nieciekawe...
UsuńZwariowac to mozesz najwyzej z przedawkowania szczescia, ale takiego zwariowania to chyba kazdemu mozna zyczyc :)
UsuńA o zdjeciach mowilam w kwestii porownawczej, a nie, ze nie pokazalas. Chodzilo tylko o to, ze tu nie mozna. Podpisujesz papier czy sie zgadzasz czy nie, ale zeby sie inni na Twoim zdjeciu znalezli? ojooojoj! wiezenie! ;)
No, ale dobra, fajnie jest!
Milej wycieczki! Ciepelko zapowiadaja.
Sis